Nie umiem patrzeć na kamień jak... kamień.
W nim są pokłady Ziemi powstawania,
Więc kiedy taki na mej drodze stanie,
Duch mój z szacunkiem przed nim czoło skłania
Jak przed starszyzną, co władzą jest ludu
I co pamięta niczym święta księga
Czas, w którym świat ów kształtował się z gruzu,
Z chaosu rodził się w bólach i mękach.
Listek nie dla mnie jest zwyczajnym liściem,
Który pączkuje z wiosny przebudzeniem,
Wisi przez lato jak zieleni kiście,
Jesienią spada z pięknym ubarwieniem.
To myśli, które gnieżdżą się w koronach
Wypowiadane szeptem szeleszczącym.
Gdy liść z gałęzi spada, pod pniem kona,
Zwiastuje okres zadumy milczący.
Nie dla mnie nurty wody wpław pędzące
Są czy potokiem, rzeką czy strumieniem.
To przemijania tryby zawodzące,
Co niczym w młynie koła poruszeniem
Historii kruszą ziarno z pól zebrane
Na mąkę, z której przyszłość chleb dostanie,
By doceniła to, co zapisane,
By skosztowała błędów rozpoznanie.
Trawa nie dla mnie jest kępami ździebeł,
Gdy się soczyście puszy, czy wypala.
W jej pióropuszach bowiem widzę siebie
I się starzenie, które mnie powala,
Wciąż pozbawiając ciała wilgotności
I wysuszając na wiór w bruzdach skórę,
Więc niczym sianem skruszeją me kości
Jako bukiety w deszczu szaro - bure.
Nie dla mnie kwiaty są tylko kwiatami.
To kryształowe kieliszki nektaru,
Które nas raczą słodkimi smakami
Ziół codziennego istnienia wywaru.
To wszystko dobre, co ludzi spotyka...
Cudne, nietrwałe jak ulotne chwile;
Co się pojawia i zmysłom wymyka
Niczym spłoszone nad łąką motyle.
Nie dla mnie gwiazda to ciało niebieskie,
Co promieniuje elektrycznym blaskiem.
Kiedy noc zdobi się srebrzystym freskiem,
Który o świecie rozlewa się brzaskiem.
To ma nadzieja, że żyje coś więcej
Niż człowiek w stanie jest tego doświadczyć,
Że zawsze może być bardziej niż piękniej,
Że wszystko winno czemuś służyć, znaczyć.
Księżyc zaś nie jest tylko satelitą,
A włazem, który został odsunięty,
Drogą ucieczki dla dusz znakomitą
Od trudów, znojów, tworzących zamęty.
Wystarczy tylko dostawić drabinę,
Aby po szczeblach opuścić przyziemność,
Wdrapać się w jasność jakoby kominem,
Aby w dół stopą zepchnąć bytu ciemność...
To wszystko oraz znacznie, znacznie więcej
Postrzegam jakby dno podwójne miało.
Stąd w przyspieszeniu bije moje serce
Jakoby w ogniu się doznań stapiało
I wyrywało z płomieni uścisku,
Ale daremnie, bo silne w niemocy
Jak drwa zwęglane na popiół w ognisku,
Co żarem trawi wypalane oczy.
Chcąc się uwolnić z ów matni emocji,
Wzywam pomocy eksplozją cierpienia.
Wówczas mnie tuli i mówi: "Odpocznij"
Poezja - matka duszy ukojenia.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz