Przyszła wiosna jakby czymś
stroskana,
Smutna, blada, szara, deszczem
zapłakana,
Z koroną na głowie gałęzi
sterczących,
Z włosem traw pożółkłych,
obumierających.
Drobną stópką zdeptała mokre bruzdy
ziemi,
Ciągnąc za sobą szale
zeszłorocznych cieni,
Wodząc wzrokiem dokoła jakby
obłąkania
I drżąc cała od serca lękiem
kołatania.
Gdzie zgubiłaś najmilsza kwiatem
tkane suknie?
Idziesz w mglistym, zszarpanym i
dziurawym płótnie.
Oczy twoje się topią kryształową
rosą.
Idziesz milcząca, naga, kroki
stawiasz boso.
Kto cię skrzywdził?! Kto ukradł
wianek polnych kwiatów?
Kto cię smagał po kostkach wicią ostrych
batów?
Kto wyskubał z koszyka ptaki rozśpiewane,
Zdeptał pąki zieleni przymrozkiem zerwane?
Usiądź proszę przy stole, napij się
herbaty.
Odpocznij. Jutro rano zakwitną rabaty.
Obmyj stopy strudzone podróżą z daleka.
Ciepły kąt na poduszce już na ciebie
czeka,
A kiedy się uwolnisz z sideł przemęczenia,
Zobaczysz jak się niebo słońcem rozpromienia.
Założysz suknię z kwiatów pospinanych
pszczołą,
Roztoczysz wokół aurę prześlicznie wesołą.
Tymczasem idź odpocząć wiosno przygnębiona
I czymś okropnie smutnym strasznie zasmucona.
Rozpalę w piecu ogień, by ciepło ci
było.
Śpij najmilsza,… co straszne, właśnie się skończyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz