piątek, 30 grudnia 2022

ZASTĘPSTWO

Kolejny znów rok wchodzi na me plecy

I mówi: „Unieś mnie chociaż kawałek”.

Ciało jak zawias starej szafy skrzeczy,

A duch się latom wymyka zuchwale.


Mentalność moja buja się dojrzała

Na wiklinowym splocie doświadczenia,

Chociaż nie wszystko w życiu już poznała,

A ma wbrew temu coś do powiedzenia,


Więc się przygląda przez okna mych źrenic

Światu, co mija scen taśmą filmową.

Zda się, że nie ma przed nią swych tajemnic

Codzienność, która nie jest kolorową.


Przez firaneczki rzęs z sobą splecionych

Niczym staruszka dziejom się przygląda.

Nie miewa stanów losem zaskoczonych,

Który panoszy się w swych władczych rządach,


A cierpliwością wydaje się pałać,

Nie oczekując niczego wzniosłego.

Zdarza się łezką jej niekiedy zalać,

Kiedy doznaje czegoś mistycznego.


Czuję obecność jej we mnie wytrwałą,

Gdy na rok patrzę, który mnie opuszcza,

Który okryty sukmaną sparciałą

W zgarbieniu ciężko, idąc, się porusza.


Żegnam go czule ze szczerym wzruszeniem…

Zdążyłam bowiem się z nim zaprzyjaźnić.

Wodzę zań wzrokiem i głuchym milczeniem

W punkcie centralnym wciąż aktywnej jaźni.


Nie było łatwo, bo miał swoje wady,

Lecz na zaletach zawsze się skupiałam.

W chwilach kryzysu oraz ostrej zwady

Nieraz pretensje i do niego miałam.


Niejednokrotnie żalem się iskrzyło,

Gniewem zdradzonych przez siebie kochanków...

Oj, dość burzliwie, żywiołowo było

W porze wieczorów lub wczesnych poranków.


A teraz, kiedy się ze mną rozstaje,

Znikając wolno za życia zakrętem,

Ciepło w mym sercu po nim pozostaje,

Wspomnienia datą wieku w całość spięte...


Szelest wskazówek wyrwał mnie z zadumy.

Zegar się krząta w dziwnej ekscytacji.

Z minut się robią godzin mnogie tłumy.

Czuć odgłos kroków w wyraźnej wibracji.


Zatem niebawem Nowy Rok nastanie,

Wejdzie w me progi jakoby do siebie

I na wieszaku zostawi ubranie…

A jaki będzie? - tego nikt z nas nie wie.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




środa, 28 grudnia 2022

KALKULACJA

Liczy się teraz i nic poza tym.

Niepewne jutro, zgubione wczoraj -

To w tym momencie niewiele znaczy.

Na ich autopsję to nie jest pora,


Bowiem przeszłości się nie da wskrzesić,

A przyszłość tylko jest biznesplanem.

Gwiazda, co która na niebie świeci

Nie jest, spadając, marzeń spełnianiem.


Żyjemy, ale wciąż w niepewności,

Chociaż świadomość fakt ten wypiera.

Może się skończyć ciąg przyjemności,

Gdyż śmierć cierpliwie na nas spoziera.


Trudno przewidzieć zatem spotkanie

Z jej objawieniem w danym momencie.

Nikt nie jest gotów przecież z nas na nie,

Więc oddychanie nie jest jak szczęście,


Za którym każdy goni w pośpiechu,

Którego szuka w stertach rupieci

Niezdolnym będąc wciąż do uśmiechu,

Mimo że czas nam przez palce leci,


Lecz… gdyby nagle los nas zatrzymał

I sprecyzować kazał nam szczęście…

Czy by odpowiedź mądrą otrzymał,

Czy nam by raczej załamał ręce?


Żądamy więcej, pragniemy więcej.

Nieposkromiony apetyt rośnie.

Niedoścignionym nadal jest szczęście,

Więc nas tęsknota pali żałośnie,


Bo… Co nas karmi zaspokojeniem,

By móc się wreszcie poczuć szczęśliwym?

Czy jest to marzeń wszystkich spełnienie,

Czy to, że jestem człowiekiem żywym,


Przed którym dzisiaj jest perspektywą

Na jutro lepsze od wczoraj właśnie?!

A tak niewiele trzeba, o dziwo!,

By być radosnym nim się nie zaśnie:


Powietrze w płucach i chleba trochę,

Wody łyk, aby choć zwilżyć usta,

Kąt, by się schować przed deszczem, chłodem,

Zegar, co spokój powolnie huśta.


Należy bowiem wreszcie zrozumieć,

Że człek jak kropla, co drąży skałę.

Nie trzeba dużo mieć albo umieć.

Trzeba dziś – teraz żyć, lecz wytrwale


I w odporności na trud wszelaki,

Z wdzięcznością za to, co jest nam dane

Jak poderwane na skrzydłach ptaki,

Co są wolnością w niebie rozsiane.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



wtorek, 27 grudnia 2022

CHCĘ...

Kiedy umrę, wiatr wyplącze się z moich włosów,

Wypruje nić oddechu z mej klatki piersiowej,

Z ust zdejmie pocałunkiem brzmienie mego głosu,

Zostawi moje ciało w sukience chabrowej


I… odleci jak motyl, który z warg strącony,

Ostatniego westchnienia trzepocząc skrzydłami,

Będzie dźwigał promienie powietrzem kruszony,

Aż się stanie grą świateł splątanych z cieniami…


Wypali się bezwiednie myśli żar, co znikną,

Choć nie wypowiedziawszy ostatniego słowa.

Krwi nurty w moich skroniach do ciszy przywykną…

Zatrzyma prąd ich biegu już bezpłodna głowa,


Więc ciepło pod mą skórą zetnie się bezruchem

Jakoby tafla wody przez lód zniewolona,

Więc dłoń całkiem niewładna nie drgnie nawet kciukiem

Sztywną ręką w uścisku do łona wgnieciona


I nie piórem w paluszkach, lecz sznurem różańca

Opleciona na drogę przyziemnej pokory

Przez stalówkę swych liter nie porwie do tańca,

Bowiem duch do tworzenia już będzie nieskory.


Pozostaną na biurku pendrive’y, zeszyty

Oraz laptop pod siecią linii papilarnych,

Kubek po czarnej kawie... jeszcze nie umyty,

Kilka rzeczy, co pośpiech zdradzają niezdarny -


Tyle po mnie, nic więcej… może parę książek,

Które będą jak zżółkłe zdjęcie mej osoby,

Mojej duszy muzycznie zapisany krążek…

Ot, wspomnienie ma swoje na bóle sposoby.


Póki zatem oddychać jest jeszcze mi dane,

Będę starać się pisać według uniesienia,

Które jest aktem twórczym w zdania przemieniane

Pod naporem przyjemnym dzikiego natchnienia.


Może wtedy mnie więcej po mnie pozostanie,

Kiedy świat już zapomni, że w ogóle byłam,

Kiedy z kości czas zedrze warstw moich ubranie?

Chcę, by inni wiedzieli, że się nie przyśniłam.


Wtedy łatwiej, być może, przyjdzie się pożegnać

Z życiem, które i ciało duszą rozgrzewało.

Najważniejsze to, aby wszystkiego nie przegrać

I dać znać wszystkim wokół, iż też się istniało.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



poniedziałek, 26 grudnia 2022

SEDNO

Tak bardzo wierzymy oczom,

Choć te ułomne w ciemności

Niejednym człeka zaskoczą,

Budząc weń cień wątpliwości.


Widzimy i pochłaniamy

Wszystko, co zmysł ten odsłania.

Sprawiają, że osądzamy

Z kredytem dlań zaufania.


Pozór jak płótno obrazu

Karmi nas powierzchownością.

Przynęta działa od razu.

Oczy się zdają pewnością,


Więc bez przemyśleń wnikliwych

Za nos dajemy się wodzić,

Zamiast z spostrzeżeń kłamliwych

Zadumą się oswobodzić,


Bowiem niedbałe źrenice

Sczytują przekaz pobieżnie.

Obce im są tajemnice,

Do których umysł nie przemknie


Wierny jedynie doznaniom

Łowionym na haczyk wzroku

I nie dający zadaniom

Głosu, co przeciw jest oku.


Wówczas człek żyje jak w matni

Zjawisk w przelocie schwytanych -

Źrenica nie uwydatni

Tego, co duszy nie mami.


Nie można jedynie zmysłom

Dać się przez życie prowadzić,

Aby ujrzane nie znikło

Chętne by tylko nas zdradzić.


Trzeba nam w głąb penetrować

Sensu istnienia ludzkiego,

Żeby móc wreszcie skosztować

Znaczenia, lecz prawdziwego.


Nie definiuje człowieka

To, co jedynie widzimy.

Szczerość spod zmysłów ucieka,

Kiedy im tylko wierzymy.


Prawda o ludzkiej naturze

Tkwi bowiem w intencjach serca -

To zaś wyzwanie jest duże,

By dotrzeć do tego sedna,


Co domem jest, lecz na skale

Wrośniętym w nią fundamentem.

Och, jakże to jest wspaniale

Doświadczać, co niepojęte!

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




czwartek, 22 grudnia 2022

NIM KOGUT ZAPIEJE

Poczułam wiatr w ustach – wpadł we mnie niczym w balon,

Dotykając najgłębszych zakamarków ciała.

Od środka wypełnił mnie dosłownie całą,

Bym stabilną i silną jako maszt się stała.


Rozłożyłam ramiona, patrząc na świat z góry,

Rozciągając spojrzenie w punktach horyzontu.

Czułam jak o me czoło zawadzają chmury,

Odbiłam więc w nieznane, wypływając z portu,


A żagle moich myśli z trzepotem sfrunęły,

Zwisając z rąk płócienną powłoką papieru

I nagle z piór obłoków słów roje skapnęły,

Ciągnąc się zwojem wersów z stalówką u boku,


Której to ostrze ściera kartkę literami

Atramentem spijanym z mego kałamarza.

Linie zdań się gromadzą w utworze strofami,

Choć fabułę napisać się nierzadko zdarza.


Wypłynęłam na przestwór dzikiego natchnienia.

Bezkres z wszech stron opływa mnie możliwościami.

Wszystko chłonąc, notuję i to bez wytchnienia,

I… nie czuję, że nie mam Ziemi pod stopami.


Wiatr zaś we mnie pęcznieje, wzdyma się namiętnie,

Że aż trudno utrzymać na wodzy fantazję.

Me wzruszenie mnie niesie, szepcząc: „Ależ pięknie…”

Szeptem ust tego stanu nie płoszę, nie drażnię,


Tylko sunę po tafli zmysłów orzeźwienia,

Co pode mną fal pluskiem pobudza pragnienie,

Aby żyć pełną piersią, lecz w transie tworzenia,

Wyrzucając z kieszeni kamyczki, kamienie,


Aby przyziemność mnie niczym nie rozpraszała,

Pozwoliła się ponieść głosek partyturą.

Za plecami niech mówią drwiną: „Oszalała”,

Byle myśli się stały tekstem fioryturą!


Och, jak niesie mnie w przestrzeń wiatr nieulękniony,

Rozpychając me ciało sobą od środka,

I wycieka przez skórę duszą namaszczony,

Aż się życia esencja jak miód staje słodka,


A ja stapiam się z wszystkim, co wokół się dzieje,

Zatracając świadomość: kim jestem?… czym jestem?

Może znajdę tożsamość, nim kogut zapieje,

Rodząc się z dniem na nowo zapisanym wersem.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



środa, 21 grudnia 2022

SPOSOBNOŚĆ

Z drzew skapują krople po nocnym płaczu nieba.

Opadają perłami jakoby na szybę.

Obojętnie się obok przejść po prostu nie da.

Zatrzymuję się zatem i patrzę z podziwem


Jak się kropla odrywa, do strumyka wpada,

Budząc wodę w latarniach złocistych skąpaną.

Nurt leniwy niezwłocznie kropli odpowiada,

Tworząc kręgi średnicą równą odmierzaną.


Mam wrażenie, że patrzę na zimne fajerki,

Pod którymi wygasło, więc ognia nie widać…

Zda się… słyszę zgrzyt w popiół wsuwanej szufelki,

Grzechotanie zapałek, które może wydać


Płomień zdatny do tego, by kuchnię rozpalić,

Rozgrzać kafle, co drzemią utraconym żarem…

Słyszę kroki sunące spacerkiem w oddali…

Lecz to tylko są drzewa lecące koralem,


Wpadające w strumienia szklaną wstążkę w trawie,

Co korzenie pni czule otula kożuchem,

Gdy te w wodę wpełzają jak w studnie żurawie,

Rozcinając prąd wartki jakoby obuchem.


Nagle widzę zagrody jak we mgle pod strzechą

Otulone spokojem zaspanego świtu…

Taki widok jest dla mnie nie lada pociechą,

Więc zakreślam ów obraz wersem do zeszytu.


Rozciągają przede mną połacie iglaste

Sosny świerkiem jak warkocz gęsto przeplatane.

Sarny widać na łąkach za niewielkim miastem

Kontuszem wilgotności siwym opasane.


A przede mną strumienia zygzakiem czas płynie

I pomimo powiewów wiatru uszczypliwych

Chwalę sobie początek dnia, co szybko minie

W natłoku spraw przyziemnych, nie zawsze życzliwych.


Jak niewiele potrzeba, aby podróżować,

By oderwać się nagle od rzeczywistości.

Trzeba tylko uważnie wokół obserwować,

Żeby dostrzec w czymś bilet tej okoliczności -


Drobną nawet sposobność, aby powspominać,

Wyobraźnią uchwycić to, co niemożliwe,

I za wodze swe zmysły jak rumaka trzymać,

I galopem przemierzać bezkresy szczęśliwe.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



wtorek, 20 grudnia 2022

ODBICIE W OKNIE

Stoję przy oknie niczym przed lustrem.

W nim moja młodość mi się przygląda:

Ulice jako oczy me puste,

Melancholijne w cichutkich kątach


O wypłowiałej, mglistej tęczówce

W szklanej powłoce chodników w deszczu…

Głowa w gałęzi bezlistnych chustce;

Usta szepczące w wzruszenia dreszczu


I twarz pożółkłych opadłych liści

Więdnąca źdźbłami pomarszczonymi;

Czoło ściągnięte grymasem myśli

Zlane z skroniami w fałdki spiętymi;


Szorstka powierzchnia ziemi bezpłodnej

Spękana chłodem i odsłonięta

Do moich dłoni ciężkich podobnej,

Co noszą pracy bezwstydne piętna


I mgła jak włosy moje zwichrzone,

Bo zmartwieniami, troską splątane,

Szronem obfitym mocno sprószone

Grzebieniem sekund wyczesywane…


Ja w tym odbiciu późnej jesieni

Z życiem zamkniętym w kilku albumach,

W wersach, co których sens już nie zmieni,

I ciągle z głową, choć w siwych chmurach.


Aż trudno pojąć, że w takim czasie,

Którego wzrokiem bystrym nie widać,

Przed sobą pewno niewiele ma się…

Czy zatem można się jeszcze przydać?


Jak żyć u boku tej świadomości,

Co dnia każdego łaskę nam robi,

Przypominając wciąż o przeszłości,

Której nikt nigdy już nie nadrobi?


Każdy poranek jest zaskoczeniem,

Budzącym wdzięczność za dar istnienia.

Pokutą jednak jest zamyślenie,

Że wszystko gaśnie bez odtworzenia,


Że nie powróci, się nie powtórzy,

Choćby pragnienie tego żądało.

Odbicie w oknie powieki mruży…

Czyżby odejście me przeczuwało?

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




NA POGRANICZU

I znowu odwilż niczym niezdecydowanie.

Biel strużkami rozlewa się jak pajęczyna.

Kroki grzęzną w błocie, więc słychać chlupotanie.

I znowu siąpić przestrzeń wilgotna zaczyna.


Traw kosmyki sterczą jakoby przebudzone,

Zachłanne na powietrze mokrego podłoża,

Chociaż przy gruncie leżą jak nieodklejone,

Przypominając kłęby spiętrzonego morza.


Zaś w sidłach gałęzi nagością swą rażących

Jakiś się ptaszyna obija skrzydełkami…

W sploty sieci uderza trzepot piór mdlejących

Jakby machał nieborak bez sił wiosełkami.


Czasem głos z siebie wyda, wzywając pomocy,

Lecz po chwili zastyga w bezruchu i ciszy.

Nasłuchuje uważnie, wytrzeszczając oczy...

Czy go może wybawca w potrzebie usłyszy?


A za moment ponownie szamocze się, miota

I ponownie zamiera swą walką zmęczony

Jakby go opuszczała do lotów ochota,

Więc przysiada przy węzłach konarów skulony,


Chcąc przed zimnem się ukryć w nastroszonym puchu,

W którego to kołnierz główkę drobniutką wcisnął,

Patrząc niczym w hipnozie przed siebie bez ruchu...

Nawet nie zakwilił, nie mrugnął i nie pisnął.


Wtem się mioteł drapanie o beton rozciera,

Lepki piach podrywając, ciskając na boki.

Wiatr zamiata chodniki, pod ławki spoziera.

Omijając kałuże, robi zaś uskoki.


Ziemia w łuskach listeczków całkiem przemoknięta

Śpi… głęboko oddycha jakoby w gorączce.

Nad nią niczym okładem bezkresność rozpięta

Przysłania osłabione w przeziębieniu słońce.


Chciałoby się stabilnej pogody nareszcie,

Określonej wyraźnie danej pory roku,

A tu jakby na zimę wciąż było za wcześnie

I za późno na jesień z łzami w szarym oku.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl








poniedziałek, 19 grudnia 2022

KORZYŚCI NIEWIERNOŚCI ROZWIĄZŁEJ MIŁOŚCI

Jurek pies był na kobiety,

Kogut w stadzie – rzec by można,

Więc niewierny był, niestety,

Bo natura nieodporna

Była jego na pokusy

Kobiecego seksapilu.

Za nos ciągnął go że kusy

Niczym klucz automobilu.

Gdzie nie spojrzał, tam okazja,

Aby zgrzeszyć cudzołóstwem.

Erotyczna więc fantazja

Za nic miała Prawo Szóste

I Dziewiąte – bez pardonu,

Kiedy w nieobecność męża,

Oknem wkradał się do domu

Sprytem przebiegłego węża

I rozpalał namiętnością

Zaprzęgnięte w gary żony,

Które tęsknią za miłością…

Kwiat bez wody jest spragniony!

Zatem Jurek z racji suszy

Pielęgnuje kwiat w pościeli,

Aż mu płoną żarem uszy.

Nieraz gumka w pracy strzeli,

Więc gdzie romans, tam pociecha

Przez Jureczka zostawiona.

Mąż narodzin dziecka czeka.

Żona milczy przerażona,

By się zdrada nie wydała

Przed mężczyzną zaślubionym,

Co mu głowę przyodziała

Rogiem mocno rozłożonym.

Jurek również gra, udaje,

Że kochanek swoich nie zna.

Romansować nie przestaje.

Czasem mąż go spłoszy, przegna,

Lecz zazwyczaj bez przeszkody,

W tajemnicy przed rodziną

Spija Jurek czar urody

Niewiast łatwych pod pierzyną.

Tu pobzyka, tam zapyli.

Tu popieprzy, tam posunie.

Bywa, że się i pomyli

W tym natłoku oraz w tłumie

I nierzadko się obudzi

Obok pana, a nie pani.

No, cóż… wszystko jest dla ludzi,

Którzy pragną być… kochani?!

Powodzenie miał Jureczek -

Przyznać trzeba!, wręcz z powagą.

Jego sprawny ogóreczek

Jednak zmagał się z złą sprawą,

Bo raz kiła, raz rzeżączka,

Chlamydioza lub grzybica

I opryszczka, i gorączka -

Zdrowiem penis nie zachwyca.

Płoną jądra, puchną jajka,

Świerzbem prącie obsypane…

Ot, się w koszmar zmienia bajka -

Cierpią baby zarażane,

A za nimi ich mężowie,

Co kochankom przekazują

Wszystkie dary te płciowe,

Które komfort krocza psują.

I tak ciągnie się taśmowo

Jak w sztafecie epidemia.

Tak to bywa, gdy przed głową

Dupa spełnia swe życzenia.

Warto zatem wziąć w obroty

Miłość, co rozwiązłą bywa,

Bowiem ramion nagich sploty,

Gdy namiętność iskrzy żywa,

Mogą skończyć się rzeżączką,

Chlamydiozą albo kiłą

Lub grzybicą i gorączką.

Ogień w majtkach zwalczaj siłą!

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl