z
koroną-wirusem
Proboszcz
wysłał obostrzenia –
Parafialne
ogłoszenia,
Zapraszając
do spowiedzi.
Proboszcz
w kącie nawy siedzi,
Zacierając
w strachu dłonie,
Gdyż
zakazu nastał koniec –
Państwo
zgodę wyraziło,
Aby
życie powróciło
Do
liturgii i łask Bożych,
Więc
się kościół w wiernych mnoży,
Co
grzeszyli w kwarantannie,
Robiąc
rzeczy nieustannie,
Które
Panu nie służyły,
Człowiekowi
wręcz szkodziły,
Kusząc
go na zatracenie –
Duszy
wieczne potępienie.
Pierwszy
Jurek wszedł w kolejce,
Zaciskając
wstydu ręce.
Usiadł
dwa metry od księdza –
Ta
odległość to jest nędza,
Tajemnicę
wszak spowiedzi
Echem
łamie, grzechem bredzi,
Gnając
pod kopuły dachu.
Jurek
cupnął, ale w strachu,
Jak
się bowiem wyspowiadać,
Jak
tu szeptem wypowiadać,
Gdy
odległość narzucona
Akustyką
dudni dzwona.
Proboszcz
bokiem się ustawił.
Zza
maseczki coś tam prawił,
Bowiem
usta zasłonięte
Cedzą
słowa czymś przeklęte.
„Niechaj
będzie pochwalony” –
Szepce
Jurek przerażony.
Za
plecami tłum w odruchu
Mimowolnie,
bez podsłuchu
Odpowiada:
„Wiek na wieki”.
Potu
toczą się zacieki
Po
ramionach i po głowie,
Bo
lud słucha, co też powie
Jerzy,
co rozkojarzony
Czuje
się wręcz poniżony
Tym
publicznym wystąpieniem,
Grzechów
swoich obnażeniem.
Jurek
w żalu cicho szepce:
„Ja
tak proszę księdza nie chcę,
Aby
wszyscy przy tym byli.”
„Państwo
synu się nie myli –
Ksiądz
pociesza spowiednika
I
przez maskę ciężko wzdycha –
Jeśli
żąda ostrożności
I
rozsądnej w nas czujności,
Nie
wolno się nam sprzeciwić
Ani
temu gniewem dziwić.
Pan
Bóg pragnie posłuszeństwa,
Nie
ascezy i męczeństwa,
Miłosiernym
jest nam Panem.
Co
nam każą, jest nam dane.”
Jurek
chustką pot wyciera.
Przez
wstyd marnie się przedziera.
Niby
szeptem grzechy głosi –
Echo
grzechy pod dach wznosi,
A,
tłum z tyłu „Ahem!”, „Ohem!”
Nie
współczuje ani trochę
Jerzykowi,
co w słabości
Częściej
niż przy Bogu gości.
Jurek
topi się we wstydzie.
Kona
duchem w strasznej bidzie.
Jąka
się i potem płynie,
Marząc
o tym, kiedy minie
Spowiedź
go poniżająca,
A
ciągnąca się bez końca.
Czuje
na się wzrok pogardy.
„Jestem
bardziej niźli marny” –
Myśli
sobie w utrapieniu,
Wręcz
zdeptany w poniżeniu –
„Więcej
grzechów nie pamiętam” –
Zda
się spowiedź ta przeklęta.
Ksiądz
pokutę dał z nawiązką.
Grunt
pod nogą płynie grząsko.
Echem
dudni głos spowiedzi.
Tłum
grzech każdy czujnie śledzi.
Nie
wypada więc pobłażać
Oraz
wiernym się narażać,
Więc
Jurkowi tak nakazał,
By
się ludziom nie narażał:
„Leż
w pozycji krzyża synu.
Odpokutuj
skutki czynu.” –
Rzece
proboszcz głosem srogim
Jak
wzgardliwym, albo wrogim,
A
z Niebiosów Pan spogląda,
Co
dyskrecji odeń żąda,
Głową
gniewnie kręci w złości,
Pragnąc
wszak SPRAWIEDLIWOŚCI
I
spowiedzi TAJEMNICY,
A
tu siedzi, z smutkiem liczy
Proboszczowe
wykroczenia
Nie
do śmiechu, wybaczenia.
Mimo
wszystko proboszcz święty (?!)
Spowiadaniem
tak przejęty
Nie
dostrzega zagrożenia,
Które
cieniem jest imienia,
Jakie
proboszcz ze chrztu nosi.
Sprawiedliwość
chwały prosi,
Tajemnica
wszak spowiedzi
W
zarządzeniu tylko siedzi,
A
w kościele mimo woli
Powszechnością
się swawoli.
Jurek
w ramach wszak pokuty,
Wstydem
został już opluty.
Czy
więc trzeba czegoś więcej,
Aby
z grzechu obmyć ręce?!