Umyłam okna… stanęłam na moment
I nieważkością myśli pochłaniana
Do grawitacji wyciągałam dłonie -
Czułam, że mogę być nurtem porwana
Zadumy, co to siłą oceanu
Wsysała ciało oraz wonną duszę
Doprowadzoną do takiego stanu,
W którym świadomie szeptałam: „Nie muszę…”
Lekko, swobodnie miękkimi ruchami
Zaczęłam cała falować na wietrze
I przyklejona do nieba oczami
Miałam pod sobą wibracji powietrze.
Stopniowo w górę zaczęłam się wznosić
Jak piórko pchane w obłoki podmuchem…
O nic nie chciałam już nikogo prosić…
Było mi dobrze, będąc tylko puchem.
Wokół przestworza błękitnych odcieni,
Beztroski tonie o ciało pluszczące…
Jak na hamaku splecionych promieni
Zaczęło tulić mnie do siebie słońce,
Mimo że w dole szron iskrzył na trawach
Ścinanych sierpem przejrzystego mrozu…
Leciałam w wszechświat i to nie w obawach,
Że mnie zaprzęgnie przyziemność do wozu,
A z zaufaniem... może z naiwnością?!
Daję się ponieść w nieznane refleksji,
Karmiąc się, pojąc wręcz podświadomością,
Która tajemnic szeptami szeleści…
Szpileczką doznań czegoś mistycznego
Wiszę do nieba myślą uczepiona,
Jak motyl w ramach pudełka szklanego
Wyciągam chłonne wolności ramiona…
I czuję, że mnie ktoś wzrokiem z chmur ściąga.
Patrzę… pod oknem człek mnie obserwuje,
Przyzwoitości swym spojrzeniem żąda,
Stanu zadumy mej nie akceptuje,
Więc mimowolnie język pokazuję
Jak rozwydrzone i buńczuczne dziecko.
Firanki bielą okno kamufluję,
By szans nie miało postąpić zdradziecko.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz