Krok w krok za krokiem podąża powoli,
Stopą przed stopą przesuwając drogę
W tył zwykłej, ludzkiej doli i niedoli,
W myślach chowając nieobecną głowę
I sącząc życie drobnymi łykami
Jakby do końca mi nie smakowało…
Wiatr szepcze do mnie rożnymi głosami
Tych, co po których nic już nie zostało,
Więc mam świadomość, że tyle i po mnie
Śladów zatartych na ziemi zostanie.
Błądzę po ścieżkach niemal nieprzytomnie
Jak człek skazany na wieczne wygnanie,
Trudno jest bowiem znaleźć zrozumie
Dla duszy, która widzi świat inaczej.
Idzie się wtedy jak za przewinienie
I bez powodu mimowolnie płacze.
Samotność tylko do ramion przywiera,
Która do piersi mą przytula głowę,
W zaszklone oczy współczuciem spoziera
I wciąż powtarza, że niewiele mogę,
Że czas, by przyjąć ślepe przeznaczenie,
Co mnie prowadzi po omacku w przyszłość,
By uznać każde swe niepowodzenie
Za nic innego, jak za oczywistość,
Bo ciężko znaleźć bratnią w tłumie duszę,
Która i czuje, i widzi podobnie.
Szepcze samotność, że po prostu muszę
Żyć jakby w cieniu i bardziej niż skromnie,
A mnie się gorycz z ust zwartych wylewa,
Bo cała pragnę rozprostować skrzydła -
Potrzeba lotu wrze i mnie rozgrzewa!
Szara codzienność, co mdła, już mi zbrzydła.
Chcę poczuć dotyk wilgotnych obłoków,
Przestrzeń bezdenną pod stopy palcami,
Sprężystość lekkich oraz zwiewnych kroków.
Chcę owocować, stawać się słowami.
Chcę myśli budzić w bezsennych refleksjach,
Choćby się ze mną w niczym nie zgadzały.
Chcę ogień wzniecać w zatwardziałych sercach,
By dusze szturmem gwiazd ze mną sięgały.
Niech płonie światło galaktyk pochodnią.
Niech śmiech radości leci strumieniami.
Niech wiara stanie się myślą przewodnią,
Że, co najlepsze, jeszcze jest przed nami.
Niech się nadzieja sączy nieustannie.
Miłość niech wiatrem będzie w naszych żaglach.
Niech szczęście żarzy się w nas nieustannie,
Choćby lawina trudów na nas spadła.
Stawiam przed sobą krok intuicyjnie
W tę lepszą przyszłość – taką mam nadzieję.
Być może żyję naiwnie, dziecinnie,
Ufając, że się i los mój zaśmieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz