środa, 27 czerwca 2018

ZAPYTAJ O JUTRO - cz.III


Stukanie do drzwi i… 

Dn. 15 listopada 2021 roku podpisałam umowę z wydawnictwem. Powieść zostanie zatem opublikowana.



sobota, 23 czerwca 2018

GŁOS NA PUSTYNI


Proszę o pomoc, lecz wokół jest pustka,
Czas ziarenkami sekund sypie w oczy,
W wydmach godzin zatarła się ma dróżka,
Samotność cierpiąca obok wiernie kroczy.

Wołam o pomoc, lecz echo zamarło…
Wycie żałobne przestrzeni się wznosi.
Wszystko zniknęło i z piachem się starło.
Nikt, oprócz mnie, nikogo o nic nie prosi.

Krzyczę o pomoc,  lecz głos mój zanika.
Błękit się zdaje życia martwą szybą.
Strach mnie przeszywa i na wskroś przenika…
Inaczej przecież, chociażby, wczoraj było.

Obok się snują karawany ludzi,
Ale zatarte drobinami piasku.
Czy ktoś mnie wreszcie z samotni obudzi?!...
Nie ma w ludzkich sercach wschodzącego blasku.



piątek, 22 czerwca 2018

ZAPYTAJ O JUTRO - cz.II


Otwieram oczy. Leżę w łóżku. Nawet nie pamiętam jak się znalazłam w tym miejscu. Kojarzę jedynie moment w wannie, który wyświetla się w mojej głowie przed oczami niczym zatrzymany kadr czarno-białego filmu. Rozglądam się dokoła...

Dn. 15 listopada 2021 roku podpisałam umowę z wydawnictwem. Powieść zostanie zatem opublikowana.




czwartek, 21 czerwca 2018

ZAPYTAJ O JUTRO - cz.I


Wolność… Czas, który został mi dany, a wraz z nim możliwości wykorzystania i zagospodarowania każdej minuty według odczuwanych potrzeb czy zamiarów, ale… nie umiem nim dysponować, po prostu nie potrafię. Siedzę w wynajętym pokoju z aneksem kuchennym i niemo patrzę w okno, jakby mnie nikt i nic nie obchodziło, jakby w ogóle świat wokół mnie nie istniał... 

Dn. 15 listopada 2021 roku podpisałam umowę z wydawnictwem. Powieść zostanie zatem opublikowana.



ZA ŚWIĘTOŚCIĄ


Jakimż pięknym językiem Wandzia przemawiała,
Kiedy się publicznie w modlitwę angażowała
I przeplatając paluszki paciorem różańca,
Miała pokorną minę – nie triumfu, lecz poddaństwa.
Wszyscy więc panią Wandzię nad podziw podziwiali
I z niej też w pobożności przykład brać się starali,
Bo kiedy na nią patrzyli w tym akcie oddania,
Mieli wrażenie, że niebo anioła odsłania.
Lud Wandzię świętą okrzyknął zanim Pan Bóg zdążył,
Więc wieść o świętej Wandzie po wsiach i miastach krąży.
Zdawałoby się, że Chrystusa Odkupiciela
Pobożność pani Wandzi przyćmiewa, onieśmiela –
Taką to piękną sławą okryto panią Wandzię,
Że nawet!, gdy stanęła w polu czy na werandzie,
To do niej lud kierował modlitwy i intencje,
Klęcząc jak przed Majestatem i splatając ręce.
Wiara w tę świętość Wandzi tak wszem się rozszerzyła,
Że Wandzia niczym królewna w przywilejach żyła,
Za audiencje u siebie opłaty pobierała,
Wszystkich wokół ganiła i krytykowała,
Przeklinając oraz bluźniąc w nerwach bez ustanku
Czy to w kościelnym przedsionku, czy w domowym ganku.
Przeplatając zaś różaniec z modlitwą na ustach,
Myślała, czy jej rośnie w polu groch i kapusta,
Czy się kury w grzędach będą niosły wyśmienicie
Czy obrodzi w portfelu i szeleszczącym życie,
By jej wszyscy sąsiedzi bogactwa zazdrościli
I aby (gorzej niż ona) w nędzy, biedzie żyli.
Zaniedbywała Wandzia w odmawianej modlitwie
Ludzi, których to intencje pomijała sprytnie,
Koncentrując się jedynie na własnej miłości
I o dobro własne egoistycznej dbałości.
Mimo wszystko dla parafian świętą pozostała
I na ludzkiej naiwności strasznie korzystała,
Bo ludzie taką podłą przypadłość w sobie mają,
Że nie Bogu, ale żywym cześć i hołd składają
I w tym całym zakłamaniu, w tej ślepej grzeszności
Pożerani są brutalnie przez narcyzm miłości.
Morał jeden się nasuwa z ludzkiej przypadłości,
Który strachem mnie przejmuje aż do szpiku kości:
Choćby nawet sam Pan Jezus wśród nas się pojawił,
Byłby nikim wobec Wandzi, choć to On nas zbawił.



środa, 20 czerwca 2018

ROZTARGNIENIE


Porozsiewałam myśli niczym kartki papieru.
W chaosie szeptów podrzuciłam je w górę
Jak bukiety jesiennych, szeleszczących liści…
Wszystkie opadły na ziemię zapisane piórem –
Pełno w nich mojej duszy i śladów przeszłości:
Jedne są mało warte, bezcenne niektóre…
Ot cały proces wschodzącej w ciele dojrzałości.

Patrzę ciągle przed siebie, jak w oczekiwaniu
Na kogoś, kto w drzwiach stanie z uśmiechem miłości
Lub też na coś, co się wyłoni zza progu w nadziei…
Patrzę wytrwale w oczy spóźnionej przyszłości.
Dłoń grzeje kubek świeżo zaparzonej herbaty,
Usta zaczarowane niedokończonym słowem
Uparcie milczą niczym pozrywane kwiaty…
Nie wiem, czy cokolwiek komuś jeszcze zdradzę, powiem.

Wokół wiatr me myśli kartkuje, przesuwa,
Odczytując świszczącym głosem sekretne zaklęcia.
Powojem gałęzi oplata nieobecną, snem ochrzczoną głowę.
Tuli mnie w ramionach z czułością i troską przejęcia,
A ja… jestem obok jak anioł na kamiennej płycie
Z kubkiem zimnej herbaty, wcale nieupitej…
Siedzę niema w bezruchu i spisuję życie.



wtorek, 19 czerwca 2018

DOJRZAŁOŚĆ


Gdzie jesteś życie moje w koronie z płatków krwi?!
Rozmyły się w przestrzeni jak mgła zielone dni.
Wstążeczki marzeń wszelkich jak motyl spłoszony
Zerwały się w locie w nieznane świata strony.

Gdzie jesteś wianuszku kwitnących możliwości,
Ambicji, które patrzą na los z wysokości?!
Gdzie jesteś naiwności dryfująca w chmurach?!
Po tobie pozostały: berło i purpura…

Na drzewie zawieszone skrzydła z szarym piórem,
Po którym spływa wszystko, co bywa ponure –
Anioł stał się człowiekiem, co stąpa po ziemi
I wie, że ciężką pracą jest cokolwiek zmienić.

Gdzie jesteś siło nadludzka i wszechmogąca –
Ta!, któraś tworzyła doskonałość bez końca,
Ta!, która niemożliwe miałaś odczarować
I perfekcyjnie wszystko w czasie dopracować?!

Gdzie się podziałaś młodości w zwiewnej sukience?!
Wyciągam do ciebie trudem zmęczone ręce.
Patrzę dojrzałym okiem w twe pyszne źrenice.
Szukam cię!, choć na ciebie już dawno nie liczę.

Wspominam ciebie tylko z wielkim rozrzewnieniem,
Bawiąc się tym uroczym, bajkowym wspomnieniem.
Teraz bowiem cierpliwość jest mą szczerą siłą,
Bo nie wszystko, co w planie, w życiu się ziściło.

Tak już bywa w przewrotnych wskazówkach zegara –
Młodość działa i walczy, niewiele się stara.
Z wiekiem jednak, gdy człowiek dojrzewa jak owoc
Myśli, tworzy, przeżywa sekundy, lecz!,... z głową.



sobota, 16 czerwca 2018

BUTY


Bezcenne są krople rosy na mych butach,
Deszczu, który zasnął na nich na wiek wieków,
Droga stemplem kroków roztarta, rozpruta,
Pyłki roślin i kurz czy też płatki śniegu.

Bezcenne są za mną zdeptane kilometry,
Zmiażdżony pod podeszwą piach lub żwir kruszony.
Bezcenne są przede mną niezliczone metry,
Szlak jeszcze niepoznany, jak i niezmierzony.

To całe me bogactwo na sznurówkach wisi,
Zbrudzone, poplamione życia atramentem.
Z tym samym też bogactwem inni na świat przyszli,
Choć może z większym niż ja rozgłosem, zamętem.

Nie mogę się zatrzymać, nie mogę zawrócić,
Bo wciąż gna mnie do przodu zachłanność na życie.
Nie umiem się użalać, umartwiać czy smucić,
Gdyż poi mnie nadzieja w każdym, świeżym świcie.

Sznurówkami oplatam całe moje bycie,
Obwiązuję zachody, jak i wschody słońca,
Wiążę przeznaczenie, co spowalnia mnie skrycie,
Łączę nimi początek z punktem mego końca

I przemierzam ścieżki, drogi, kręte wyboje
Wciąż w mych zniszczonych butach marnego dorobku –
Ciało moje i dusza wciąż wiernie we dwoje
Niczym wskazówki czasu na błękitnym spodku;

I przemierzam kolejne miejsca na mapie,
Przedzieram się przez szlaki zapomniane
Niczym cień, którego nikt nigdy nie złapie,
Jak słońce złotem na niebie oznaczone.



czwartek, 14 czerwca 2018

DRZWI JUTRA


Spijam sekundy życia, co na ustach stygną,
Zostawiając po sobie ślad smaku jak mgiełka.
Z każdą minutą staje się kobietą inną,
Choć z tym samym plecakiem na przetartych szelkach.

Coś się we mnie skończyło, znikło bezpowrotnie,
Zatrzymało się jednym westchnieniem wskazówek…
Dusza czasem w rozpaczy od łez gorzkich moknie
Zakleszczona w kokardach zniszczonych sznurówek.

Idę dalej przed siebie, więc zaraz wyruszam,
Wstanę z krzesła przydrożnej, maleńkiej kawiarni.
Wschodem słońca i nowiem księżyca się wzruszam,
Ścinam smugi bezsennych, płonących latarni

I dopóki mi jeszcze tej radości starczy,
Takiej prostej, banalnej, niczym niezmąconej,
Będę biegać dokoła mej zegara tarczy
Na skrzydełkach fantazji czasem nieskażonej.

Idę dalej przed siebie wbrew wszelkim trudnościom,
Jakby gnana zachłannie przez ciekawość życia,
Zbieram wszystkie przyprawy dni z wielką wdzięcznością,
Badam smaki, sprawdzając co mam do odkrycia,

Co się jeszcze przede mną odsłoni u progu,
Gdy otworzę kolejne drzwi gasnącej doby,
Spoglądając bezczelnie w oczy Panu Bogu
I szukając w goryczy odcieni osłody?

Co za drzwiami mnie czeka odległego jutra?,
Które może po prostu wcale nie nastąpić…
Życie moje jak drzazga spróchniałego kutra
Wciąż dryfuje na losu chłodno ciepłej dłoni.