wtorek, 27 marca 2018

ŁYK WOLNOŚCI


Rozkołysałam się w rozmarzeniu,
Zrzuciłam ze stóp zmęczone buty.
W beztrosko lekkim uniesieniu,
Zniszczyłam w duszy kolczaste druty

I niczym ptak, co skrzydła pręży,
Wiatrem piór rzęsy rozczesuje,
Koń, co bez pasów, klamer uprzęży
Po stepach w pędzie gdzieś galopuje

Tak i ja w chłodnych nieba ramionach
Wiruję w mglistej sukni przezrocza,
Przez taniec w tańcu czule tulona
Wiję się, prężę jak w słońcu pnącza.

Omdlewam niczym róż blade płatki,
Które się ścielą na trawy palcach.
Rosa powietrza z pajęczej siatki
Niesie me ciało w tonacjach walca.

Dryfuję w ciszy na tafli błękitów
Jak liść, co zastygł na szklanej dłoni.
Bez myśli, słów, tekstów czy szeptów
Jestem!, i czuję… - nic mnie nie goni.



czwartek, 22 marca 2018

TERAZ


Jakoś mi przykro w tej chwili.
Szłabym bez celu przed siebie
W myślach jak w szumie motyli
Z głową w łkającym niebie.

Nie umiem tego opisać
I nie potrafię oswoić,
Nie umiem się też odnaleźć,
By duszę drżącą ukoić.

Gdzieś się wyrywa szalona,
Trzepocząc w ciele skrzydłami,
Jakby w błękity ciągniona
Silnymi serca linami.

Kołysze się na sznureczkach,
Wyciąga żebraczo dłonie.
Na papierowych chusteczkach,
Odciskam to, co w niej płonie.



BEZDOMNOŚĆ


Chciałabym kiedyś rozprostować skrzydła,
By poczuć wiatru ramiona na skórze.
Przyziemność wszelka okropnie mi zbrzydła.
Nie mogę w miejscu pozostawać dłużej

Niż sekund kilka, minut kilkanaście,
Albo mizerną, bezpłodną godzinę.
Słońce niebawem bezpowrotnie zaśnie.
Chcę znaleźć szczęścia piękniejszą przyczynę.

Szukam więc wzniosłych celów i kierunków,
Jak kloszard każdy przeszukuję kubeł.
Na panoramie różnych wizerunków
Mam tylko jedną przeznaczenia próbę.

Nic mi w tej sieci wręcz nie odpowiada –
Czasoprzestrzeni sidła mnie trzymają.
Ciało się włóczy, do siebie coś gada,
Wierząc, że wyższe wartości bywają.

Wtulę się czasem w bezpieczną kryjówkę,
Niekiedy jednak zderzam się z przykrością.
Wciąż uzupełniam mych wspomnień krzyżówkę,
Męcząc się strasznie z mej duszy miłością,

Która mnie wzywa do lotów w przestrzeni,
Do porzucenia przyziemnej kotwicy…
Nic też dziwnego, że w blasku promieni
Jestem bezdomną na każdej ulicy.



SZLAKIEM ŻYCIA


Mam wiele pytań, wątpliwości wiele,
Lęku, co budzi dreszcze przy zakręcie.
Przede mną droga nieznana się ściele
I dociekliwość – co też za nią będzie?

Każda decyzja, wszelakie wybory
Jak krok na oślep w niepojętą stronę
Tworzą nadzieją przecudne kolory,
Lecz rzeczywistość opuszcza zasłonę.

Nie wiem, co znajdę na poboczach drogi
I kogo spotkam w postoju pod drzewem.
Niosą mnie w przyszłość niestrudzone nogi,
Dusza mnie koi wesołości śpiewem,

Więc maszeruję przed siebie z ochotą
Przez piach złocisty ścieżki niczym rzeka,
Co we łzach żalu zamienia się w błoto
I pod stopami w poślizgu ucieka.

Nie czuję jednak zmęczenia w goryczy,
Ni rezygnacji z pielgrzymki po ziemi.
Cierpliwie czekam na ziarnko słodyczy,
Wierząc, że jutro wszyściutko się zmieni.



wtorek, 20 marca 2018

PANI WIOSNA

Przyszła wiosna jakby czymś stroskana,
Smutna, blada, szara, deszczem zapłakana,
Z koroną na głowie gałęzi sterczących,
Z włosem traw pożółkłych, obumierających.

Drobną stópką zdeptała mokre bruzdy ziemi,
Ciągnąc za sobą szale zeszłorocznych cieni,
Wodząc wzrokiem dokoła jakby obłąkania
I drżąc cała od serca lękiem kołatania.

Gdzie zgubiłaś najmilsza kwiatem tkane suknie?
Idziesz w mglistym, zszarpanym i dziurawym płótnie.
Oczy twoje się topią kryształową rosą.
Idziesz milcząca, naga, kroki stawiasz boso.

Kto cię skrzywdził?! Kto ukradł wianek polnych kwiatów?
Kto cię smagał po kostkach wicią ostrych batów?
Kto wyskubał z koszyka ptaki rozśpiewane,
Zdeptał pąki zieleni przymrozkiem zerwane?

Usiądź proszę przy stole, napij się herbaty.
Odpocznij. Jutro rano zakwitną rabaty.
Obmyj stopy strudzone podróżą z daleka.
Ciepły kąt na poduszce już na ciebie czeka,

A kiedy się uwolnisz z sideł przemęczenia,
Zobaczysz jak się niebo słońcem rozpromienia.
Założysz suknię z kwiatów pospinanych pszczołą,
Roztoczysz wokół aurę prześlicznie wesołą.

Tymczasem idź odpocząć wiosno przygnębiona
I czymś okropnie smutnym strasznie zasmucona.
Rozpalę w piecu ogień, by ciepło ci było.
Śpij najmilsza,… co straszne, właśnie się skończyło.



WOŁANIE


Gdzie jesteś?!... słońce o miodowym smaku,
Które słodyczą rozpieszcza zielenie,
Wietrze w przejrzystym i pachnącym fraku,
Impresjonizmu ulotne westchnienie.

Gdzie jesteś?!... śpiewie kosów roztańczonych,
Co na trawinkach wydają się nutą,
Kleksem stalówki hojnie rozproszonych,
Na pięciolinii traw znaczonych suto.

Gdzie jesteś?!... kwiecie w stroju baletnicy,
Co spódniczkami rozchylonych płatków,
Rozbudzasz zachwyt niejednej źrenicy,
Tańcząc swobodnie i niezwykle gładko.

Gdzie jesteś?!... czasie wspomnień zatraconych.
W żałobnym stroju tęsknoty płaczącej,
Suniesz nieśmiało jakby zastraszony
W szarości długiej i się niekończącej.



WALIZKA


Czas lokomotywą pędzi po błękicie,
Zataczając tumany przepalonych godzin.
Dymem przemijania zapisane życie…
Nie pamiętam wszystkiego.
Nie szkodzi… nie szkodzi…

Siedzę sobie na łóżku gotowa do drogi.
Obok bagaż z biletem w nieznane.
Odpoczywam w zadumie, by oswoić nogi,
Które iść chcą przed siebie
Niczym konie wolnością uskrzydlane.

Mam niewiele w walizce, bo wiele nie miałam.
Wypełniony zeszyt w zniszczonych okładkach.
Halkę, ołówek, pomadkę do ust spakowałam,
Starą książkę z poddasza i zakładkę…
Zakładkę z uschniętego kwiatka.

Pora w drogę! – pociągu westchnienie mnie wzywa.
Przygładziłam splatane w kok włosy.
Dziś wesoła, lecz jutro może będę szczęśliwa
Kiedy w słońcu zatopię
Wciąż zachłanne na jutro oczy.

Ruszam w podróż, lecz zanim odejdę na zawsze
Wyrwę chociaż karteczkę z pożółkłego zeszytu.
Na tej kartce rozdmucham liter kruche dmuchawce,
By zostawić po sobie drobny znak –
Okruszek mego bytu.



PRZED CZYMKOLWIEK


Wszystko jeszcze uśpione, całkiem nieobecne.
Deszcz nut subtelnym tonem rozprzestrzenia wiersze.
Jestem w oknie, którego rozprułam zasłonę,
Patrzę na zewnątrz… Wszystko wydaje się pierwsze,

Jak pierwsze muśnięcie źrenicy o źrenicę,
Dotyk ust ustami niczym rosy wzruszenie,
Co łzą zsuwa się z kwiatu, trzaska o donicę,
Wywołując jedynie w sercu zamyślenie…

Wszystko zdaje się wokół zastygłe w zadumie,
Oczyszczane w strumieniach przestrzennej litości,
Ukołysane w dżdżystym śpiewie i poszumie,
Odprężone w ramionach matczynej czułości.

Spaceruję przed siebie z filiżanką kawy,
Niosę korale pereł na nagich ramionach,
Wtapiam się z rozkoszą w trzask kiełkującej trawy,
Płaczę wraz z deszczem, który na mej piersi kona.

Chciałabym wtopić w siebie to całe stworzenie,
Do którego dusza lgnie niczym ćma do światła…
Wiatr zanurza w me włosy przemoczone dłonie
I w objęciu mnie tuli noc, co nie wyblakła.

Płynę, jak cień, przed siebie, gubiąc wzrok w kałużach.
Jedwab chłodu jak kokon przylega do ciała.
Niech ta chwila w wieczności istnienie przedłuża –
Jest świeża i niewinna,… niemal doskonała.



czwartek, 15 marca 2018

ŚWIADOMOŚĆ


Zamknę się w sobie na minutę.
Odsunę się w kąt zamyślenia.
Odcisnę ślad ciężkim butem –
Krótką wypowiedź istnienia.

Wtopię się w łzę na rzęsach trawy,
Zatrzymam wzrok na pajęczynie,
Uchwycę słońca nurt krwawy,
Rzeźbiący zachodu linię.

Zamknę się w sobie na chwilę,
Zatrzymam życie w kokonie,
Uwolnię mych marzeń motyle;
Niech spoczną na kwiecistym łonie,

Łaskocząc skrzydłami ciszę,
Szeleszcząc płatkami czasu…
Może już więcej nie usłyszę
Ich nostalgicznego hałasu.

Wszystko jest kruche i krótkie,
Wypożyczone w kredycie…
Nie będę żegnać się ze smutkiem
Z pięciominutowym przeżyciem

Jakim byłam, jestem czy będę –
Punkcikiem na czasoprzestrzeni.
Wspomnień nić pamięcią przędę…
Niech w deszczu srebrem się mieni.

Będę sączyła świadomie
Wszystkie strumienie istnienia.
Szczęście w mym sercu ogniem płonie,
Trawiąc wszelakie przemyślenia.




W PODSKOKACH OPTYMIZMU


Pod powiekami mam drzwi mojej duszy –
Czarne jeziora prawdy nieskażonej.
Jak tylko czujność powieki poruszy,
Można w nich ujrzeć siłę niestrudzonej
Kobiety, która podnosi się ze zgliszczy,
Nadziei skrzydłem zahacza o chmury,
Trudności życia niestrudzenie niszczy,
Choć jest niewielkiej, mizernej postury.

Nie mam potężnej, niezłomnej natury,
Nieśmiertelnego w wytrwałości ducha,
Po prostu każdy czas, choćby ponury,
Choćby w nim była najgorsza posucha,
Wtulam do serca niczym dziecię matka,
By uspokoić burzliwe zwątpienia
I jak w radości szalona wariatka
Pędzę przez drogi bez tchu i wytchnienia.

Za krótkie życie – więdnie z każdą chwilą
I niczym kwiaty, co w słonecznym żarze
Bezradnie w smutku główki skromne chylą,
Tak i my wszyscy będziemy się starzeć,
Więc pora słuszna i wielka potrzeba,
By zawsze widzieć tęczowe pastele
Nawet na skroniach żałobnego nieba,
Bo życie płynie, czasu jest niewiele.



piątek, 9 marca 2018

BEZPIECZNIE


Przyłóż swe usta do ust moich,
Spij z nich, co duszę dręczy i boli.
Wpleć mnie w twych ramion namiętne powoje.
Niech świat odpłynie! – zostańmy we dwoje.

Ostudź zroszone rzęsy niepokoju,
Obudź w źrenicach słodycze nastroju,
Którego rozkosz płynie twym oddechem
I rytmem serca, które drży pośpiechem.

Rozczesz palcami myśli niespokojne.
Niech będą marzeń zachłanne i chłonne.
Zamknij mnie ciałem, jak motyla w dłoniach.
Niech ból istnienia we mnie cicho kona.



OD NOWA


Bywają dni, że chciałabym zacząć od nowa,
Wyrwać się, gdzieś wyjechać bez listu, bez słowa,
Zamknąć oczy, ramiona rozłożyć niczym ptak,
Położyć się na tafli diamentowych gwiazd...

Lub znaleźć się w pociągu na oślep pędzącym,
Przy kadłubie statku szkło wód rozcinającym,
W balonie, co się wznosi nad ziemią niczym liść,
Albo chciałabym po prostu gdzieś przed siebie iść;

Zatrzymać się na wsi lub w przydrożnym miasteczku,
Smakować życie świadomie i po troszeczku,
Poznawać ludzi, lecz z wielkim serca oddaniem
I cieszyć się tym samym serc odwzajemnianiem;

Znaleźć przystań, w której wyprzedzać będę słońce,
Łącząc poznaniem dobry kontrastowe końce,
Sączyć czas kroplą sekund bez utraty chwili,
Podziwiać pył kwiatowy, co się wiatrem pyli…

Bywają dni, że chciałabym zatrzasnąć przeszłość,
Nie czekając, czy słońce już zwycięsko wzeszło,
Zacząć wszystko jak zapis w czyściutkim zeszycie,
Który pachnie świeżością jak rosa o świcie.



środa, 7 marca 2018

PREZENT


Chciałabym ci podarować więcej
Niż posiadam sama…
Mam jedynie pełne serce,
Jak i ramion pusty hamak,
Głowę, w której kwitną kwiaty
W kapeluszach z motylkami,
Oczy, w których łez granaty
Płyną hojnie strumieniami,
Gdy się tylko sól wzruszenia
W nich rozpuści spostrzeżeniem…
Mam też radość i marzenia,
Które w chmurne dni promieniem
Rozjaśniają wszelkie smutki,
Miodu błyszczą opiłkami,
Czasem suną w dłoniach łódki
Szkicowane stalówkami.
Chciałabym ci ofiarować
Przeogromne świata krocie…
Mogę siebie sprezentować
W mej szczerości i prostocie.