poniedziałek, 31 lipca 2023

TRUCIZNA

Chyba niewiele dziś potrzebuję,

Bo nic wielkiego mnie nie pociąga.

Niekiedy w drodze się z kimś skrzyżuję,

Kto mi bezczelnie z dumą urąga,


Twierdząc, że lepiej wie, co mi trzeba

I co powinnam, co lubię, muszę...

Z takim rozmawiać się nawet nie da.

Taki jedynie liczy fundusze


I jak komornik krąży w temacie,

Tu łypnie okiem, tam coś podejrzy.

Świnia, choć w szpilkach, i cham w krawacie!

Każdy detalik obmaca, przejrzy


I nie pytany rzuca porady,

Pouczeniami zadręcza ciszę...

Wtem nagle krzyczę: "Dojdzie do zwady,

Jak jeszcze jedno słowo usłyszę!",


Po czym dodaję: "Odpieprz się wreszcie!

Ja ci w twe garnki wszak nie zaglądam."

I go wymiatam z życia dość grzecznie.

Ślady koszmaru niezwłocznie sprzątam,


Choć!... pozbyć takich się nie jest łatwo.

Stanie pod oknem, się odgrażając.

Dzwoni jak Judasz pełniutką sakwą,

Poszanowania dla się żądając.


Za klamkę szarpie i w drzwi me kopie,

Inwektywami szyby wybija.

Tak się zapędza w gniewu galopie,

Któremu zazdrość ognista sprzyja,


Że tą trucizną plując, się truje

W konwulsjach złości oddech zatraca,

Żądzy mściwości nie kontroluje,

Zawiścią życie w proch swe obraca,


Po czym wygłasza, że moja wina

W tym, co go właśnie w gniewie spotkało,

I awantury przy furtce wszczyna,

Bo mi zaszkodził, ale za mało.


Z tego powodu zdzierżyć nie może,

Iż dostatecznie mi nie dokuczył.

Oj, poszedł walczyć by wnet na noże

I chętnie spokój by mój zakłócił,


Byle osiągnąć złością podszyte

Mściwe zamiary mnie upodlenia.

Drzwi mam skopane, okna wybite,

Lecz to niewiele w mym życiu zmienia,


A wciąż zawiścią truje takiego,

Który by więcej zniszczyć zapragnął,

Żeby wywyższyć tym chciwe ego

Oraz nasycić też pychę własną.


Trudno jest pojąć ludziom w amoku,

Że mam potrzeby zgoła odmienne,

Że bez wartości, co miłe oku,

A co duchowe dla mnie bezcenne.


Los mnie doświadczył i uodpornił

Na uszczypliwość oraz zniewagi.

Ludzie do złego strasznie są skłonni

I zatracają zmysł równowagi.


Żal na to patrzeć, lecz... cóż poradzić?

Już nie katuję się tym zjawiskiem.

Widzę, że ludziom bardzo to wadzi,

Że im wymyka się życie ślizgiem,


Gdyż zazdrość zżera ich od środka,

Przeżuwa wolno oraz boleśnie.

Zemsta niestety nie bywa słodka

A od mściwości ucieka szczęście,


Więc bardziej sobie szkodzą niż innym,

Których upodlić i zniszczyć pragną.

Owym myśleniem - zgoła dziecinnym -

Wszystko najgorsze w ramiona garną


I jak Titanic topią się w gniewie.

W zawiści mnóstwo ci ludzie tracą -

Będąc w mściwości wiecznej potrzebie,

Radością własną za złość swą płacą


I obsmażani w ogniu zazdrości

Nie mogą unieść czyjegoś szczęścia,

Dławiąc się, dusząc czadem wrogości

Bez zatracenia siebie pojęcia.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl





piątek, 28 lipca 2023

Z POPIOŁÓW WSTANIE!

Przychodzi taki moment w człowieku,

W którym zbierają się wszystkie złości,

Więc się odwraca w dojrzałym wieku,

By raz ostatni spojrzeć przeszłości


W oczy wzruszenia mgłą wypalone,

Błądzące za nim jak chromy ślepiec,

Wtedy rozumie, że spopielone

To, czego pragnął w doczesnym świecie,


I raz ostatni nostalgii wzrokiem

Ogarnie szkielet pogorzeliska,

Ruszy przed siebie zadumy krokiem

Jakby po meczu wracał z boiska,


Przegrawszy właśnie mecz rozegrany,

Z którym to wiązał wielkie nadzieje.

Ciążą porażki mu ów kajdany,

A... co minione z niego się śmieje.


W blasku już słońca zachodzącego,

Gdy pozostało czasu niewiele,

Człowiek zrozumiał wnet coś ważnego,

Że nadal przed nim przyszłość się ściele,


Więc postanowił zacząć od nowa,

Zmieniając najpierw swe nastawienie.

Kiedyś się w cieniu kolegów chował,

Dziś iść zamierza, ale na czele,


By nie przekazać swojego steru

Komuś, jak dawniej, by ten kierował.

O własnych siłach krocząc do celu,

Będzie nareszcie sam decydował,


Dlatego dłonią w górę wzniesioną

Przeszłość pożegnał, lecz ostatecznie.

Ona oburącz ściska swe łono,

Z którego rozpacz krzykiem zań cieknie.


Człowiek się jednak już nie odwraca,

Choć słyszy ciągle za nim wołanie.

Wie, że się sobą bycie opłaca

I - jak nikt dotąd - zasłużył na nie.


Lichwiarzy zatem za próg wyrzucił,

Asertywności się ciągle ucząc.

W pierwszym wrażeniu ciut się zasmucił,

Z sumieniem długo się przy tym kłócąc,


Lecz, gdy doświadczył upokorzenia

Od ludzi, co się na nim ślizgali,

Poczuł, że życie się jego zmienia

I wreszcie płynie na jego fali,


Że się nie dusi pod stopą lichwy,

Która twarz jego w bagno wciskała,

Że się nie chwyta w panice brzytwy,

Co go z ów bagna wyciągnąć miała.


Podniósł się z kolan w imię godności

Świadomy prawa, by być człowiekiem,

Nie zaś obiektem przedmiotowości,

Do czego dojrzał i dorósł z wiekiem;


A kiedy stanął wyprostowany

Jako przystało na homo sapiens,

Trwał w wytrwałości kamienowany

Przez zazdrość, która dyszy i sapie


W tych, co go kiedyś z błotem mieszali,

Z niego korzyści dla siebie czerpiąc,

Co po nim na szczyt się wdrapywali,

Na jego głowie bezczelnie siedząc.


Taka tkwi podłość w osobach wielu,

Że się od innych za lepszych mając,

Po trupach dążą, jak lis, do celu,

Sumienie pychą żądz uciszając,


A kiedy człowiek spod nich wypełznie

I wreszcie pięścią w stół z sił uderzy,

Stado hien tego buntu nie sczeźnie

I w przebudzenie to nie uwierzy,


Więc będzie mściwie ściągać człowieka

W tryby machiny własnej butności,

Aby krwi z niego spłynęła rzeka,

By mu połamać wraz z duszą kości.


Biada wam, hieny, żywcem jedzące

Tych, w których serce gorliwe bije!

To w was jest życie trupem cuchnące!

To wy siedzicie w gównie po szyję!


Człowiek wszak przez was wciąż poniżany

Z popiołów wstanie o własnych siłach,

Będzie godnością wszem wywyższany,

Gdyż człowieczeństwo płynie mu w żyłach,


I was z sandałów jak proch w dół strzepnie,

Ruszy przed siebie z głową wzniesioną,

Laur we włosy na skroniach wepnie,

Bo go na Boga obraz stworzono,


A!, że z miłości los nas rozlicza,

Czarno wam wróżę, ludu spodlony.

Ciąży u szyi wam win kotwica.

Chłoną was uczuć gniewnych betony.


I nawet jeśli coś osiągniecie

Na pozór świata tego wymogów,

We własnej złości mściwej sczeźniecie

Jak cmentarzysko zniszczonych grobów,


Z których wam członki wyciągać będą

Szczury i sępy waszej podłości,

Kości zaś wasze ogrodzą grzędą

Pełną demonów waszej zazdrości.


Nikt z was człowieka nie unicestwi.

Nawet, gdy spłonie w ogniu zawiści,

Podmiotowości swej resztki wskrzesi

I zdepcze chwasty waszych korzyści!

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl





czwartek, 27 lipca 2023

W CIENIU PRAWDY

W deszczu skąpane parują chodniki.

Posępne chmury wciąż są w gotowości,

Litości krztyny nie mając nad nikim.

Na cóż się niebo aż tak srodze złości?


Suną po szynach wąskich krawężników

Porozkładane gęsto parasole.

Nań krople lecą jak perły bez liku

A zeń spływają w krawędzi ich kole,


I dudnią głucho, myśli wywołując

I rozpryskując się nad bagażami,

Co dźwiga człowiek przed siebie wędrując

W nie upchanymi w biegu wspomnieniami,


I jako muzyk na znak dyrygenta

Skacze po tarczy w minutę z minuty.

Co było wczoraj, prawie nie pamięta

Rutyną życia zamroczony, struty.


Zmęczenie blednie na zszarzałej twarzy.

Chyba nie umie cieszyć się drobiazgiem.

O niemożliwych rzeczach ciągle marzy,

Gniotąc radości przyczyny na miazgę.


Deficyt ciąży już pożółkłych wiosen.

Nie ma recepty na czynienie dobra.

Człowiek się musi zmierzyć z losu ciosem,

Zwłaszcza że dola rzadko bywa szczodra.


Zatem poranień w duszy nie brakuje,

Więc dzień kolejny jest niczym wyzwanie.

Maską pozorów smutek kamufluje,

Gdy w ramkach netu jak do zdjęcia stanie.


Stąd na portalach dusza towarzystwa -

Na co dzień jednak zdany na samotność,

Która zeń gorycz depresją wyciska,

Więc czas się sączy jak w bólu okropność.


Z tego powodu zanikły relację.

Do twierdzy złudzeń nikt wszak wejść nie może.

Odkryłby wówczas najskrytsze dewiacje

Rzeczywistości, co wygląda gorzej


Niż ta zdjęciami w necie zmalowana,

Będąca zlepkiem kłamstw na zawołanie.

Gorzka to prawda, mocno naciągana.

Życie w jej cieniu to wciąż udawanie


Kogoś, kim nie jest się z sobą na co dzień,

A z kim się człowiek męczy nieustannie,

Czując niezgody trawiący go ogień

Na to by fakty ukrywać starannie.


Z tego się innym więc przypodobania

Wynurza ludzkie, przyziemne zmęczenie,

Gdyż bycia sobą dzisiaj się zabrania

Oraz uznaje za niepowodzenie.


Krzywda się dzieje człekowi głupiemu,

Który rozdaje siebie za oklaski,

Który chce wyrwać się życiu prostemu,

Choć nad nim gasną reflektorów blaski.


Teraz od netu idzie oderwany

I się powietrzem dusi niczym ryba,

Co wyrzuciły ją fal białe piany,

Na brzeg, gdzie skacze i w wodzie nie pływa.


Pewnie dlatego niebo nad nim płacze.

Wirtualnego świata stał się tworem.

Na co dzień ciągnie swe życie tułacze,

Choć wolał siedzieć by przed monitorem.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



KRÓTKO NA TEMAT

Nigdy nie będę, proszę Pana,

Ni popularna, ni lubiana.

Mam na to patent niezawodny

I nie jest z prawem on niezgodny,


Chociaż, gdy go wykorzystuję,

Słyszę, że ponoć nie szanuję

Wszechpanującej tolerancji,

Co się nie podda abdykacji,


Mimo że źle jest rozumiana

I błędnie w życiu stosowana.

Co robię - pyta pan - takiego?

Zapewniam pana, że nic złego.


Jestem po prostu wstrętnie szczera.

Prawda w mych słowach nie przebiera.

Co widzę, czuję, mówię o tym.

Później nierzadko mam kłopoty,


Bo dzisiaj ludzie, proszę pana,

Wolą, gdy prawda jest deptana.

Kłamstwami raczą się do woli.

Większość się w prawdzie stanąć boi,


Więc unikają jak zarazy,

Czując dyskomfort, stan odrazy,

Szczerości, która ich przerasta.

Ludzi wszak psuje miłość własna.


Dziś bowiem mamy, proszę pana,

Czas, co gęstnieje jak śmietana,

I bałwochwalstwa, nadętości,

Megalomanii i próżności,


Więc w owej dobie bufonady

Od egoizmu, nie! parady,

Bierze się błędne rozumienie,

Że winno dać się przyzwolenie


Każdemu na to, co chce czynić

I za co - Boże broń! - go winić,

Przy czym, niech zwróci pan uwagę,

Iż wymóg traci ten powagę,


Bo, gdy inaczej chce pan zrobić,

Ażeby w układ ów nie wchodzić,

Dopuszcza się dyskryminacji.

Jednostka nie ma nigdy racji,


Więc mniejszość... no, cóż, drogi panie...

Jest narażona na wygnanie.

Ją tolerancja wszak omija.

Mniejszość się zdaje więc niczyja.


Ot, takie czasy przewrotności.

Świat jest jak cesarz, co nagości

Świadomy nie jest i dlatego

Mamy dziś króla golutkiego,


Co dupą świeci prosto w oczy,

A jakby w szatach dumnie kroczy.

Przy takiej władzy, proszę pana,

Godność za bezcen jest sprzedana.


I o tym piszę, drogi panie.

Stąd z moim piórem jest skaranie.

Niewielu czyta mnie i ceni.

Leci lawina zaś kamieni


Ostrej krytyki, pouczenia,

Że się do sztuki gust dziś zmienia

Że się powinnam dostosować,

Tematy trudne w kieszeń schować


I słowo zniżyć do rynsztoku,

By drzazgą nie być w czyimś oku

I że językiem obosiecznym,

W literaturze niebezpiecznym


Już nie ma prawa nikt nic tworzyć,

Aby zachwycać, a nie gorszyć,

Że być powinnam zakłamana,

Lecz ja tak nie chcę, proszę pana.


Nie mam natury prostytutki,

Więc lekceważę wszelkie skutki

Tego, że w prawdzie żyć się staram,

Manipulować nie pozwalam


Ludziom, co mają człeka za nic,

Nie przestrzegają żadnych granic,

Są jak zaraza i trucizna,

Nędza, głupota i zgnilizna.


Takich, niestety, nie brakuje.

Świat się w prostakach dziś lubuje,

Chamstwem zachwyca oraz butą.

Mnie, proszę pana, też tym szczuto,


Lecz nie uległam tym wymogom.

Jedyne, co mi zabić mogą,

To ciało, ale nie mą duszę,

Dla której pragnę oraz muszę


Żyć w prawdzie, prawdą się wzmacniając,

Kłamstwem, głupotą pogardzając.

Nie chcę się wstydzić, że tu byłam

I nic dobrego nie zrobiłam.


Chcę żyć z godności w górze głową,

Więc, pan pozwoli, będę sobą,

A gdy się komuś nie podoba,

Za to urazę do mnie chowa,


Niechaj odejdzie, mnie zostawi

I w chełpliwości niech się pławi.

Niech pan tak na mnie nie spoziera.

Mnie wszak samotność nie doskwiera.


Cenię człowieka, lecz szczerego.

Drzwi mam otwarte dla takiego.

Na gaskonadę czasu szkoda.

Nie przyjmie u mnie się ta moda.


Życia swojego w zastaw nie dam.

Za przywileje się nie sprzedam.

Niczego z sobą nie zabiorę.

Umierać pragnę zaś z honorem.


To dziwi pana, zaskakuje?

Pan mnie po prostu nie pojmuje,

Do uległości zaś przyzywa.

Nie!, ja chcę zawsze być prawdziwa.


Jeżeli pana to przeraża

Albo zadręcza lub obraża,

Nic nie mam więc do powiedzenia,

Jedynie: Żegnam!... Do widzenia!


Prawda kosztuje - wiem coś o tym -

I z bycia szczerym są kłopoty.

Czasu na szczęście mi ubywa,

Będę bezczelnie więc prawdziwa,


Bo nic tak w życiu nie smakuje

Jak wolność, którą utrzymuję,

Będąc kim jestem bez fuszery -

Człowiekiem, co jest zawsze szczery.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl