Nie dojrzewam wewnętrznie – ciągle we mnie dziecko
Budzi się o poranku dnia wigilijnego.
Oczy topią się łzami jak płonącą świeczką
Na wspomnienie wszystkiego dawno minionego.
Pachnie w domu choinką, lecz tą prosto z lasu,
Której mieni się suknia otrzepanym śniegiem.
W kuchni ogień tańcuje odgłosami trzasku.
Pachnie w domu świeżutkim, z pieca wziętym chlebem.
Stół drewniany pod oknem oprawionym mrozem
Dźwiga rzędy pierogów z kapustą, z grzybami -
U mnie wiatr błoto ziemi przemoczonej orze…
Nie ma śniegu, więc drzewa straszą gałęziami.
Pachnie suszem i śliwek, jabłek oraz gruszek,
Co pod sianem w stodole trzymała je babcia,
I makowiec wypręża lukrowany brzuszek,
Dom się grzeje nastrojem świątecznego światła -
U mnie słychać kolędy z głośników radiowych,
Gdy przyprawiam czerwony barszcz, grzybową zupę.
Słyszę głosy najbliższych echem prowadzonych,
Więc i ja głośno śpiewam, bo po prostu muszę.
Klejąc uszka do barszczu, patrzę w szyby pluchy
I pamiętam jak z dziadkiem gwiazdy szukaliśmy…
Otaczają mnie tłumem mej przeszłości duchy.
Dorastając w pośpiechu, wiele straciliśmy.
Nic nie pachnie jak dawniej, nic tak nie smakuje.
Zamiast z drogi wędrowca samotność się gości.
Tak mi tego wszystkiego, co było, brakuje,
Choć mam męża i syna – me źródło radości.
Na ulicach się ludzie mrowiem rozsypali
Już znudzeni choinką strojną od Dnia Zmarłych.
Czyśmy się na Wigilię chociaż zatrzymali,
Czy nie mamy z tym wspomnień prawie… niemal żadnych?
Siedzę obok choinki, co iskrzy się światłem.
Za oknami świat płacze, łzami w szyby rzuca,
A w oddali złe licho drwi: „Już was okradłem
Z tego, co was prostotą bogaci i wzrusza.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz