czwartek, 31 marca 2022

OBŁUDNICY

Cóż warte jest nasze kruche, nędzne życie,

I nawet naturze wcale niepotrzebne.

Człowiek biedny myśli, iż wzrasta w rozkwicie,

A istnienie jego jest kompletnie zbędne.

 

Gdyby zatem umarł, nic by się nie stało –

Świat odżyłby wreszcie świeży i dziewiczy,

Powietrze by także wonią zapachniało

Kwiatów, traw i liści, jak również żywicy.

 

Obłudnik, kto walczy bardziej o zwierzęta,

Ślizgając się butem na ludzkich wnętrznościach –

Walczy o przyrodę, później nie pamięta

O tych wszystkich krzykiem głoszonych wartościach,

 

Korzystając chętnie z darów technologii,

Pławiąc się w luksusach cywilizacyjnych.

Przy talerzu warzyw ten król demagogii

Nos zadziera w tłumie naiwnie dziecinnych.

 

Przeżuwając kiełki zębem zakłamania,

Wywyższa animal do rangi człowieka,

Po czym po występie swoją twarz odsłania –

W wygodę rozwoju społeczną ucieka

 

I w aglomeracji staje się kimś innym,

Nierezygnującym z wynalazków głowy,

W poglądach z afiszu wielce niestabilnym,

Bo do rezygnacji z wygód niegotowym.

 

Hipokryzją gnije to usposobienie,

Które słowem staje po stronie natury,

Ale pielęgnuje to przyzwyczajenie,

Co obraz przyrody czyni wręcz ponurym,

 

Zatruwając wody, niszcząc środowisko,

Powietrze trucizną gazów zagęszczając.

Jeśli chce być słowny, niech porzuci wszystko,

Nago i bezbronnie w chaszczach się chowając,

 

Żyjąc jednakowo jak w stadzie zwierzęta,

Które zdobywają, co im ziemia płodzi.

Każdy aktywista niechaj zapamięta –

Walcząc o naturę, truć się jej nie godzi!

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl






środa, 30 marca 2022

NIEZAPOMINAJKI

Milionem oczek niebo się skropiło,

Kałużą kwiatów zastygło na trawie,

Złotą źrenicą wzrok w obłoki wzbiło,

Tęczówką płatków mrugając łaskawie

Jakby błagalnie o coś się zwracało

I pocieszenia w błękitach szukało.

 

Fala kielichów jakby potłuczonych

W drobne kryształki o kolorze wody

Drży taflą nieba w świata różne strony,

Niosąc przypływem bryzę dla ochłody,

Po czym odpływa i znowu podpływa

Pianą niebieską, co morzem zadziwia.

 

Wiatr w toń spokojną zanurkował śmiało,

Więc się rozprysły łzy na źdźbłach zastygłe

I nagle łanem kwiatów zaszumiało

Jakby ów podmuch w płótno wbijał igłę

Nicią haftując wzory wszem kwitnące

Na rozhasanej, wibrującej łące.

 

I zda się nawet, że w turkusa głębi

Ławica łusek spłoszona czmychnęła,

I cekinami błękitu się kłębi,

I niczym żagiel, iskrząc się, rozpięła,

Hamakiem wisząc pomiędzy drzewami

Do pni ich cienia związana wstążkami.

 

Jakże zachwyca zwierciadłem błękitu

Co oceanem wsiąka w szmaragd ziemi

I na sznureczkach napięty zenitu

W opiłkach światła złociście się mieni,

Kusząc, by wtopić się swym nagim ciałem

I skórę okryć tym rozkwitłym szalem.

 

Trudno powstrzymać te zmysłów zapędy,

By nie zanurzyć się w tę toń niebieską,

Która rozpływa się kroplami wszędy

Jakby strumienia naprzód rwącą ścieżką,

Więc na ławeczce siedząc, stopy moczę

I gołą piętą brzegiem morza kroczę,

 

Płosząc tych kwiatów drobnych rozproszenie,

Co odpływają i znów podpływają

Dotykiem pieszcząc me nogi szalenie

Opuszkiem wody, które w płatkach mają,

Ustami liści szepcząc wręcz nieskromnie

Słowami Nieba: „Nie zapomnij o Mnie…”

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



wtorek, 29 marca 2022

NA DO WIDZENIA

mojemu Wujkowi

Zobacz! , jak w okna zagląda nam wiosna.

Zda się okrutnie być dzisiaj radosna.

Młodą gałęzią pełną pąków stuka

Oraz gościny w Twoim domu szuka,

 

A Ty tymczasem w bólu pogrążony

Oraz do łóżka bólem przygwożdżony

Nie widzisz tego, co za oknem stoi

I wejść w gościnę bez zgody się boi,

 

Więc pod chałupą kuca przelękniona,

Że jest nie w porę, potwornie spóźniona,

Że się nie zdąży już z Tobą przywitać.

Przeczuwa smutek, chociaż nie śmie pytać.

 

Ja zaś myślami przy Tobie stróżuję

I choć modlitwą ulżyć Ci próbuję,

Spychając wszystko, co złe w zapomnienie –

Niech nas ogarnia Boże przebaczenie.

 

Żal jeno ściska skołatane serce,

Że Cię być może nie zobaczę więcej,

Że nie pożegnam jakobym pragnęła –

Obawa taka skądś się we mnie wzięła,

 

Więc się nie mogę pozbyć takiej myśli,

Iż w porze jeszcze nierozkwitłej wiśni

Przyjdzie po Ciebie matka, co odeszła

W drugi, świąteczny dzień miesiąca kwietnia,

 

I ta, co która księżyc pokazała,

Gdy Cię małego na rękach trzymała,

W objęcia swoje z miłością wtulając,

Przeniesie przez próg , cicho Ci śpiewając

 

Jakoby do snu, gdyś w kolebce bywał,

Widząc jak matka Twoja jest szczęśliwa…

Mam więc wrażenie, że przy Tobie siedzi,

Troskliwym okiem każdy ruch Twój śledzi,

 

Że dłonią głaszcze po siwiutkiej głowie,

Całuje czoło, chociaż nic nie powie,

Oraz wargami twe koi powieki,

Ażebyś zasnął spokojnie na wieki.

 

Tak i ja czuwam w wielkim zaufaniu,

Oddając Ciebie Najwyższemu Panu,

Żal, że cierpieniem Cię męczy konanie.

Niech Bóg złagodzi to nasze rozstanie,

 

Niechaj ukoi ciało umęczone,

Myśli zmęczeniem strasznie udręczone,

Byś, żyjąc jeszcze, nie odczuwał męki.

Niech Cię pokojem napoi Bóg Wielki,

 

Byś, będąc z nami, był dzieckiem w pieleszach.

Niech czas niczego Tobie nie przyspiesza,

Niech karmi Ciebie swym błogosławieństwem,

W spokoju ciszy kołysząc Twe serce.

 

A ja, choć świat mój jeszcze się nie zmienia,

Zapewniam Ciebie dziś na „Do widzenia”,

Świadoma, że z dnia na dzień też wygasam,

Iż Miłosierdzia zdroju łask upraszam,

 

Byś, kiedy Pan Bóg uzna za stosowne,

Choć nasze dusze nie były podobne,

Dostąpił szczęścia, jakie się nie śniło.

Niech Pan łagodnie traktuje, co było.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



JAK...

Jak być aniołem człowieka w konaniu,

Aby uśnieżyć obawy i lęki,

By towarzyszyć godnie w umieraniu

Z żalem ogromnym przy dźwiękach piosenki,

Która nie zdradza sytuacji ciężkiej,

A wspomnieniami trzyma go za ręce?

 

Jak wybrać między wymogami ciała,

A potrzebami duszy, co ulata,

Co by się wyrwać już w błękity chciała

Do piękniejszego i wiecznego świata,

Choć zmysł się nadal do życia łakomi,

Trzymając skrawek swego bytu w dłoni?

 

Jak trwać przy bliskim, który już odchodzi,

Który z cierpieniem sobie i nie radzi,

Który gasnącym wzrokiem wokół wodzi,

Któremu bólem wszystko – zda się – wadzi

I który w akcie ludzkiej zelżywości

Ma coś ponad to – łaskę cierpliwości?

 

Jak przygotować się na to rozstanie,

Co w progu domu przysiadło w milczeniu,

Co natarczywe zdradza go cykanie

Wskazówek, które wędrują w skupieniu

Szlakiem pokornym dnia teraźniejszego

Przez noc niepewną do świtu obcego?

 

Jak być aniołem w tym ostatnim tchnieniu,

Co pod żebrami jak z klatki ulata

I w skrzydeł duszy w lekkim uniesieniu

Wzbija się w górę do lepszego świata,

Gdzie czas już nie ma żadnego znaczenia?...

Czy starczy tylko proste: „Do widzenia”?!

 

Nigdy się na śmierć świadomość nie godzi,

Bo serce zgłasza gorzkie w żalu „Veto!”.

Żaden gest, słowo tego nie złagodzi,

Gdyż strata kogoś potworna jest przeto,

Więc gdy nastaje bliskiego konanie,

Wtem się zaczyna i nas umieranie –

 

Utrata cząstki wszak siebie samego,

Co pozostanie wspomnieniem w pamięci

Albo w postaci zdjęcia pożółkłego,

Co niesie w sobie o przeszłości wieści,

Więc… póki żyjesz ten człowiek nie zgaśnie,

Lecz na wiek wieków tylko błogo zaśnie

 

I będziesz nosić go w sobie po ziemi

Jakoby matka brzemienna nadzieją.

Ten stan niewiele w codzienności zmieni,

Bo chociaż oczy beztrosko się śmieją,

To dusza tęsknić będzie za człowiekiem,

Który spoczywa pod drewnianym wiekiem.

 

Jak się podźwignąć? – tego nie wiadomo,

Choć tyle rozstań czas już zanotował.

Głowa w tym bólu zawsze jest świadomą,

Przyjmuje wszystko, co los jej zgotował

I choć z rozpaczy pęka pod nią serce,

Usta modlitwą zaplatają ręce.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



O, ŻYCIE!

Jakże się pięknie życie rozśpiewało,

Partyturami wszędzie się roznosząc;

Nutami wszem się i wobec rozsiało,

Radość dziecięcą jak w podskokach głosząc.

 

Jakże się życie nagle roztańczyło

W żółtej falbanie forsycji kwitnącej.

Żonkili bucik na stopę włożyło,

Na piersi żabot magnolii płonącej.

 

Jakże przecudnie włosy rozrzuciło

W kokardkach młodych, pączkujących liści,

Skronie zaś czapką z bazi ozdobiło,

Ucho kolczykiem z brzóz pylących kiści.

 

U ramion zwisa płaszcz soczystej trawy,

Perłami rosy gęsto wyszywany.

Oczy błękitne jak rozległe stawy,

W których jest obłok światłem odbijany.

 

Jakże dostojne  jest w swym majestacie

I tajemnicze – nie do przewidzenia,

Dlatego zawsze smutno jest po stracie,

Kiedy ów życie mówi: „Do widzenia”.

 

O, życie rwące naprzód bez obawy

Jak nurt strumienia w nieznane gdzieś gnany

Kocham cię, chociaż tyś nie do zabawy

I chociaż krucheś niczym tulipany!

 

Kocham cię mimo oraz wbrew logice!

I choć mam blizny na dłoniach, kolanach,

Których ilości na ten czas nie zliczę,

Czuję, że jestem przez ciebie kochana.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



poniedziałek, 28 marca 2022

CHWILA REFLEKSJI

Zobacz…

Za oknem świat się zdaje być nieskazitelnym.

Na szali prawa sprawiedliwość się kołysze,

Drażniąc ciszę huśtawki swej zgrzytem bezczelnym.

W przestrzeni balans wagi doskonale słyszę…

To wszystko jednak pozór jak fatamorgana,

Który żąda od ludu kłamstwem posłuszeństwa,

Tego, by każdy przed władzą padł na kolana,

Przyjmując na ramiona nawet krzyż męczeństwa.

Polityka jest panią w za krótkiej spódnicy.

Trzeba wybrać tę, która ma cień wrażliwości.

Prawdą jest, że dla niej nikt i nic się nie liczy

Prócz dorodnych zasobów własnej majętności.

Popatrz…

Walczą w boju przeciętni, wyrwani od matek.

Wielu z nich jeszcze nawet nie miało kobiety…

Krwią zabitych podlany tak młodziutki kwiatek

Usycha od środka, umiera niestety.

A tych państwa ze stołków synowie się uczą,

Córki z dala od wojny dbają o urodę,

A rządzący się w słowach miotają i kluczą,

By od złego wszelkiego uchronić swe młode.

Spod mankietów, co bielą ranią biednych oczy,

Spływa krew dzieci, które są całopaleniem.

Mimo tego u władzy każdy dumnie kroczy,

Choć skażone ma dłonie niejednym istnieniem.

Czujesz?

Ich perfumy choć marek, na które nas nie stać,

Mają woń ciał tych w walce, co wojna pożarła.

Ty z pewnością byś nocy nie potrafił przespać,

Bo bezsenność by w twoje sumienie się wdarła,

Ale oni z bankietów, z salonów w przepychu,

Po szklaneczce wybornych, bardzo drogich trunków

Wchodzą w łoża puchowe bez żalu i wstydu,

Zamykając dzień cały codziennych sprawunków.

I z uśmiechem na ustach pozbawionych duszy

Taki staje na szczeblach drabiny z poddanych

I napręża swą klatę, jak bufon się puszy,

Machając z pychą w oczach do tych oszukanych.

Pomyśl…

A, gdyby tak do ringu wepchnąć polityków,

Żeby się między sobą za łby potargali,

Usłyszałbyś trzask krawatów, łoskot guzików

Wirujących w zamęcie i strachu po sali…

Może w lęku, że stracą to, co osiągnęli,

Wycofaliby siebie ze starcia na pięści,

Bo wygody luksusów oddać by nie chcieli.

Wszak życie przeciętne w ich głowie się nie mieści!

Może czegoś jak wojna nigdy by nie było,

Gdyby sami musieli walczyć o ambicje –

To z pewnością zapędy w nich by ostudziło

I wywiało głupoty, może nawet wszystkie.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



środa, 23 marca 2022

U JUBILERA

Kocham te łąki bogato pstrokate

Jak kolie kwiatów płatkiem wysadzane –

W nich bratki kwitną jakoby agatem

I ametystem dzwonki ubarwiane

 

Czy też firletka, co świeci rubinem,

Albo kaczyniec skrzy się chalcedonem

Niczym dziewanna, co zdobi drożynę,

Lub mniszek, który pęcznieje pomponem,

 

I wrotycz w pąkach zda się amazonem,

Jak również pszeniec niczym kryształ górski,

Co ma falbanką kwiaty wykończone,

I cytryn, co ma rzepik w płatkach skórki.

 

W tym czarcikęsu tiul lśni ametystem

I ostrzeń błotny jakby włosiem pędzla,

I koniczyny nad zielonym listkiem,

Płotowa wyka z paszczą na wzór węża.

 

W tle powój polny płonie morganitem

I rubelity na kłączach bodziszka,

Chabry się mienią niczym tanzanitem,

Co w przetaczniku drży w płatkach kieliszka.

 

Szafirem błyszczą niezapominajki,

A księżycowym kamieniem lepnica.

Rumian zaś polny, co w złocie mozaiki,

Rzęsą perłową wokół niej zachwyca.

 

Koralem płoną maki roztańczone

Na szmaragdowej tafli źdźbeł strzelistych,

Nad którą suną łubinu czerwone

Płatki motyli o skrzydełkach krwistych.

 

Trybula leśna howlitem zsypana

Czy kwarcem w słońcu zawilec gajowy

Albo stokrotka wiatrem rozczesana

Lub bniec w piór bieli na czubeczku głowy –

 

To wszystko, więcej!, szlachetnie zachwyca

W różnych odcieniach skarbów nad skarbami,

A ja w tej łące niczym gołębica

Leżę i macham w fali traw skrzydłami.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl