I znowu odwilż niczym niezdecydowanie.
Biel strużkami rozlewa się jak pajęczyna.
Kroki grzęzną w błocie, więc słychać chlupotanie.
I znowu siąpić przestrzeń wilgotna zaczyna.
Traw kosmyki sterczą jakoby przebudzone,
Zachłanne na powietrze mokrego podłoża,
Chociaż przy gruncie leżą jak nieodklejone,
Przypominając kłęby spiętrzonego morza.
Zaś w sidłach gałęzi nagością swą rażących
Jakiś się ptaszyna obija skrzydełkami…
W sploty sieci uderza trzepot piór mdlejących
Jakby machał nieborak bez sił wiosełkami.
Czasem głos z siebie wyda, wzywając pomocy,
Lecz po chwili zastyga w bezruchu i ciszy.
Nasłuchuje uważnie, wytrzeszczając oczy...
Czy go może wybawca w potrzebie usłyszy?
A za moment ponownie szamocze się, miota
I ponownie zamiera swą walką zmęczony
Jakby go opuszczała do lotów ochota,
Więc przysiada przy węzłach konarów skulony,
Chcąc przed zimnem się ukryć w nastroszonym puchu,
W którego to kołnierz główkę drobniutką wcisnął,
Patrząc niczym w hipnozie przed siebie bez ruchu...
Nawet nie zakwilił, nie mrugnął i nie pisnął.
Wtem się mioteł drapanie o beton rozciera,
Lepki piach podrywając, ciskając na boki.
Wiatr zamiata chodniki, pod ławki spoziera.
Omijając kałuże, robi zaś uskoki.
Ziemia w łuskach listeczków całkiem przemoknięta
Śpi… głęboko oddycha jakoby w gorączce.
Nad nią niczym okładem bezkresność rozpięta
Przysłania osłabione w przeziębieniu słońce.
Chciałoby się stabilnej pogody nareszcie,
Określonej wyraźnie danej pory roku,
A tu jakby na zimę wciąż było za wcześnie
I za późno na jesień z łzami w szarym oku.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz