Pamiętam… śniegu skrzące się diamentem
Puchate łany w wymiarze karatów,
Bieli bezkresnej krocie niepojęte,
Bo kryształkami lecącej z wszechświatów…
I to szczypiące świeżością powietrze,
Co wdechem ciało na wskroś wręcz przeszywa;
Opiłki srebra tańczące na wietrze,
Gdy ten poduchy pierzaste rozrywa,
Ciągnąc na przekór je z śpiących gałęzi,
Które z pieleszy wychylić się nie chcą…
Pamiętam sopli szczerzące się zęby,
Co się cyrkonią jak w uśmiechu świecą;
Sanki, co ślizgiem przecinają przestrzeń,
Zgrzyt łyżew, które lód ścierają ostrzem,
I mnóstwo zabaw, i radości dreszcze -
Wszystko to nawet nie śmierdziało groszem,
A smakowało jak słodycz luksusu
Podszyta szczerą, beztroską wolnością,
Brana garściami i to bez przymusu
A spontanicznie ceniona wdzięcznością.
Pisk się unosił i szczebiot się roił
Szalonych dzieci ławicą sunących.
Odgłos ich szczęścia echo niepokoił,
Mnożąc śmiech w tonach z wszech stron wibrujących.
Pamiętam… nastrój jak oczekiwania,
Co mimowolnie w duszę się zakrada,
Co kłusem pędzi w rytmie kołatania
Serca, gdy wzniosłość chwili zapowiada.
Tęsknię za takim dzieciństwem zimowym,
Którego nie ma bielą za oknami,
Które wspomnieniem wymyka się z głowy,
Bo dzieci nie są nawet dzieciakami.
Świat się zestarzał i zmęczył starością:
Puste ulice, głuchonieme echo
I przygnębienie, co brzydką szarością
Maluje dawno bezśnieżne już niebo.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz