Ciągle się ranimy, lekko słowa ważąc,
Bez zastanowienia, bez pohamowania.
O byciu kochanym nieustannie marząc,
Innym nie umiemy dać poszanowania.
Byle jaka bzdura często jest zapłonem
Do dość agresywnej, przykrej sytuacji -
Wtedy awantura trzęsie całym domem,
Bo każdy do siebie ciągnie słuszność racji.
Wulgaryzmy dudnią w zderzeniu ze ścianą,
A gestykulacja przerasta kontrolę!
Nigdy już nie będzie pomiędzy tak samo…
Zdaje się, że wszystko, co piękne, skończone.
Trudno zgadnąć: kiedy?!... z jakiego powodu?…
Nienawiść się w serca podstępnie wprosiła!
Ów serc wciąż czujemy ból ssącego głodu
Miłości, którą gniewu roztrzaskała siła.
W metrze kwadratowym narasta napięcie.
Już nie potrafimy dostrzec w sobie dobra.
Osoba… ta, w której widzieliśmy szczęście,
Nie jest już do siebie – tej dawnej – podobna.
Szukamy atrakcji i kogoś lepszego.
Dławimy się żalem, pretensją dusimy.
Na drabinach wózka przez nas ciągniętego
Wredną pustkę życia z jękiem prowadzimy,
Lecz… kiedy nadchodzi moment samotności,
Kiedy śmierć okrada nas z drugiej połowy,
Nagle odczuwamy środek ciężkości
I niespodziewanie wpada myśl do głowy,
Że ktoś odszedł od nas… jednak bardzo bliski…
Zostawił po sobie zdjęcia i ubrania,
Zapach na poduszce, do mankietów spinki
I mnóstwo tematów wartych obgadania.
W przedpokoju słychać ciągle jego kroki,
A na skórze dotyk stygnie jego dłoni.
Tęsknota się staje dla nas jak narkotyk -
Wyniszcza i trzeźwym w myśleniu być broni.
Ciągle się ranimy, lekceważąc siebie,
I szukamy tego, co już posiadamy.
Ile mamy szczęścia? - tego z nas nikt nie wie,
Bowiem się kłamstwami złudzeń otaczamy.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz