środa, 6 maja 2020

ODGŁOSY


Wieś nigdy nie spała, leniwa nie była.
Zawsze jakąś pracą żwawo się trudniła.
Sianokosy, żniwa, drzewa szykowanie,
Owoców i warzyw dorodne zbieranie.
Trajzega w oddali wiecznie zawodziła
I oklepywaniem kosa ją drażniła.
W przestrzeni gdzieś gnały koguty i kury,
A niekiedy szczeknął kundel szarobury,
Parsknął koń, co pługiem spulchniał ziemię orką.
Wieś wrzała robotą nim nie zaszło słonko.
Z horyzontu słychać odgłosy traktora,
Który drewno wiezie na potężnych kołach.
Ktoś siekierą rąbie szczapy na rozpałkę,
Które słychać jakby łamaną zapałkę.
Dalej „cip… cipaniem” któraś kury woła.
Echem wrze pod niebem dzieciarnia wesoła.
Z łąk krowy o względy się upominają,
W ogrodzeniach gęsi donośnie gęgają,
Od czasu do czasu kaczka się obruszy
I drewnianym kołem wóz w drabinach ruszy.
Nad głowami świszczą i kwilą jaskółki
I wróble się kłócą o pieczywa skórki.
Dalej wbija gwoździe ktoś przy starej szopie.
Kipi wieś swą siłą przy ciężkiej robocie,
Jakby nic trudnego do pracy nie miała
I jakby z wysiłku przyjemność czerpała.
A dziś… tylko cisza smutnym wiatrem wieje.
Nic wokół nie kwitnie i nic się nie dzieje.
Lasy ramionami domy okalają,
A ludzie z nostalgią przeszłość wspominają.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz