Noc się jeszcze wokół sączy,
Choć na wieży zegar głosi,
Że ów noc się właśnie kończy,
Bo dzień senne oczy wznosi.
Idę ścieżką wzdłuż strumyka -
Z psem na spacer tak wychodzę.
Kiedy ciemność jeszcze wzdycha,
Ja w głębinach czerni brodzę.
Domy drzemią wciąż spokojnie
Blaskiem latarń otulone.
Trel w konarach brzmi zbyt skromnie.
Szumią drzewa wyciszone
Nad strumieniem pochylone
Jak po wodę sięgające.
Każde inną ma koronę
I korzenie pełzające.
Rosną wierzby rosochate
A wśród nich i wciąż płacząca.
Brzegi wiją się mechate
W trawy, które drżą do słońca;
A przy ławce trzy kasztany
Rozłożone parasolem…
Bluszcz zaś spływa poplątany,
Pną się w niebo i topole.
Strumień zda się zaś spóźniony,
Bo w pośpiechu gdzieś umyka.
Nurt w nim pluszcze rozpędzony,
O kamienie się potyka,
A na wstążce lśniącej wody
Niczym boje piór dryfują
Kaczki, które niosą prądy,
Gdy te w skrzydłach się maskują.
W gąszczach krzewów czapla czuwa,
Lecz spłoszona się podrywa
I jak paralotnia fruwa…
Po czym w ciemność nagle wpływa.
Chłód strumienia się osadza
Kropelkami wilgotności
Na tym, co się w strumień wkrada,
By zatopić się w rześkości.
W ciszy tryl mnie wręcz zachwyca,
Który za dnia w zgiełku gaśnie.
Pora jest to wręcz dziewicza.
W niej się rodzą piękne baśnie.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz