czwartek, 24 maja 2018

W UKRYCIU


Otulę ramiona szalem i schowam się pod deszczem,
By łzy z tęczówki nieba obmyły moje ciało.
Czy zrobię, oprócz tego, coś w dniu dzisiejszym jeszcze?
Niczego mi nie będzie na pewno brakowało.

Potrzebna mi jest cisza i dotyk anioła,
Co skrzydła swe nade mną wiernie rozpościera.
Będziemy siedzieć razem bez gestów i bez słowa –
On cierpliwy troskliwie, ja bezwstydnie szczera.

Potrzebne mi wytchnienie od karuzeli życia,
Od ludzi, którzy wścibsko zaglądają w okno.
Szukam w dłoniach przestrzeni siebie i ukrycia…
Niech wszystko wrze i wrzeszczy w bólach dookoła.

Potrzebny mi łyk wody, co nawilży duszę,
Ukoi drżenie zmysłów w lękach niespokojnych.
Zanurzam się w milczącą samotności głuszę
Gubiąc dźwięk moich ust wiecznie niepokornych.

Siedzę w deszczu na krześle z gałęzi plecionym
W towarzystwie anioła, co stan mój rozumie –
Jestem sobą, prawdziwą, bez zbędnej osłony.
Obok czas bezszelestnie gdzieś przed siebie sunie.

Bywa w życiu niekiedy właśnie taka potrzeba,
By się schować przed światem, zapomnieć oddychać,
Aby smugą błękitu na sklepieniu nieba
Móc czymkolwiek szlachetnym testament zapisać.

Bywa we mnie nierzadko pragnienie skrytości,
W które wpadam z radością jak dziecię w ramiona.
Anioł mój mi nie skąpi w tym czasie miłości.
Wszelka gorycz w mej duszy wówczas wolno kona.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz