środa, 20 maja 2020

W PIEKARNI

z koroną - wirusem

Wbiegł Jaś pędem konia po chleb do piekarni.
Stanął w boksie metra, jako ogier w stajni,
Z maseczką na twarzy oraz w rękawiczkach.
Gumki się wrastają na dętych policzkach.
Przed Jankiem, za Jasiem sznur ludzi w kolejce.
Każdy przyklejone ma do siebie ręce.
Każdy oddech cedzi, powietrze łykając,
Odległość od siebie panicznie trzymając,
Aby się nie dotknąć, nie daj Boże!, musnąć.
Między osobami chłodno jest i pusto.
Wszyscy się witają przytaknięciem głowy,
Gdyż koronawirus zabić jest gotowy.
Każdy w strachu stoi niczym opętany.
Każdy jest w kolejce mocno podejrzany.
Na każdego każdy łypie okiem złości
Bez pardonu, gestu drobnej uprzejmości.
Dręczeniem zasmuca wroga atmosfera.
Kultura wśród ludzi poniżej jest zera.
Stoi Jan w kolejce usztywniony kijem.
Czuje, że go wzrokiem każdy zewsząd bije,
Bo oto powietrze Janka nadmuchało.
Z osłabienia mdleje zniewolone ciało.
Jan oddech wstrzymuje, zaciska pośladki.
Na rosnącej twarzy robi się Jaś gładki.
Drobinami potu skropione są skronie.
Buzia od wysiłku czerwonością płonie.
W brzuchu się kotłuje to zażenowanie
I w strachu, w histerii niepewne czekanie.
Wtem!... Jaś nie wytrzymał - puściły zawory.
Dołem wyleciały z jelit straszne zmory.
Poczuł Jan w galotach wstrząsy i wibracje,
I chociaż się zesrał, to zebrał owacje.
Dzisiaj - widać - lepiej, gdy dupa przemawia;
Ustom praw wolności wszelkiej się odmawia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz