środa, 13 maja 2020

HOP!... HOP!...

Hop!... Hop!... – echo wszem niesie w okolicznym lesie,
Jakoby za kimś gnało w gąszczu hen zgubione.
Hop!... Hop!... – woła donośnie po calutkim świecie,
Wiatrem gnane w przestrzeń i w każdy kąt i stronę.
Hop!... Hop!... – się powtarza i nad głowami leci,
Zahacza o gałęzie, aż trzask za nim goni.
Hop!... Hop!... – się nasila i mocą zrywa sieci,
Co w konarach iskrzą rękawiczką na dłoni.
Hop!... Hop!... – uparcie dźwięczy, trącając paprocie,
Krzaki jagód pochyla rozpędzonym krokiem.
Hop!... Hop!... – jeden to jest głos, a jakoby krocie,
Krzykiem swym nawołuje niczym bystrym okiem.
Hop!... Hop!... – jak ptak się wznosi nad czubkami sosen,
Wplątuje się w korony brzóz, a także dębów.
Hop!... Hop!... – z lasu wybiega do sąsiednich wiosek
Jakby rozkojarzone oraz pełne lęków.
Uhu!... – wnet z zaskoczeniem z boru się wyrywa
I niczym rozpędzone za Hop!... Hop!... wciąż biegnie.
Uhu!... – niczym matka, co dzieci swe przyzywa,
Słyszane jest zewsząd, wszem i jednako wszędzie.
Uhu!... – się wydaje skutecznie Hop!... Hop!... tłumić,
Echem las przeczesując w każdym zakamarku.
Uhu!... - gdzieś swe tony w oddali zda się gubić,
Ulegając pokornie wskazówkom w zegarku.
Wtem się z gąszczu wynurza grupa jagodziarzy,
Którzy niosą owoców granatowych kosze.
A każdy z nich o chwili odpoczynku marzy.
Suną zmęczenia bólem z ołowiu kalosze.
Brzęczą dzwonkiem blaszane zbieraczki u pasa.
Gwarne słychać rozmowy i śmiech spontaniczny,
A w fioletowej dłoni trzymana kiełbasa
I chleb z mąki żytniej, nierzadko chleb pszeniczny
Z zachłannym apetytem są konsumowane,
By z prowiantu do lasu nic nie zmarnowano.
Jedzenie wszak z wdzięcznością zawsze szanowane
Więc nigdzie go przenigdy nie poniewierano.
Za płotami z radością czworonogi skomlą,
Wyrywając się z budy by swoich przywitać.
Ludzie suną do domów drogą, ścieżką polną.
Jutro znów na jagody!, zanim zacznie świtać.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz