poniedziałek, 25 maja 2020

A, W KOŚCIELE...


z koroną-wirusem
W pewnym mieście na plebani
Proboszcz sprytem młodej łani
Przed wirusem wciąż się chowa –
Srebrem skrzy się w kątach głowa –
I przez emaile, telefony
Jako sługa uniżony,
Aby wierni się modlili,
Do kościoła nie wchodzili,
Błaga, prosi, lamentując,
Sytuację rozdmuchując
Jakby właśnie w tym momencie
Czy w dzień zwykły, czy przy święcie
Wygłaszane pouczenia
Dziś nie miały już znaczenia.
Biedny proboszcz panikuje.
W pustych nawach spaceruje,
Przed ołtarzem klęczy w skrusze:
„Przyznać Ci się Boże muszę,
Że w przypływie tych wariacji
I zakazów, kombinacji
Potrzebuję dni urlopu,
Nie chcę bowiem mieć kłopotu, -
Prosi sługa przerażony
Ciałem lęku pokrzywiony –
Gdybyś zechciał, choć na trochę –
Rzuca słowem niczym grochem –
Zwolnić mnie dla bezpieczeństwa –
Dudni echo brakiem męstwa –
Na dni kilka lub miesięcy.
Proszę o to, o nic więcej.”
Pod kościołem parafianie,
Też niepewni, co się stanie,
Księdza przez klucz wypatrują,
Sakramentów potrzebują,
Ale proboszcz – twarda sztuka
Wciąż kryjówki dla się szuka,
Drżąc przed plamą swego cienia,
Jakby miewał przewidzenia.
Wiernych Boga głód zadręcza,
Żal, tęsknota miażdży serca.
Woła, żebrze lud pomocy,
Ale strach ma wielkie oczy,
Zatem księdza nokautuje:
Kapłan dobrze się maskuje,
Nie wychyla się z ukrycia,
Bo mu żal swojego życia;
Przysłuchuje się ze strachem
Tym lamentom, co nad dachem
Wznoszą się z prośbą litości
O gest zwykłej troskliwości,
O pasterskie prowadzenie
I od wilków osłonienie.
„Precz!, do domów…” – drży zlękniony
I obawą osłabiony,
Doczesności się trzymając
Niczym wypłoszony zając,
Lecz lud wiernych nadal prosi
I do Nieba modły wznosi
Za proboszcza, który milczy,
Gdy wszem burczy warkot wilczy.
Wtem z odsieczą ksiądz przybywa,
Co zmartwienia nie ukrywa,
Do proboszcza więc rozsądku
Wzdycha: „To jest nie w porządku,
Byś się chował przed wiernymi,
Którym przecież przewodzimy,
Których mamy strzec przed wrogiem,
Służąc ludziom z Panem Bogiem.”,
Ale proboszcz nie żartuje:
„To mnie już nie przekonuje.
Sanepidu obostrzenia
Mają coś do powiedzenia! –
Proboszcz głośno dedukuje,
Chwiejną wiarę demaskuje,
Nie wychodząc wciąż z ukrycia,
Bo w obronie swego życia –
Idź! Do domu wracaj bracie.
Ja mam strachu pełne gacie.”
„Zważ – powiada gość ze smutkiem –
Zagrożenia są malutkie
Pod osłoną Pana Boga.
Śmieszna zda się twoja trwoga.
Wyjdźże, proszę, z mysiej dziury.
Kapłan jak ty!, mało który
Przed wiernymi się ukrywa
I w potrzebie ludzi zbywa.
Wyjdź!, powiadam. Bój się Boga.
Niech cię niesie prężna noga.
Niech twe serce się nie boi.
Chrystus z Marią przy cię stoi.”
Mimo tego proboszcz w lęku
Ściska klucze pękiem w ręku.
„Nie otworzę drzwi kościoła!
To co, że mnie wiara woła?!
Przy spowiedzi mnie zarażą,
Przy Komunii też narażą.
Ja unikam zagrożenia,
Zatem idź już! Do widzenia.”
Przygnębiony gość wyjechał,
A lud wciąż cierpliwie czekał,
Lecz, niestety, proboszcz zginął…
Wirus w ciało jego wpłynął
Kropelkami przy zakupie,
Gdy chleb prosił w ludzi kupie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz