wtorek, 26 maja 2020

W OBRONIE ŻYCIA


z koroną-wirusem
Dziś z medialnych wiadomości
Prądem strach policzył kości,
Bowiem COVID-dziewiętnaście
Wypowiedział wojnę właśnie.
Ministrowie i posłowie,
Prezydenci, doktorowie
Oraz inne znane szychy
Z sztabu generalskiej michy
Obliczyli w ludziach straty,
Cedząc wieści te na raty,
Choć koronawirus jeszcze
Siedział sobie w chińskim mieście.
W oczach cyfry się mnożyły.
Nie ma rady, nie ma siły.
Grozą zioną kalkulacje.
Bilans niesie informacje,
Że w obronie bowiem życia
Lekarz każdy wyjść z ukrycia
Musi wbrew emeryturze,
Stać na warcie jak w mundurze!
Na te wieści pani Ewa
Bezpieczeństwa się spodziewa
I pomocy oraz wsparcia
W dobie z COVID tego starcia,
Lecz po chwili w części drugiej,
W wypowiedzi strasznie długiej
Wnet się nagle dowiedziała,
Iż się wręcz nie załapała
Na to, by zostać pacjentem,
Choć to ponoć prawo święte,
Aby ludziom chorym służyć,
Życie w zdrowiu im przedłużyć,
A dziś nastał czarny miesiąc
Dla tych, którzy już sześćdziesiąt
Przekroczyli w tymże roku…
Medycyna zwalnia kroku.
Pani Ewa tym przejęta
Łzami topi swe oczęta,
Bo się właśnie dowiedziała,
Że czas swój przeholowała,
Że już będzie trzeba może
Zapaść snem w wieczyste łoże.
Z okularów na bok zerka,
Aż jej serce z żalu pęka,
Kiedy patrzy na małżonka.
„Toż to chyba jakaś mrzonka?” –
Wciąż zadaje to pytanie.
W odpowiedzi jednak na nie
Media ślą powiadomienie:
„Wprowadzono ustalenie,
Że jedynie dla aborcji,
Która zewsząd wszystkich korci,
Można dzwonić po medyka,
Gdyż aborcja nie zamyka
Drzwi mieszkania czy szpitala.
Każdy lekarz się postara,
By zatrzymać pęd zegara
Dziecka, które w łonie matki,
Nie zobaczy czym są kwiatki.”
Pani Ewa z ulgą wzdycha.
Drżąca sięga po kielicha,
Aby nerwy uspokoić,
Wodą ognia żal ukoić.
Wyrok śmierci usłyszała,
Gdyż się bardzo zestarzała,
Więc i ona i małżonek
Cenią sobie każdy dzionek.
Z każdym dzionkiem strach doń puka.
Śmierć za progiem przez drzwi słucha,
Czy są w domu zdrowi, chorzy,
Czy się czują może gorzej?,..
Do spotkania już gotowa
Za pazuchą COVID chowa.
I w tym właśnie złym momencie
Odgłos zjawił się w zamęcie,
Obwieszczając niepokoje.
„Ja tu jestem! Przy drzwiach stoję!” –
Śmierć oznajmia głosem chrypy –
„Moment na zgon wyśmienity,
Więc otwórzcie drzwi od klucza.” –
Śmierć i żąda, i poucza,
Ale pani Ewa właśnie
Mimo COVID-dziweiętnaście
Alarmowy wykręciła,
Gdy przy mężu chorym była,
A w słuchawce, jak nie trzaśnie!:
„Ile lat ma?” – „Osiemnaście” –
Oznajmiła pani Ewa,
Co pomocy się spodziewa.
„Jaki powód pani zgłasza?”
Panią Ewę nie przestrasza
To pytanie niedorzeczne,
Więc podaje dane sprzeczne,
Że to niby jest ciężarną
I na matkę damą marną,
Że usunąć chce poczęcie,
Że mieć dzieci nie chce więcej…
I tak w żywe oczy łkając,
Pana Boga przepraszając
Za te kłamstwa niestworzone,
Koi serce przerażone,
Bo po drugiej stronie łączy
Zaraz sygnał się załączy
Ambulansu z pogotowia.
Już!, pod drzwiami kroki mrowia
Biegną, stopnie przeskakując
I do domu się włamując,
By aborcję przeprowadzić,
W planach dzieckiem nie zawadzić,
Udowodnić młodej damie,
Że jak chciała, tak się stanie,
Lecz!,… potworne to zdziwienie
Jako mara, objawienie,
Gdy w drzwiach Ewę zobaczyli,
Wiekiem jej się przerazili;
A, jak Ewa przeprosiła,
Że ich kłamstwem wymusiła,
By ratować życie męża,
Złość lekarza wręcz wypręża,
Naciągając mięśni strunę.
Oczy iskrzą mu piorunem.
„Ile lat ma wasz małżonek?
Dni są jego policzone!” –
Krzyczy medyk głosem gniewu –
„Niech się godzi z dniem pogrzebu.
Wyście swoje już przeżyli.
Młodych byście dopuścili
Do społecznych uprzejmości.
Wam niech spoczną stare kości.”
„Jak to?! – pyta pani Ewa,
Co się na te słowa gniewa –
Wyście winni nas ratować,
A nie grzebać, ignorować!”
Lekarz chwilę się zamyślił.
„Skoro żeśmy już tu przyszli,
To receptę wam zostawię
Dla wyjątku w tejże sprawie.”
Usiadł, skrobną na papierze –
Zdałoby się: w dobrej wierze –
Lek banalny i w tabletce.
Ewie pęka z żalu serce.
„Mąż jest przecież diabetykiem,
Jak i również astmatykiem.
Co recepta ta pomoże?! –
Lamentuje – mój Ty Boże.”
Lekarz klasnął w dłoń z uśmiechem:
„Nie jest dziś wszak ciężkim grzechem
Prosić tego, co jest w niebie,
Gdy się jest w ciężkiej potrzebie.
Może on wam dziś pomoże,
Ten wasz- szydzi – Panie Boże.”,
Po czym drzwi z hukiem zatrzasnął
I z pogardą gniewnie mlasnął,
A ze schodów zeskakując
I splątaniem nóg wirując,
Wyrżnął w beton niczym kłoda.
Z ręki tryska krwawa soda.
Wzywa, woła w głos pomocy,
Zaciskając z bólu oczy.
Pani Ewa biegiem leci,
Aby zbadać, co się święci?
Gdy lekarza zobaczyła,
To ironią się skrzywiła:
„Módl się teraz: mój Ty Boże!
Nie zaszkodzi, a pomoże.”
Odwróciła się na pięcie,
Ignorując to nieszczęście.
Tak wygląda konstelacja.
Gołą dupę ma dziś racja,
Która gada wciąż do rzeczy,
Lecz w działaniu sobie przeczy.
Niby życie nam ratują,
A na straty już spisują
Tych, co im się nie przydają.
W dół zbiorowy wszak wpychają
Starszych panów i staruszki
Jak nie ludzi, a wydmuszki.
Od aborcji w eutanazję
Ciągnie medyk kurtuazję.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz