środa, 31 sierpnia 2022

OBUMIERAM...

Ciągnie się za mną ścieżka do stóp przyklejona,

Zakładkami zakrętów marszczy się gdzieś w dali.

A przede mną jak bieżnia niczym niezmącona

Wije się od szpileczki, co się światłem pali


Jak latarnia na brzegu, do którego zdążam,

Pokonując ciemności ślepe korytarze.

Okolicę wyblakłą źrenicą okrążam.

Bywa, że się niekiedy niczym ćma poparzę,


Lecz przenigdy nie tracę uporu, by stanąć

Twarzą w twarz z przeciwnikiem w podłości zawziętym.

Wiem, że jutro, gdy wzejdzie, będzie nie tak samo.

Gaśnie bowiem w człowieku dzień nocą zdmuchnięty.


Obumieram w sekundzie, minucie, godzinie.

Przeszłość w palcach mnie kruszy jak atomy mąki.

Jestem jeszcze tu - teraz, lecz tylko gościnnie.

Rozsypały się dawno mej młodości pąki


Jak rzucane pod nogi płatki w Boże Ciało

Rozciągniętej kolumny procesji po życie.

Nie wiem nawet, czy będzie że mi brakowało

Tej przyziemnej prostoty, którą kocham skrycie?,


Choć nielekkim jest krzyżem wrośniętym w me ramię,

Co do ziemi mą duszę belkami przygniata,

Wygniatając mych trudów dość głębokie znamię,

Spowalniając mnie w marszu, który radość skraca.


Obumieram powoli i ciągle wbrew sobie,

Choć z pokorą na proces, w którym się zatracam.

Pocieszenie znajduję w oswojonej zgodzie -

Im się bardziej poddaję, tym rzadziej się staczam;


I tym więcej zyskuję, niewiele gromadząc;

I tym więcej po sobie zostawiam, znikając;

Tym szczęśliwsza się czuję, nieustannie płacząc;

Mnóstwo tracąc, mniej żalu wobec straty mając.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



PRAGNĘ...

Potrzebuję przestrzeni osnutej mgły tiulem

O granicy kreślonej rysikami koron,

Której liście kres znaczą delikatnie, czule,

O zachodzie zaś słońca płomieniami płoną.


Nagie ciało chcę wtopić w chłodny nurt powietrza.

Niech dryfuje na bryzie zmysłów odprężeniem.

Niech je poi, nawilża rosy toń najświeższa,

Która jest nieskażona świtu przebudzeniem.


Potrzebuję atłasu wiatru przy ramionach,

By jak bańka mydlana wzbić się w stronę słońca,

Lub jak z okna zerwana jedwabna zasłona

Móc obłokiem falować pod niebem bez końca.


Skruszę słowa i myśli, i wetrę je w przestrzeń,

Odstępując od tłumów szczutych zachłannością.

Będę słuchać jak echo recytuje wiersze

I szelestem, i szumem z mięciutką lekkością.


Kiedy stopy przykleję znowu do podłoża,

Stanę w progu dnia, który z żalem żywot kończy.

Tęsknić będzie za tamtym cierniem spięta głowa,

Z żalem patrząc na zegar, co krew moją sączy.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



wtorek, 30 sierpnia 2022

WOKÓŁ NADZIEI

Stary człowiek, co leży głową na poduszce,

Po suficie jak mucha błądząc smutnym wzrokiem,

Przypatruje się czasem oknu niczym furtce,

Którą uciekłby z łóżka przyspieszonym krokiem,



Ale trudno jest dźwignąć przygwożdżone ciało,

Bowiem członki od dawna mu się sprzeciwiają.

Zda się światu, że wolę ma starzec zuchwałą,

Bo go jeszcze strumienie czasu opływają.



Stary człowiek, więc skubie powietrze oddechem,

Choć większości ubytek ten się nie podoba.

Pożegnanie się z życiem byłoby dlań grzechem,

Bo z miłością się rozstać to jest rzecz niegodna.



W starej skórze wciąż gore duch wiecznej młodości,

Wspomnieniami zaś kwitnie w szronie śniąca głowa.

Wszystko tańczy w nim skocznie mimo kruchych kości.

Z ust się nie rwą do lotu uskrzydlone słowa.



Zda się zatem, że starzec ma wartość podpałki

Dla rozgrzania po sobie miejsca dla nowego,

Który gaśnie tak szybko jak płomień zapałki,

Dołączając do starca przez śmierć wypartego -



Tak się toczy więc koło początku i końca,

Uderzając z łoskotem o Ziemi orbitę

Wokół zwykłej nadziei, choć zda się, że Słońca,

Którym, błędnie się zdaje, życie jest spowite.



Dzięki bowiem nadziei, nie Słońcu, jest siła,

Która przetrwać pozwala to, co najtrudniejsze,

Nawet gdyby człowieka bezradność przybiła,

Wszystko mroczne potrafi w niej być najpiękniejsze.



Dzięki właśnie nadziei stary człowiek zipie,

Choć dryfuje bezradnie na tratwie choroby,

Ignorując pokorą czas, który się sypie

Choć cykanie zegara nie daje osłody.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



poniedziałek, 29 sierpnia 2022

W KĄCIKU

Zaszyję się w ogrodzie pod splotem wierzb witek,

Które frędzlem listowia schronią mnie przed słońcem.

Usiądę w tej altanie z zeszytem przed świtem,

Gdy się jeszcze pod stopą senna ciemność plącze.


Ułożę się wygodnie na starym fotelu

Wybijanym dzianiną jak warkoczem sosen.

Zamilknę pokorniutko pośród dźwięków wielu.

W babie lato się wplotę rozwichrzonym włosem.


Rzucę myśli jak kartki wyrwane z dziennika.

Niech je przestrzeń przegląda, szelestem czytając,

Co mą duszę nawiedza, tworzy i przenika,

W twarzy ostrzem refleksji czas mój zaznaczając.


Na jesiennym kobiercu wzrok rozciągnę chłonny,

By nakarmić swe zmysły baśniową scenerią.

Duch opuścić me ciało pewnie będzie skłonny,

Aby z bliska się przyjrzeć natury misteriom.


Niech więc idzie, doświadcza zjawisk niepojętych,

Które magią ze wszech stron człeka otaczają.

Widzę jak drobinami atomów przejęty

Drży, gdy te go odcieniem barw swych dotykają.


Ja poczekam na niego, z boku obserwując

Jak się wtapia w kuriozum z niezwykłą radością,

Jak dreszczami spowity płonie, cud kosztując,

Niebywałą, bo pełną wzruszenia, miłością,


A gdy wróci i we mnie spocznie rozogniony,

Każde słowo zapiszę w trzymanym zeszycie,

Aby ulgę duch poczuł natchnieniem niesiony

Niczym nitka obłoków lśniąca na błękicie,


Po czym westchnę leciutka puchem od środka,

Oderwana od ziemi i na pył zdmuchnięta,

Obojętna na krople, w których będę mokła,

W mym kąciku tworzeniem jedynie przejęta.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



środa, 24 sierpnia 2022

MARZY MI SIĘ...

Marzy mi się dom niewielki

W kapeluszu z dachówkami,

Co ma stopni pantofelki

Wyłożone kamieniami,

Oczy jasne i przejrzyste

O powiekach z koroneczki,

Parapety też kwieciste

Falbaneczki zaś z porzeczki

I z agrestu oraz z pigwy,

A żaboty z śliw, z czereśni,

Z jaskółeczek, szpaków, wilgi…

Pełne wstążek ptasich pieśni.

Usiadłabym z takim domem

W mym ogrodzie w czas jesieni,

W którym jarzębina płonie

I głóg wstydem się rumieni,

Gdzie w fotelu na biegunach,

Co z gałęzi splotu powstał,

Wiatr zasiada i na strunach

Palcem proste dźwięki trąca,

A samotność na huśtawce

Rozhasanych pędem bluszczy

Śledzi kota, co na ławce,

Śpiąc, rozkosznie, błogo mruczy.

Pogadałabym z mym domem

O pogodzie, urodzaju,

Wspominając ciepłym słowem

Kwiat na drzewach, co był w maju,

I dzieciństwo oraz młodość,

Która nagle gdzieś czmychnęła,

I beztroskę oraz radość,

Co nad nami płaszcz rozpięła,

Osłaniając nas od złego

W wiadomościach i relacjach

Cieniem chłodu wieczornego,

Pachnącego jak akacja.

Oj, napiłabym się z domem

Miodu z barci pędzonego,

Co uwalnia złotym słodem

Od szarości dnia burego,

Albo wina z leśnych jeżyn

Lub szklaneczki soku z malin.

Chciałabym z mym domem przeżyć,

Byśmy szczęścia nie przespali,

Do dnia mego ostatniego,

W którym wreszcie złożę skronie

Na ramieniu domu mego,

Kiedy czas zatrzyma koniec.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



DUSZA ROMANTYCZNA

Jak czuć się może gołąb przywiązany

Sznurem, co Ziemię oplata jak siecią,

Końcówką tworząc wokół łap kajdany?!

Czy jego oczy bólem się nie świecą?


Trzepotem skrzydeł rozrywa na strzępy

Powietrze, które łopocze jak żagiel.

W tle wiatr wypełnia żalem instrumenty.

Bezradność miażdży mu skrzydła jak magiel.


Pomimo tego uparcie próbuje

Strzelić do lotu niczym z łuku strzała.

Tymczasem słabnie i krzyżem dryfuje

Na trawie, której niesie go snu fala.


Po chwili znowu zrywa się w błękity

I jakby wiosłem piórami pracuje,

I znów upada jak ostrzem przeszyty,

Traci nadzieję, że wolność poczuje.


Złośliwe dzieci rzucą weń kamieniem.

Kot się zaczai, by zwilżyć pazury.

A gołąb walczy ostatnim wytchnieniem,

Aby poderwać się w pierzaste chmury.


Czy kiedyś jeszcze wzniesie się latawcem,

W przestrzeni lotki chłodem przeczesując,

Poczuje lekkość jakby był dmuchawcem,

Świat spod kopuły nieba obserwując?


Któż go uwolni i uzdrowi skrzydła?

Kto z więzów sznura oswobodzi łapy?

Czy jest ktoś, komu podłość ludzka zbrzydła,

Która to duszę zabija na raty?!


Kwilenie wątłe z dzioba się wyrywa

Zapisem wersu klasycznej poezji.

Kondukt żałobny lamentem przygrywa

Temu, co zdoła wyrwać mu się z piersi.


Kona więc dusza na wskroś romantyczna,

Która dostrzega więcej niż przeciętna.

Puls jej to nuta wierszy sylabiczna

Do rymów jakby wstążka w warkocz wpięta.


Chyba już tylko śmierć jej zwróci wolność,

Podnosząc z Ziemi martwego gołębia.

Dotykiem dłoni zmaże z niej samotność

I puści w niebo, gdy nastanie pełnia.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




poniedziałek, 22 sierpnia 2022

ZAPOWIEDŹ JESIENI

Zdaje się, że w progu nieśmiała panna stoi.

Wygląda zza futryny, czekając na kogoś.

Trudno zgadnąć, czy wzdryga się wstydem, czy boi.

Widać w oczach, że obca jej nienawiść, wrogość;


Bliska sercu zaś skromność, głęboka nostalgia,

Która sunie w przestworzach pastelowym wzrokiem,

Mgłą zakwita jak w lesie płochliwa konwalia

I przemierza drożyny szeleszczącym krokiem.


Wystroiła się panna w czerwone korale

Dzikiej róży, jarzębin i krwistego głogu.

Zda się nawet, iż w stroju nosi się zuchwale

Jak niejedna buńczuczna niewiasta za młodu.


Płowe rzęsy jak frędzle zerwanych pajęczyn

Obklejone są łzami wilgotnego świtu.

Gołym okiem postrzegam, że ów pannę męczy

Melancholia pisana na kartkach zeszytu -


Taka żałość w źrenicach iskrzy przejmująca,

Zachwycona widokiem, który ją otacza,

I jednako za przeszłym ogromnie tęskniąca,

Że aż świat się wzruszeniem delikatnie zrasza.


Falbanami listowia szum za sobą ciągnie,

Który trenem otula traw słomianych kępy.

W strugach deszczu się bawi, z przyjemnością moknie,

Babim latem swą suknię rozkłada na strzępy,


Spacerując samotnie pośród wrzosowiska,

Zaczepiając koronką o jeżyn pazury,

Stojąc pod parasolem brzóz, co bielą błyska

Pod kłębami posępnej, szaroburej chmury.


Widzę… Czeka na progu nieśmiała wejść głębiej

Z kalendarza karteczką w blado sinej dłoni.

Mimo to lato gaśnie, całując jej ręce,

I odchodzi powoli z zadumą na skroni.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



wtorek, 16 sierpnia 2022

W TYM CZASIE I MIEJSCU

Chyba me wygasło poczucie humoru.

Coraz mniej mnie bawi i coraz mniej śmieszy

Jakby żyć mi przyszło na świecie z popiołu

Pośród niepotrzebnych, choć nowiutkich rzeczy.


Ludzie jak zapłony krążą po orbicie

Przyziemnych sprawunków, celów osobistych.

W przygnębieniu wielkim przemija im życie.

Zdaje się, że nie ma nikt intencji czystych.


Czas się strasznie kurczy na bycie człowiekiem,

Bo przepracowanie i zysk dominują,

Choć los nieustannie wymachuje czekiem,

Którego to sumy przed nosem falują


Wciąż niedoścignione i nieosiągalne

Jak wabik na charty w gonitwę wciągnięte,

Przez co wszystko wokół staje się banalne,

Dla ludzkiego szczęścia bezwzględnie przeklęte.


Stół stał się już miejscem lamentów, narzekań,

Czarnowidztwa, które z wniosków się wynurza.

W kątach pozamykanych na spusty mieszkań

Dusi się i dławi uczuć gniewnych burza.


Codzienność przechodzi z dłonią wyciągniętą,

Żebrząc o pięć minut postoju dla ducha.

Woła, krzyczy mową, lecz jakby przeklętą,

Bo bezdźwięczną, niemą dla głuchego ucha.


Patrząc na to więc, zewsząd co mnie otacza,

Odwracam się w przeszłość, która się oddala.

Cierpliwość wszelakie granice przekracza

A radość się we mnie bezwiednie wypala…


Tak bym chciała wskrzesić relacje stracone,

Szczere, niepodszyte interesownością

Przy stole, gdzie okruchy były dzielone

Oraz przyjmowane z ogromną wdzięcznością,


Gdzie się rozmawiało, lecz bez zakłamania,

Gdzie się żartowało z szacunkiem do ludzi,

Gdzie słowa się sączyły bez przeklinania

I z błogosławieństwem, co nadzieję budzi…


Tak pragnę wyłudzić chwile dla rodziny,

W której się wspierają wszyscy bez wahania,

W której wspólne płyną spokojnie godziny

Bez cywilizacyjnego tresowania,


W której jest czas na starość, czas na dzieciństwo,

W której miłość kwitnie znacznie odporniejsza

Na wszelakie z zewnątrz plugastwo i świństwo

Siłą niezłomnego, bo wiernego serca…


Tymczasem wciąż widzę twarze przygnębione,

Usta z językami sztywnymi od żalu,

Oczy bezsennością, płaczem wypalone

I pełne obłędu, i w szaleństwie szału.


Wysycha więc źródło uśmiechu, beztroski…

Pod pręgierzem klęczy powiązane ciało.

Nad nim krążą jak muchy straszne pogłoski,

Że wciąż jeszcze więcej będzie brakowało.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




poniedziałek, 15 sierpnia 2022

BESTIA CZASÓW

Coraz to większy smutek we mnie wzbiera,

Bowiem samotność wszem się zakorzenia.

Wbrew temu ludzi zazdrość, mściwość zżera

Oraz w bezdusznych i upiornych zmienia.



Agresją kipią zdziczałe chodniki

Tych, co mijają się w drodze przypadkiem.

Oko przed wzrokiem wyczynia uniki,

Czując w spojrzeniu na siebie zasadzkę.



Fala głów płynie wiszących ku ziemi

Nad ekranami zachłannej techniki,

Ludzie więc krążą w zwój kabli ciągnieni,

Z drutów kolczastych nosząc naszyjniki.



Otarcie ramion wzbudza obrzydzenie

I dotyk dłoni bywa odczytany

Jako dla życia straszne zagrożenie,

Zatem w relacjach bywa unikany.



Sąsiedztwo zmarło w progu bez tabliczki,

Anonimowo wyzionęło ducha,

Więc akustyki krok wybija licznik,

Którego każdy z przerażeniem słucha



Z uchem za drzwiami jakby wartownika,

Który paraliż czuje wszystkich członków,

Kiedy do domu dźwięk z zewnątrz przenika,

Łamiąc zasady wygód i porządku.



Nic nie widzimy źrenicą wtopieni

W świat wirtualnych omamień, zakłamań,

Pod hasłem sztuki padliną karmieni,

Pełni na duszy poranień i złamań.



Nic nie czujemy oswojeni śmiercią

Przez co i człowiek już niewiele znaczy.

O swoje racje dziś walczymy pięścią,

Bo się niczego dzisiaj nie tłumaczy.



Wystarczy zatem tylko krzyk: „Do boju!”,

Aby obudzić w ludziach krwi pragnienie.

Zakodowane grzęzną masy w gnoju,

Bo obumarło w ich sercach sumienie.



Spróchniałym zębem są zatem gotowi

Do przegryzienia u kogoś aorty.

Nikt się już nad tym, co dobre, nie głowi.

Powietrzem zdają się zbrodnie i mordy.



Nie ma większego więc niebezpieczeństwa

Nad armię ludzi zaprogramowanych

I pozbawionych oznak człowieczeństwa,

Na Androidach, iOS-ach chowanych.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl