Wyrwał
mi wiatr z ramion błękitnego ptaka.
Tylko
pióro płoche zacisnęłam w dłoni,
Więc
codzienność płynie prosta i nijaka,
I
jesiennym deszczem łzę za łzami roni.
Dusza
chce rozłożyć skrzydła na wzór lotni,
Aby
wzbić się ponad przyziemną przeciętność,
Lecz
przysiadła smutna w zaciszu samotni,
Opłakując
swoją straconą majętność,
Bo
kość ramieniowa, łokciowa sterczała
Oskubana
z pokryw przez ludzi złośliwych,
A
na promieniowej lotka się huśtała
Jako
pozostałość ataków kąśliwych.
O
wy, coście pióra z mych skrzydeł wyrwali,
Wierząc,
że od ziemi już się nie odbiję,
Czegoście
w podłości przeciw mnie szukali
Wściekli,
iż tuż obok, po sąsiedzku żyję?!
Został
wam puch tylko namiastki mej duszy.
Woli
jednak walki nikt nie zdołał zdusić.
Ciało
kiedyś moje się ze zgliszczy ruszy,
Gotowe
się w przepaść wyzwań, pragnień rzucić
I
być może padnę, polegnę bez wieści
Jakoby
mnie nigdy na ziemi nie było,
Lecz
wy nie zdołacie odebrać mi, grzeszni,
Godności,
co mego człowieczeństwa siłą,
Więc
będę kroczyła z podniesioną głową
Świadoma
praw swoich do mienia szacunku
I
wbrew waszym chęciom pozostanę sobą,
Nie
żebrząc przenigdy litości, ratunku,
I
z tymi przystanę, co we mnie zobaczą
Człowieka
bez chęci uprzedmiotowienia.
Dusze
upodlone często w górę skaczą
Nierzadko
bez skrzydeł swoich upierzenia.
Ja
się waszą złością karmię jako siłą,
Przyjmując
odważnie do walki wyzwanie.
Nie
żałuję tego, co się wydarzyło –
Na
nic się wszak zdało to wasze staranie,
Gdyż
stoję przed wami z piersią wyprężoną,
Poraniona,
jednak w poczuciu wartości.
Po
starciu z zazdrością zwycięstwem wzmocnioną,
Stojąca
na straży innych dusz godności
Z
wiarą, że każdemu prawo przysługuje
Do
realizacji talentów wrodzonych.
Niech
smaku trucizny mściwości skosztuje,
Kto
winien krwi ludzi niewinnie skrzywdzonych,
By
poznał, czym bywa duszy poniżenie,
Co
się nie wygrzebie spod stóp ją depczących,
Aby
poczuł w sercu bojaźń, przebudzenie
Nim
zacznie być wrogiem słońc wśród nich wschodzących.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz