piątek, 31 grudnia 2021

OGŁOSZENIE

 MOI DRODZY CZYTELNICY.

Z wielką radością pragnę Was poinformować, że napisana przeze mnie książka z bajkami dla dzieci pt. "Księżyc w oknie" jest już na rynku literackim w formie przedsprzedaży.

Serdecznie zapraszam do lektury, życząc mile spędzonego czasu w towarzystwie bohaterów wspomnianych bajeczek.






wtorek, 28 grudnia 2021

POD CHOINKĄ

Nie dojrzewam wewnętrznie – ciągle we mnie dziecko

Budzi się o poranku dnia wigilijnego.

Oczy topią się łzami jak płonącą świeczką

Na wspomnienie wszystkiego dawno minionego.


Pachnie w domu choinką, lecz tą prosto z lasu,

Której mieni się suknia otrzepanym śniegiem.

W kuchni ogień tańcuje odgłosami trzasku.

Pachnie w domu świeżutkim, z pieca wziętym chlebem.


Stół drewniany pod oknem oprawionym mrozem

Dźwiga rzędy pierogów z kapustą, z grzybami -

U mnie wiatr błoto ziemi przemoczonej orze…

Nie ma śniegu, więc drzewa straszą gałęziami.


Pachnie suszem i śliwek, jabłek oraz gruszek,

Co pod sianem w stodole trzymała je babcia,

I makowiec wypręża lukrowany brzuszek,

Dom się grzeje nastrojem świątecznego światła -


U mnie słychać kolędy z głośników radiowych,

Gdy przyprawiam czerwony barszcz, grzybową zupę.

Słyszę głosy najbliższych echem prowadzonych,

Więc i ja głośno śpiewam, bo po prostu muszę.


Klejąc uszka do barszczu, patrzę w szyby pluchy

I pamiętam jak z dziadkiem gwiazdy szukaliśmy…

Otaczają mnie tłumem mej przeszłości duchy.

Dorastając w pośpiechu, wiele straciliśmy.


Nic nie pachnie jak dawniej, nic tak nie smakuje.

Zamiast z drogi wędrowca samotność się gości.

Tak mi tego wszystkiego, co było, brakuje,

Choć mam męża i syna – me źródło radości.


Na ulicach się ludzie mrowiem rozsypali

Już znudzeni choinką strojną od Dnia Zmarłych.

Czyśmy się na Wigilię chociaż zatrzymali,

Czy nie mamy z tym wspomnień prawie… niemal żadnych?


Siedzę obok choinki, co iskrzy się światłem.

Za oknami świat płacze, łzami w szyby rzuca,

A w oddali złe licho drwi: „Już was okradłem

Z tego, co was prostotą bogaci i wzrusza.”

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



piątek, 17 grudnia 2021

MITOLOGIA DNIA KAŻDEGO

Ciernie relacji oplatają nogi,

Kolcem zakłamań przebijają skórę.

Stopa wyciska krok, ale ubogi,

Wchodząc z uporem, choć z trudem pod górę,


Więc niczym Syzyf wtaczam przeznaczenie,

Które mnie ciągnie ze szczytu w podnóże.

Łzy czasem gaszą spierzchłych ust pragnienie,

Co straszą płatkiem jak uschnięte róże.


Z pięty wyrasta ból niczym kotwica,

Która rozkrusza pazurem kamienie.

Widok na razie niczym nie zachwyca,

Bo oczy widzą suchą tylko ziemię


I jak Achilles strzałą ugodzony

Padam wrogością czyjąś dosięgnięta,

Lecz duch z porażką wciąż niepogodzony

Dla świadomości jest niczym zachęta,


Dlatego idę mimo poranienia,

Choć śmierć za kostkę trzyma mnie swą dłonią.

Idę zawzięcie oraz bez wytchnienia,

Gdyż godzin jęki żałobne mnie gonią.


Trzymam w ramionach, zda się, przyjaciela,

Lecz on z mej piersi serce wydłubuje,

Które odrasta i w rozum się wciela,

Bo tak jak kiedyś już nie reaguje


I naiwnością oraz zaufaniem

Nie szasta niczym ziarnem dla gołębi,

Prometeusza cierpiącym konaniem

Sięga po miłość, lecz dojrzalszej głębi.


Próbuję wzbić się ponad tę przeciętność,

Bo z ramion skrzydła żaglem wyrastają,

Pióra, co czesze natchniona namiętność,

Wiatr przychylności zachłannie chwytają


I niczym Ikar wzbijam się pod niebo,

I za Dedalem błądzę z tą nadzieją,

Że w tym sukcesie życia mego sedno,

Więc szare sprawy bledną, matowieją,


Lecz los me lotki z pokryw wydłubuje,

Szyderstwem wróży wzlot albo upadek,

A ja na prądach powietrza szybuję,

Trzymając w dłoniach duszy mojej skrawek


I nagle chodzę po ziemi w rozpaczy,

Tęskniąc za zewem swego przeznaczenia,

I nie poznaję, co to wszystko znaczy,

Że tak boleśnie wszystko w proch się zmienia,


Więc jak Demeter cierpiąca z miłości.

Duszę przez oczy smutne wypłakuję.

Głupi, kto czegoś w życiu mi zazdrości -

Przecież ja, cierpiąc, ciągle wegetuję.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




środa, 15 grudnia 2021

W DRODZE ZA...

Patrzę na ciebie człowieku

O twarzy smutkiem zoranej.

Masz już za sobą pół wieku

I ciężar miny przegranej.


Oczy twe szklą się trucizną.

Oddech promilem skażony.

Głowa przeraża siwizną.

Kark w ziemię wrasta zgarbiony.


Na wąsach rdza od tytoniu

Skapuje w usta bezzębne.

Krok chwiejny... oby cię doniósł,

Bo zda się ścięty obłędem.


Broda opada na piersi

Jak kępy przekwitłej trawy.

Twe życie w siatce się mieści,

A ty mówisz: „Nie ma sprawy”



I uśmiech na twarz przyklejasz

Jakby cię nic nie zraniło.

Mnie tego kłamstwa nie sprzedasz.

Wiem, że się coś wydarzyło,


Co cię wygnało na chłody,

Na, w parku, starą ławeczkę.

Niby masz mnóstwo swobody…

Żal, że cię życie już nie chce,


Więc, sobie z bólem nie radząc,

Zaglądasz wciąż do kieliszka,

Wszystkim wokoło wciąż wadząc.

Łzą twa źrenica się błyska.


Przysiadam się jak przypadkiem.

Ty na mnie patrzysz zdziwiony.

Każdy omija twą ławkę

Jakbyś był trądem trawiony.


Uśmiecham się więc do ciebie,

Zahaczam coś o pogodzie,

Błądząc spojrzeniem po niebie.

Rozwijam słowo po słowie.


Widzę wzruszenie w twej mowie

Ciała, co zimnem chłostane.

Drapiesz się tylko po głowie.

Wstyd solą wżera się w ranę,


Więc nie wiesz jak się zachować

I co w tej chwili powiedzieć.

Nie wiesz, czy musisz się schować

I czy ci wolno tu siedzieć?!…


Zazwyczaj jesteś jak zjawa.

Nikt nie zna twego imienia.

Los tam cię stawia, gdzie stawia

Bez zgody i pozwolenia,


I tylko echo cię szeptem

W rozmowie wciąż poniżało,

Szydząc, że nikt ciebie nie chce…

Goryczą ci się przelało.


Tymczasem ja w tobie widzę

Możliwość mojego życia.

Tobą się zatem nie brzydzę

I nie mam nic do ukrycia.


Dziś mnie się wszak poszczęściło.

Nie wiem, co stanie się jutro.

Z tobą z pewnością tak było.

Dźwigasz historię swą smutną.


Nie znamy dnia ni godziny,

W których nas może los okraść.

Na oślep wciąż gdzieś pędzimy,

Mogąc ze szczęściem się rozstać.


Trącamy w drodze bezdomnych

Jakbyśmy siebie gubili

W dążeniu do celów płonnych…

Gdzieśmy wrażliwość stracili?!

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



wtorek, 14 grudnia 2021

POZNAJ MNIE

KIM CHCĘ BYĆ?...

Uważam, że pisarz powinien być zwierciadłem rzeczywistości, reprezentantem grup społecznych, w które wkracza jako obserwator i uczestnik codzienności. Pisarz powinien być głosem każdego człowieka bez względu na jego poglądy lub wartości, wykształcenie czy zawód, predyspozycje albo status. Pisarz bowiem kojarzy mi się z badaczem, naukowcem, kolekcjonerem osobowości i wydarzeń, kronikarzem i nauczycielem, poszukiwaczem i odkrywcą. W związku z tym nie powinien się bać podejmowania (również!) tematów trudnych, niewygodnych, niepopularnych, nieprzyjemnych, zatrważających, patologicznych i obrzydliwych, konsumujących moralność społeczną larwami zepsucia. Nie powinien unikać miejsc i ludzi, które zwykliśmy w codziennym życiu omijać szerokim łukiem obojętności oraz dbałości o własne bezpieczeństwo i wygodę, i których nauczyliśmy się nie zauważać, by nie tracić estetycznego wizerunku otaczającej nas rzeczywistości kreowanej według osobistych potrzeb.

Chcę stać się takim właśnie pisarzem.

W związku z tym w tworzonej przeze mnie literaturze postaram się być jak najbardziej wiarygodna i prawdziwa, nawet!, gdyby miało to wywołać niesmak i odrazę, zaskoczenie i wstręt. W celu zachowania owej wiarygodności i autentyczności muszę posługiwać się językiem, którym posługują się w danym środowisku społecznym prezentowani przeze mnie bohaterowie. Nie mogę przecież ludzi odrzuconych przez rodziców, okradzionych z beztroskiego dzieciństwa i miłości, a także z szacunku i w konsekwencji z poczucia wartości, hodowanych na ulicy przez ulicę, zdemoralizowanych i wyniszczonych przez brutalnie bezwzględne doświadczenia albo po prostu urodzonych pod tzw. ciemną gwiazdą i kochających zło bardziej niż siebie samych pudrować wypowiedziami pełnymi elokwentnego słownictwa, jeśli takim zasobem słów usta opisywanych przeze mnie postaci nie potrafią się posługiwać, ponieważ nie będę wtedy narratorem relacjonującym rzeczywistość, a jedynie stanę się fatalnym, pozbawionym gustu i pełnym zakłamania dekoratorem kiczowatych miejsc oraz kreatorem nieciekawych, bo nieprawdziwych i nudnych osobowości.

Powieść traktuję jak oko kamery, którą podglądam i rejestruję, przekazując obraz podejrzanej codzienności swoim Czytelnikom z dbałością o najdrobniejszy szczegół, by Odbiorca owego przekazywanego obrazu miał możliwość zaangażowania się całym sobą w historię poprzez aktywną lekturę polegającą na współuczestniczeniu w opisywanych wydarzeniach albo związkach. Jeśli więc wchodzę w dane środowisko jako pisarz, staram się przedstawić ludzi i otaczającą ich rzeczywistość w jak najwierniejszy sposób językowy adekwatny, i zależny od charakteru poznanych osób oraz łączących ich w społeczność relacji czy warunków materialnych, jak również zawodowych.

Życie nie jest kartonowym pudełkiem, w którym wszystko jest harmonijnie poukładane i w którym pomieszkują postacie o nieskazitelnej osobowości. Rzeczywistość nie jest zaś płótnem nienagannie i precyzyjnie naciągniętym na listewki, i gotowym przyjąć pokornie to, co tylko nam się podoba i co jest według naszej indywidualnej opinii zachwycające. Życie bowiem jest potwornie i przerażająco, wręcz zaskakująco różnorodne, wulgarne, okrutne, dobre i złe, pełne sprzeczności i kontrastów, brzydoty oraz piękna. Rzeczywistość zaś nierzadko bywa bezwzględnie i brutalnie wymagająca oraz nieczuła, obojętna, wyrozumiała, ale i krwiożercza, kapryśna i egoistyczna.

To właśnie pragnę sportretować.

Nie chcę być pisarzem, którym się wszyscy tylko zachwycają, którego traktują jak słodką i smaczną landrynkę w ustach, którego obsypują „achami” i „ochami”, którego lukrują, który nieustannie, monotonnie i do znudzenia powiela te same nastroje, nie zaskakując a wywołując oczywiste stany niezakłóconego zadowolenia przewidywalną, bo powtarzaną jak mantra, lekturą. Pragnę być przede wszystkim pisarzem prawdziwym i szczerym, wykorzystującym literaturę jako pogrzebacz trącający drwa uśpionego sumienia, by wygasającym żarem oblepiającym zwęglane konary zaczęły buchać iskrami, pluć płomieniami, wić się refleksją, analizą i interpretacją, wnioskami i ożywionymi dyskusjami wrzącymi argumentami oraz kontrargumentami. Chcę rozpalać ludzi wrażliwością i empatią. Chcę uczyć. Chcę obrzydzać, co obrzydliwe i wstrętne, i zachwycać tym, co godne zauważenia i uwypuklenia. Pragnę budzić w Czytelniku niepohamowanie szczere emocje, doprowadzić w Nim uczucia do wrzenia i kipienia. Jeśli poczuje, że coś jest niesprawiedliwe i tragiczne, niech krzyczy sprzeciwem w obronie dobra, dążąc do wyeliminowania zła i do naprawienia tego, co szwankuje i niepoprawnie funkcjonuje, co niszczy i deformuje. Jeśli zaś doświadczy podczas lektury czegoś poruszającego i wzruszającego, niech płacze i się rozczula, i niech dotyka najgłębszych miejsc swojej duszy. Chcę stać się galerią osobowości pełną portretów człowieka uchwyconego nawet w świetle bezwstydnego aktu jego skłonności, wad, uzależnień, sekretów, brzydoty,… a także piękna.

Odsłaniając początkowe rozdziały powieści, oczekiwanej przez nas wszystkich a zatytułowanej „Most”, otrzymałam wiadomość od Czytelniczki, dziękującej mi za przedstawienie środowiska osób bezdomnych, na których, przez pryzmat (jak wyznała) historii opisanej w mojej literaturze, zaczęła patrzeć z wyrozumiałością i wrażliwością, dochodząc do wniosku, iż jednym z przedstawionych przeze mnie bohaterów można się stać nawet wbrew własnej woli. Niesamowicie wzruszyły mnie słowa: „zawstydziła mnie Pani, Pani Izo, bo byłam wobec tych ludzi niesprawiedliwa”. To była dla mnie największa nagroda literacka, jaką kiedykolwiek można byłoby sobie wymarzyć czy otrzymać. Panu Bogu dziękowałam za osiągnięty cel – weszłam z Czytelnikiem w dialog.

Udostępniając napisane przeze mnie opowiadania, spotkałam się z Czytelniczką, którą tak bardzo wzruszyły perypetie bohaterów wspomnianych opowiadań, że aż nie była w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa, a kiedy po kilkudziesięciu sekundach szczerego, spontanicznego płaczu opanowała łkanie, wyznała, że nie potrafi być obojętna wobec zaprezentowanych postaci. Dzięki takiej reakcji ponownie poczułam się jak laureat najbardziej prestiżowej nagrody literackiej, dziękując Bogu za osiągnięty cel – nawiązanie żywego, niezakłamanego kontaktu z Czytelnikiem.

I na tym właśnie mi zależy.

Obecnie podpisałam umowę z wydawnictwem na publikację kolejnej powieści zatytułowanej „Zapytaj o jutro”. Tym razem stworzyłam fikcję wielowątkową o podłożu psychologicznym, przedstawiającym mechanizm kształtowania się ludzkiej osobowości. We wspomnianej powieści podjęłam się zagadnienia resocjalizacji, odpowiedzialności, roli Boga oraz zasad moralnych w życiu człowieka. Wkraczam w środowisko więzienne. Odsłaniam bestialstwo pedofilii i ukazuję spustoszenie, jakie w efekcie owej niewybaczalnej zbrodni, tworzy się w wykorzystywanym seksualnie człowieku. Używam wulgaryzmów, charakteryzujących obrzydliwość demoralizacji i psychicznego wyniszczenia. Opisuję obrzydliwości, chcąc wzbudzić wstręt. Pragnę nakłonić Czytelnika do głębszej analizy, do bardziej panoramicznego spojrzenia na problem często bagatelizowany i zawężany do rozmiarów krótkotrwałej sensacji wpływającej na wzrost oglądalności poszczególnych stacji telewizyjnych czy radiowych karmiących się ludzką tragedią. Pragnę wykrzyczeć „NIE!” przeciwko tym, którzy przyczyniają się do obrzydliwej brzydoty współczesnego nam świata. Nie jestem delikatna i powściągliwa, a nawet brutalnie bezpośrednia. Nie będę narratorem czytanym lekko, łatwo i przyjemnie. Chcę rzucić ostre światło prawdy na patologię, zaniedbania, nieudolność, segregowanie i szufladkowanie ludzi. Żądam sprawiedliwości.

Teraz pracuję nad następną powieścią, zagłębiając się ochoczo w kolejny nurtujący mnie temat i w mroczne zakamarki ludzkiej duszy, a (co najważniejsze) starając się być bezczelnie prawdziwym narratorem – przewodnikiem po szlakach następnej fikcji literackiej.

Chcę się stać pisarzem, którego książki czytywane są nie tylko z przyjemnością, ale przede wszystkim z żywą, bezwstydnie szczerą aktywnością i zaangażowaniem, którego powieści, po zakończonej lekturze, pozostawią po sobie jakiś, choćby maleńki, ślad zastanowienia się Czytelnika nad poruszonym tematem czym zaprezentowaną historią lub bohaterem.

Nie wiem, czy osiągnę zamierzony cel. Nie wiem, czy stanę się właśnie kimś takim, ale na pewno się nie poddam i jeśli w ogóle będę kontynuować pisanie, to z dbałością o dążenie do bycia autentyczną, prawdziwą, bezczelnie szczerą i odzwierciedlającą to, z kim i z czym się spotykam.

Czy jesteście gotowi na mnie jako pisarza z tego rodzaju charakterem?

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl







poniedziałek, 13 grudnia 2021

W NADZIEI

Krok w krok za krokiem podąża powoli,

Stopą przed stopą przesuwając drogę

W tył zwykłej, ludzkiej doli i niedoli,

W myślach chowając nieobecną głowę


I sącząc życie drobnymi łykami

Jakby do końca mi nie smakowało…

Wiatr szepcze do mnie rożnymi głosami

Tych, co po których nic już nie zostało,


Więc mam świadomość, że tyle i po mnie

Śladów zatartych na ziemi zostanie.

Błądzę po ścieżkach niemal nieprzytomnie

Jak człek skazany na wieczne wygnanie,


Trudno jest bowiem znaleźć zrozumie

Dla duszy, która widzi świat inaczej.

Idzie się wtedy jak za przewinienie

I bez powodu mimowolnie płacze.


Samotność tylko do ramion przywiera,

Która do piersi mą przytula głowę,

W zaszklone oczy współczuciem spoziera

I wciąż powtarza, że niewiele mogę,


Że czas, by przyjąć ślepe przeznaczenie,

Co mnie prowadzi po omacku w przyszłość,

By uznać każde swe niepowodzenie

Za nic innego, jak za oczywistość,


Bo ciężko znaleźć bratnią w tłumie duszę,

Która i czuje, i widzi podobnie.

Szepcze samotność, że po prostu muszę

Żyć jakby w cieniu i bardziej niż skromnie,


A mnie się gorycz z ust zwartych wylewa,

Bo cała pragnę rozprostować skrzydła -

Potrzeba lotu wrze i mnie rozgrzewa!

Szara codzienność, co mdła, już mi zbrzydła.


Chcę poczuć dotyk wilgotnych obłoków,

Przestrzeń bezdenną pod stopy palcami,

Sprężystość lekkich oraz zwiewnych kroków.

Chcę owocować, stawać się słowami.


Chcę myśli budzić w bezsennych refleksjach,

Choćby się ze mną w niczym nie zgadzały.

Chcę ogień wzniecać w zatwardziałych sercach,

By dusze szturmem gwiazd ze mną sięgały.


Niech płonie światło galaktyk pochodnią.

Niech śmiech radości leci strumieniami.

Niech wiara stanie się myślą przewodnią,

Że, co najlepsze, jeszcze jest przed nami.


Niech się nadzieja sączy nieustannie.

Miłość niech wiatrem będzie w naszych żaglach.

Niech szczęście żarzy się w nas nieustannie,

Choćby lawina trudów na nas spadła.


Stawiam przed sobą krok intuicyjnie

W tę lepszą przyszłość – taką mam nadzieję.

Być może żyję naiwnie, dziecinnie,

Ufając, że się i los mój zaśmieje.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



sobota, 11 grudnia 2021

W ADWENCIE

Topi się zegar jak z kranu woda,

Dźwiękiem uderza w blaszane wiadro,

Lecz świat oszalał – jest taka moda:

Oczekiwanie w zgiełku przepadło,


Więc ciągle człowiek za czymś przyspiesza,

Oddechem pośpiech próbuje ścignąć,

Świadomość bycia jak płaszcz odwiesza

W lęku, że może mu życie mignąć.


Tymczasem wszystko sam przeskakuje.

Z kieszeni sypie się chwil drobnica…

Adwent, by zwolnić, nas nawołuje,

Choć już listopad dziwnie zachwyca,


Nie dbając wcale o czas zaduszny

A okradając grudzień z bogactwa…

Rytm codzienności bywa okrutny

Jakoby w szale swego wariactwa.


Jeszcze igliwie rdza nie przetrawi,

A już nam trzeba będzie post zacząć.

Żrącym oddechem pierś płuco dławi,

A nad głowami wciąż wrony kraczą,


Aż trudno zgadnąć, która godzina

I która wiosna na krnąbrnym grzbiecie.

Czy dzień się kończy a noc zaczyna?

Wszystko się miesza, kręci i plecie.


Siedzę pod oknem w grubym szlafroku.

Na stole szyszki pomalowane.

Za szybą lecą łzy obce oku

I błądzą chmury czymś zatroskane.


Pod ścianą stoi naga choinka…

Już się żywicą nie perfumuje.

Po wszystkim spłonie w ustach kominka,

Mieszkanie ciepłem swym poczęstuje,


Ale w tym właśnie bliskim momencie

Zda się zapraszać do dekoracji…

Ci wszyscy mają cudowne szczęście,

Którzy zasiądą wszak do kolacji


W gronie najbliższych i szczerych ludzi,

Których im wieczny sen nie odebrał.

W moim zaś sercu żal przeszłość budzi,

Bo stół z bliskimi w wspomnieniach przepadł...


Teraz jak echem wołana z dali.

Patrzę za tymi, z którymi byłam…

Ogień się kuchni kaflowej pali.

W pokoju pachnie choinka żywa,


A na niej jabłka, cukierki, bombki,

A pod nią pudła wstążką związane.

Na stole śledzia i karpia dzwonki,

Pierogi, uszka w barszczu skąpane,


Makowców strucle i kompot z suszu,

Kapusta z grochem, zupa grzybowa,

Siano wsunięte w płótno obrusu,

Gałązka w bombkach… zda się jodłowa.


I stoję z dziadkiem cicho przy oknie,

Na niebie śledząc pierwszej gwiazdeczki.

Świat w płatkach śniegu tonie i moknie.

Wiatr w biegu trąca sopli dzwoneczki.


Później kolędy na głosy w parze,

Rozmowy długie, pełne miłości

I radość wrząca w tym pięknym gwarze,

I mnóstwo ciepła w serc cierpliwości…


Z rzęs kropla wzruszeń spadła z łoskotem.

Z wami przy stole już nie zasiądę.

Dźwiga ma dusza gorzką tęsknotę.

Po pustym domu wzrokiem swym błądzę,


Trzymając w dłoni dla was opłatek,

Którym nie zdołam już się podzielić.

Czuję ogromną, bolesną stratę…

I świat się nawet śniegiem nie bieli.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



PORANNE ŚPIEWANIE

Wzruszasz mnie Panie Swoją Miłością,

Bo każdy Tobie jednakim bywa.

Wzruszasz mnie Panie Swą Obecnością

W duszy, co wobec innych uczciwa.


Zawsze mi Ciebie nadal jest mało.

Zawsze spragniona ciągle Cię szukam.

Co by się w życiu moim nie stało,

Do drzwi przeróżnych stukam i pukam


W nadziei, że tam znajdę człowieka,

Który ma w sobie żar Twej Mądrości,

Który się siebie – pychy wyrzeka,

Z Ciebie wciąż czerpiąc nektar radości,


Bo tylko taki kocha naprawdę

Bez chęci zysku oraz mściwości,

Taki niezdolny bywa na zdradę,

Gdyż nie ma w sercu swoim zazdrości,


Więc w takich ludziach wzruszasz mnie Panie

I czynisz moją codzienność darem.

Dzień mój zaczyna wdzięczne śpiewanie,

W którym bezwstydnie, szczerze Cię chwalę.


Nie pozwól, bym się w żalu straciła,

Kiedy się zmagam z trudami losu.

Nie pozwól, bym się, Panie, zgubiła

Gnieciona siłą bezwzględnych ciosów.


Biegnę za Tobą Twymi śladami,

Dłońmi pod liśćmi je wyszukując.

Za Tobą wodzę dziecka oczami,

Do piersi Twojej głowę swą tuląc.


Hosanna! - z krtani mej się wyrywa.

Echo ją niesie ponad obłoki,

Jeziora gwiezdne dźwiękiem przeszywa

I nad wszechświatem brzmi jako kroki,


Którymi wdzieram się do Królestwa

Odgłosem cienia Twojego dzieła

Spragniona bardzo Twego Jestestwa.

Spraw, bym się w górę ku Tobie wspięła!


Hosanna! - wołam siłą wydechu,

Siebie po drodze siejąc wspomnieniem.

Biegnę za Tobą, Panie, w pośpiechu,

Hosanna! - krzycząc mej duszy pieniem,


I nie dbam o to, ile mam jeszcze

Kroków czynami do postawienia.

Gdy Tobą płonie, mój Panie, serce,

Nie ma się tutaj nic do stracenia.


Mogłabym zatem zasnąć, jak zechcesz,

Zostawić rzeczy niedokończone.

Hosanna! - śpiewam, z tęsknotą wrzeszczę,

Bo chcę czuć Twoje, mój Panie, dłonie,


Gdyż ciało kruche prochem się stanie.

Ważne, by dusza zdrowiem tryskała.

Niech będę wolą Twoją, mój Panie.

Hosanna! - będę wdzięcznie śpiewała


I jeśli nawet będzie mi przykro,

Że zmarnowałam jakieś talenty,

Bądź mi życzliwym, bo żyć mi przyszło,

Będąc człowiekiem… chyba przeklętym.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl