wtorek, 19 maja 2020

OTO JESTEM


Zniknęło me dzieciństwo, zanim je poznałam
I nim zdążyłam odkryć szczęścia wachlarz smaków.
W ciele małej dziewczynki dojrzałość dźwigałam.
Byłam zrostem dwóch różnych, sprzecznych z sobą światów.

Zniknęła moja młodość zanim ją dojrzałam,
Nim zdążyłam docenić, czy mi w niej do twarzy…
I nie wiem kiedy taką, jaką dziś, się stałam?
W środku pustka, a wokół mnie pełno bagaży.

Jestem tutaj i teraz w tym życia momencie,
Ale jakby wyrwana wbrew sobie skądinąd.
Widzę w lustrze kobietę przekonana święcie,
Że miast nią, jestem jeszcze po prostu dziewczyną,

Więc się sobie przyglądam w zwierciadła odbiciu,
Twarzą moją do twarzy przylegając obcej,
Jakbym z boku się swemu przyglądała życiu…
Nie chcę szklanej kobiety!, choć do mnie podobnej.

Wzrok zaostrzam – źrenicą w źrenice zaglądam
I ku memu zdziwieniu widzę coś z zaświatów…
Niedowierzam i sobie się mocniej przyglądam.
W moich oczach wciąż widzę dziecko pośród kwiatów,

Więc wspomnienia wróciły jak w rozmytym szkicu,
Bo gdzieś we mnie na łące jestem tą dziewczynką.
Ktoś powiesił to lustro przede mną dla picu!
Dłońmi rozcieram usta zakreślone szminką.

Niemym krzykiem wykrzywiam wargi zrozpaczone.
Trzeba przecież ratować to dziecko, co we mnie!...
Lecz pokoje są puste, ciszą wypełnione,
Więc zastygam i głosu nie męczę daremnie.

Łzy strąciły mruganiem z rzęs zamglone oczy.
Ta dziewczynka się zdaje wyciągać swe ręce,
A dziewczyna z młodości, która za mną kroczy,
Też – podobnie jak ona – bólem miażdży serce.

Stanął za mną syn rosły z uśmiechem na ustach.
Kiedy matką zdążyłam zostać tego pana?...
Na mej głowie siwizny włosem tkana chusta,
A w mej głowie kobieta, ale nie ta sama,

Która stoi przede mną w lustrzanej pułapce,
Która bacznie, wnikliwie się mi wciąż przygląda…
We mnie ciągle dziewczynka siedzi na huśtawce!
W moje oczy dziewczyna młoda znów zagląda!

Co się stało i kiedy ktoś zegar przesunął?!...
Nie zdążyłam zapoznać tych istot, co we mnie.
Świat mój cały w tej chwili bezpowrotnie runął.
Los złośliwy przygląda wciąż mi się nikczemnie.

Odpłynęła ma łódka dzieciństwa w nieznane
Jak styropian, na którym liść dębu dryfuje.
Moja młodość jak bańki puszczane mydlane,
Choć jest we mnie, to wcale do mnie nie pasuje.

Syn mnie objął ramieniem, poprowadził dalej –
Do ogrodu, gdzie życie pączkujące wschodzi.
Siedząc w kwiatach, jak dawniej,… choć teraz ospale,
Czuję jak i ma starość powoli odchodzi…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz