czwartek, 14 czerwca 2018

DRZWI JUTRA


Spijam sekundy życia, co na ustach stygną,
Zostawiając po sobie ślad smaku jak mgiełka.
Z każdą minutą staje się kobietą inną,
Choć z tym samym plecakiem na przetartych szelkach.

Coś się we mnie skończyło, znikło bezpowrotnie,
Zatrzymało się jednym westchnieniem wskazówek…
Dusza czasem w rozpaczy od łez gorzkich moknie
Zakleszczona w kokardach zniszczonych sznurówek.

Idę dalej przed siebie, więc zaraz wyruszam,
Wstanę z krzesła przydrożnej, maleńkiej kawiarni.
Wschodem słońca i nowiem księżyca się wzruszam,
Ścinam smugi bezsennych, płonących latarni

I dopóki mi jeszcze tej radości starczy,
Takiej prostej, banalnej, niczym niezmąconej,
Będę biegać dokoła mej zegara tarczy
Na skrzydełkach fantazji czasem nieskażonej.

Idę dalej przed siebie wbrew wszelkim trudnościom,
Jakby gnana zachłannie przez ciekawość życia,
Zbieram wszystkie przyprawy dni z wielką wdzięcznością,
Badam smaki, sprawdzając co mam do odkrycia,

Co się jeszcze przede mną odsłoni u progu,
Gdy otworzę kolejne drzwi gasnącej doby,
Spoglądając bezczelnie w oczy Panu Bogu
I szukając w goryczy odcieni osłody?

Co za drzwiami mnie czeka odległego jutra?,
Które może po prostu wcale nie nastąpić…
Życie moje jak drzazga spróchniałego kutra
Wciąż dryfuje na losu chłodno ciepłej dłoni.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz