wtorek, 21 stycznia 2020

SAMOTNOŚCI MOJA!,...

Samotności moja!, kładziesz swe zimne dłonie
Na me ramiona, szepcząc: „Ja ciebie osłonię”,
I chociaż dzięki tobie nie czuję się sama,
Dzieję się przez codzienność jak bez widzów drama,

A mimo to szczęśliwą ma dusza się zdaje,
Choć na pewno od innych dziwactwem odstaje,
Bo w najmniejszym szczególe siebie odnajduję,
Każdą sekundę życia wdzięcznie celebruję.

Przechodzę obok ludzi, tumy opływając
I wbrew sobie od wszystkich się wręcz oddalając,
Jakby mnie siła ciągła w przeciwnym kierunku
Niczym ptaka, co niebo podbija na sznurku,

Mijam więc w swoim locie jak w muzeum twarze
I podziwiam z dystansu przyziemne witraże –
W tym wszystkim zdam się bowiem wręcz zakorzeniona,
A mimo to w tym wszystkim niezadomowiona.

Idę zatem przed siebie i jak cień przemijam,
I w milczeniu zadumy przechodniów omijam.
Trącona przypadkowo łokciem na ulicy,
Nie zakrywam mych oczu tarczą przyłbicy,

Ale idę przed siebie jakby nic nie było,
Odporna już na życie, które mnie zraniło…
I idę tak przed siebie jakby wiatr w bezruchu.
Nie zostawiam po sobie ni widu, ni słuchu,

A ty ma samotności dzielnie kroczysz obok
Z wtuloną w moje plecy posiwiałą głową
I chociaż ciebie dźwigam na moich ramionach,
Jesteś moja, bo wierna, nikim niezlękniona.



czwartek, 16 stycznia 2020

JAK WODA


Chcę być jak woda, która pachnie niebem –
Niebem, co spada kroplami na ziemię,
Która przepływa pokornie pod drzewem,
Troską obmywa spragnione korzenie.

Chcę być jak woda we rwącym potoku,
Na brzegach której trawy porośnięte
Dają charakter błękitnemu oku,
Czyniąc dla ciszy szumem rzęs przynętę.

Chcę być jak woda, bo nieposkromiona
I w wiecznym biegu, a niepokonana,
I w dzikim nurcie wręcz niedościgniona,
Linią koryta w istnienie wpisana.

Chcę być jak woda – zwierciadło błękitu,
W które się wtapia wszechświat z zaufaniem;
Niewyczerpana skarbnica pożytku;
Początek tego, co jest lub nastanie.



sobota, 11 stycznia 2020

O, JAKŻE!...


O, jakże mi błogo i jakże przyjemnie!
Zda się, że jestem piórkiem na puchu wiatru.
Nurt jego na dłoniach niesie mnie misternie
I ponad pętlami zawirowań czasu.

Jego szum i szelest niczym pluski wody
Wkradają się do ucha rozkosznym szeptem.
Opuszkami palców jakby dla urody
Dotyka mej twarzy, zapewniając: „Jestem…”

Unoszę się nad ziemią coraz to wyżej.
Nagie ciało obłoki w jedwabiu tulą.
Nie zmienię swego lotu, nie zejdę niżej.
Planeta pode mną przestaje być kulą,

A jedynie punkcikiem, okruchem wśród gwiazd,
Którego nikt zmysłem nawet nie dostrzeże.
Przestał mieć znaczenie i zatrzymał się czas,
Więc mi nic już nigdy więcej nie zabierze.

O, jakże mi błogo i jakże przyjemnie!
Na wskroś mnie przenika przestrzeni muzyka.
Płynę jak uśpiona, mimo to bezsennie.
Pochłania mnie Niebo – świat pode mną znika.

U stóp tylko wiszą strzępy grawitacji
Niczym nitki trawy muśniętej z murawy.
Lecę w górę jakby na skrzydłach fantazji,
Że nie wrócę?!,… nie mam już takiej obawy.

Powoli me ciało niczym pąk na drzewie
Pęka, się rozchyla drobnymi łuskami,
A dusza w wiosennym, owocnym powiewie
Zdaje się rozkwitać kwiatu opłatkami…

Coraz częściej bywam tutaj nieobecną.
Choć mnie wszyscy widzą, nikt mnie nie poznaje.
W powiciu spacerów bywam niedostępną –
Marzę… i bez żalu z światem się rozstaję.



piątek, 10 stycznia 2020

DZIĘKUJĘ


Za to, że bólu depresji nie czuję,
Z całego serca Boże Ci dziękuję.
Za to, że lekkim jest moje wstawanie,
Swą całą duszą dziękuję Ci Panie.
Za dzban nadziei, z którego wciąż piję,
Za to, że skromnie a szczęśliwie żyję,
Za o poranku ptaków rozśpiewanie
Szczerze, z radością dziękuję Ci Panie.
Za kubek kawy przy słońcu wschodzącym,
Za cień pod drzewem liśćmi wibrującym,
Za delikatne ziemi kołysanie
Dziś spontanicznie dziękuję Ci Panie.
Za sen spokojny i czasy pokoju,
I za owocność trudności czy znoju,
Za to, że wiele wydarzyć się może,
W akcie wdzięczności dziękuję Ci Boże.
Za dach nad głową, cztery ściany domu,
Za bycie w prawdzie, a nie po kryjomu,
Za to, że godnie żyć ciągle próbuję,
Rozpromieniona Panie Ci dziękuję.
Za zdrowe ręce oraz sprawne nogi
Dziękuję Tobie Boże Ty mój Drogi!,
I za mych myśli mądre sprawowanie
Z pełną pokorą dziękuję Ci Panie.
Za ludzi, których spotykam codziennie,
Choć z nich niektórzy ranią mnie bezczelnie –
Za ich obecność i mnie kształtowanie
Całym swym sercem dziękuję Ci Panie.
Za chleb w mych dłoniach piekarnią pachnący
Dziękuję Tobie Boże Wszechmogący.
Za przyzwoite dziś na mnie ubranie
Świadomie, wdzięcznie dziękuję Ci Panie.
Za każde słowo zmówionej modlitwy
I za Twój Kodeks wyraźnie przejrzysty,
Ułatwiający szlaków wybieranie
W strumieniu szczęścia dziękuję Ci Panie.
Za to, że wiele umiem zrobić sama
I że przez Ciebie wciąż jestem kochana
Chociaż bez grzechu żyć ciało nie może
Z wielką wdzięcznością dziękuję Ci Boże!,
I za te wszystkie lata, co przeżyłam
I że przy Tobie bardzo się zmieniłam,
I za doczesne me pielgrzymowanie
Z całej swej duszy dziękuję Ci Panie.
I nawet teraz, chociaż jeszcze żyję,
Rękami dziecka trzymam Cię za szyję,
Dziękuję za to, że mnie wybawiłeś
I dla mnie w Niebie gniazdeczko uwiłeś.
I chociaż czuję serca kołatanie
Oraz wskazówek uparte cykanie
Za Twoją Miłość dziękuję Ci Boże,
Bez której dusza wszak istnieć nie może.
W obliczu Twego zaangażowania
W treść przyziemnego mego wędrowania
Przyjmij mój Boże me ofiarowanie –
To szczere, marne: dziękuję Ci Panie.



czwartek, 9 stycznia 2020

OCH, WITAJ!...


Och, witaj!, mój poranku przed zbudzeniem słońca.
Do stołu cię zapraszam z wielką przyjemnością.
Już czeka na obrusie herbatka gorąca.
Och, witam ciebie, witam z szampańską radością.

Siądźże sobie wygodnie, posmakuj piernika.
Pozwól nocy spokojnie wyspać się przed świtem.
Strumień wschodu jasnością nieba nie przenika.
Wszystko jeszcze ciemnością ciepło jest okryte.

Zrobię tobie śniadanie, ukroję drożdżówki.
Musisz spróbować miodu z łąkowej pasieki.
Nałóż sobie na bułkę porzeczki, borówki,
Albo do masła przyklej plasterki rzodkiewki.

Zachwyciłeś mnie sobą dzisiaj o poranku.
Mimo zimy pachniało powietrze wiosennie,
Bo w szpalerze konarów, jakoby w krużganku,
Powitały mnie śpiewem ptaszyny liczebnie.

Ziemia się wydawała wilgocią spulchniona,
Pobudzona do życia kiełkującą trawą,
Kroplą deszczu jak solą dobrze przyprawiona,
Pełna soków jak liście, co zwą się agawą.

Witajże mój poranku z rozwichrzonym włosem.
Zostań ze mną na dłużej zanim dzień rozpocznę,
Zanim ruszę do życia, licząc cios za ciosem.
Niech się tobą nacieszę, przy tobie odpocznę.



WOŁANIE

Tutaj jestem! – woła moja stęskniona dusza.
Ty ją otulasz głosu kojącym szelestem
Mimo, że liść się żaden wiatrem nie porusza,
Żadna gałąź nie budzi się najmniejszym gestem.

Tu jestem! – w obłędzie rozpaczy nawołuje,
Jakby odnaleźć się pragnęła w zagubieniu.
Doczesność w wachlarzu przypraw jej nie smakuje.
Błądząc za Tobą Panie, trwa w rozkojarzeniu.

Tu jestem! – galopem echa przemierza knieje
I przeskakuje dźwiękiem siłę grawitacji,
I nie rozumie, co się dokładnie z nią dzieje…
Wydaje się być obcy stan takiej wariacji.

Tu jestem! – głos załamuje się nutą żalu,
Jak obłąkany krąży westchnieniami ciszy
I wiruje pośród drzew jakoby na balu,
Lecz nikt tego nie widzi, jak i nikt nie słyszy.

Tutaj jestem! – woła ma dusza udręczona.
Z fali tłumu wynurza się i znów nurkuje.
Nad głowami przechodniów wyciąga ramiona
I do Ciebie mój Panie dostać się próbuje.

Tu jestem! – woła dusza w sieci przygnębienia.
Obarczona tęsknotą za Tobą mój Panie.
Towarzystwo nie daje w smutku odpocznienia,
Więc Twe drzwi rozsiewają jej do nich pukanie…

Tutaj jestem! – lamentem płoszy ptaków stada,
Rozsuwając na niebie kotary z obłoków…
Wiatr jej tylko milczeniem na żal odpowiada,
Niosąc w przestrzeń odgłosy jej bolesnych kroków.


środa, 8 stycznia 2020

WSZYSTKO MINĘŁO...


Wszystko minęło, jakby nigdy nie istniało.
Drzwi za nami zatrzasnęły się z wielkim hukiem.
Nowe już się kończy, choć ledwo się zaczęło.
Czas się na wahadle buja spokojnym łukiem

Jakby obojętny na te wszelakie zmiany
Oraz w nich w żaden sposób nieuczestniczący,
A rytmem wskazówek zahipnotyzowany
I spacerkiem w przestworzach bezkresnych błądzący.

Wszystko, co minęło, wydaje się bezcennym,
Ponieważ nigdy więcej już się nie powtórzy.
To, co trwa jest stanem ulotnym i mizernym,
Który w palcach czasu na drobny pył się kruszy.

Nikt z nas więc nie zatrzyma nikogo na stałe
I niczego na wieczność nie zakamufluje.
To, co błahe, banalne i nad podziw małe,
Niech jakoby skarb wielki z wdzięcznością szanuje,

Bo niczego ponownie już nie doświadczymy
Choćby w sercu wzbierała nadludzka ochota
I nikomu drugiego życia nie wskrzesimy,
Więc niech każda minuta będzie miarą złota.

Wiatr jak dłuto powoli me ciało kształtuje.
Kawałkami drzazg wbijam się w wilgotną ziemię.
Ile jeszcze dni będę?... – tego nie rachuję,
Bo czasu nie zatrzymam i losu nie zmienię.

Chcę żyć teraz, naprawdę, ale po swojemu,
Nie tak!, jakby się komuś zdało, że powinnam.
Nikt nie podporządkuje się sumieniu memu,
Dlatego też nikomu nie jestem nic winna.

Wszystko, co minęło, jest częścią mej osoby –
Wszystko to mnie tworzy i to mnie też pochłania.
Nieśmiertelność jest bliska, gdy człowiek jest młody,
Lecz na starość innego zaczyna być zdania.

Nie mam nic do stracenia, bo wiele straciłam,
I jedyne, co biorę z rąk teraźniejszości,
To świadomość, że może nie najlepiej żyłam,
Ale zawsze w mym sercu z iskierką miłości.

Nie ma mnie, chociaż jeszcze pozornie istnieję,
Jeszcze bowiem po ziemi snuje się me ciało,
Ale dusza w błękitach szczęśliwa szaleje
Jakby ją coś w nieznane nieustannie gnało.

Kiedyś powiem wam wszystkim (mam nadzieję zdążyć)
Że dziękuję za wspólnie smakowane życie.
Może jeszcze pomiędzy wami będę krążyć,
Ale tylko w wspomnieniach twarz mą zobaczycie…

Wszystko przecież minęło, jakby nie istniało,
Więc i ja się wydaję być może zmyślona.
Nie wiem jak, gdzie i kiedy to wszystko się działo…
Jeśli jest?!,… to na pewno w tej minucie kona.



piątek, 3 stycznia 2020

GDZIE JESTEŚ...


Gdzie jesteś mój Boże w tym doczesnym zgiełku,
W tym świecie ułudy, teatralnych gierek?!...
Tłum idzie za smakiem pokus jak cukierków.
Relacje wszelakie nie są w pełni szczere.

Gdzie jesteś mój Boże w hałasie ulicznym,
W warkocie silników, kół miażdżących tory?!...
Świat czyni Cię dziełem co najmniej komicznym.
Odarta z wartości jest nagość pokory.

Gdzie jesteś mój Boże w przyspieszeniu czasu,
W rozmyciu się granic, w pogardzie tradycji?!...
Człowiek dziś nie czuje ni wstydu, ni strachu,
Gdyż jesteś dla niego elementem fikcji.

Gdzie jesteś mój Boże we wpływach, rachunkach,
W lawinie komercji i w wyścigu szczurów?!...
Lud siebie zatracił w przyziemnych sprawunkach
I sobie dziś stawia pałace z marmurów.

Gdzie jesteś mój Boże w codziennym zmęczeniu.
W szarości jesiennej trwającej rok cały?!...
Wszystko dziś ulega wokół przygnębieniu.
Radość i nadzieja – gdzieś się pochowały.

Gdzie jesteś mój Boże w przewartościowaniu,
W zaprzeczeniu prawom ogólnym natury?!...
Głód dusz jest przenikliwy w poszukiwaniu
Miłości, której twarz straciła kontury.

Gdzie jesteś mój Boże i gdzie Cię odnaleźć,
I jak Ciebie szukać na tej karuzeli?!...
Wokół mnie wręcz wszyscy nie przestają szaleć,
Zło w każdej postaci tańczy, się weseli.

Gdzie jesteś mój Boże w zwoju światłowodów,
W łączach i w przepływach wszelkich informacji?!...
Przebijam się do Ciebie przez sens wywodów
Osaczona stadem różnorodnych racji.

Nie mogę Cię znaleźć w tym zawirowaniu
I zawsze Cię szukam wbrew wszelkim trudnościom.
Nie ulegam nigdy w tym powątpiewaniu –
Wiem, że patrzysz na mnie z Ojcowską czułością,

A gdy mam już dosyć mej rzeczywistości,
Chowam się na chwilę w zacisze natury.
W ciszy odnajduję namiastkę Miłości…
Wówczas znika nagle życia cień ponury.

Nie ma nic piękniejszego niczym palce drzew,
Co się Twymi zdają opuszkami dłoni.
Nie ma to niczym wiatru przenikliwy śpiew,
Co Twym głosem me imię wytrwale goni.

Nie ma nic wspanialszego od blasku słońca,
Który Twym spojrzeniem wiecznie promienieje.
Będę za Tobą podążać aż do końca,
A wokół niech co chce się sprzecza i dzieje.