Wstajesz każdego ranka jak z
przyzwyczajenia,
Jakby się wszystko dzisiaj w tym
dniu należało,
Jakbyś miał spisać historię, lecz
bez zakończenia,
Jakby złe innym ludziom tylko się
trafiało,
A przecież możesz nie dopić
zaparzonej kawy,
Nie założyć skarpet, wychodząc spod
prysznica.
Nie wiesz, czy w dniu dzisiejszym
los będzie znów łaskawy,
Bo może… nie masz już nic więcej do
przeżycia…
Zostawiłeś na później list
niedokończony,
Wstrzymałeś palce na klawiaturze
telefonu;
Powtarzasz, że jutro, bo dziś
jesteś zmęczony
I więdniesz samotnie w ścianach
milczącego domu;
Pędzisz za czasem w pogoni ciągle
zwyciężony;
Chcesz zacząć od nowa, ale
następnego dnia;
Udajesz szczęśliwego, choć jesteś
poniżony,
Bo pochłania cię bez reszty ta
bezwzględna gra.
Gradobicie słów, co krążą gdzieś nad
twoją głową,
Błyskając złośliwością,
niesprawiedliwością…
Wciąż marzysz, by wokół ciebie było
kolorowo,
Ale nie radzisz sobie z serc
zatwardziałością.
Zatrzymaj się na moment w tej
banalnej chwili!
Spójrz na to, co wokół ciebie się
rodzi i dzieje!
Pomyśl: twoje życie jest jak żywot
motyli –
Z każdą minutą słabnie i z każdą
też kruszeje.
Może ciebie za chwilę tu, teraz
zabraknąć.
Zatrzyma się twa czynność w etapie
nieskończonym,
Lecz świat nie będzie tęsknił, nie
będzie cię łaknąć
I staniesz się (jednym z wielu)
krzyżem zakurzonym.
Będą cię mijać inni, niekiedy też
wspominać
I rzadko ktoś o tobie powie dobre
słowo,
Więc kiedy będziesz świtem świeży
dzień rozpoczynać,
Obudź się!, lecz tak, jakbyś się
rodził na nowo.