Myślisz, że pada, bo słyszysz deszcz w oknach drżący…
Kroplami uderza o szyby kryształowo.
Plusk wody o parapet rytmicznie dzwoniący
Krąży szumem strumieni nad stroskaną głową,
Lecz gdy wzrokiem przyklejasz nieufną uwagę
Do przezrocza, na którym masz zobaczyć pluchę,
Widzisz drzewa w listowiu jak ogony pawie
Rozczesane zielenią przez powietrze suche.
Ani jednej łzy z nieba nie ujrzysz na szybach
I za dźwiękiem dżdżu ruszysz, szukając przyczyny
Ów złudzenia, co wróżbą na twe szczęście dyba,
Wodząc zmysły rozkoszą na myśli wyżyny.
Trudno pojąć jest zawsze, skąd się odgłos bierze
Nieba, które opada chmurami na ziemię.
Kiedy jednak się wsłucha w ciszy szelest szczerze,
Zapadając z pokorą w wymowne milczenie,
Całą prawdę o życiu ma się przed oczami
Co nagością świadomość swą ludzką zawstydza.
Siedzi w kącie skromniutka z w dłoni nożyczkami.
Nie narzeka, nie wzdycha, w niczym nie wybrzydza...
Pochylona zaś tarczą nad dwoma ostrzami
Krok za krokiem z łoskotem od drogi odcina,
Oddzielając ślad wspomnień tylko wskazówkami
Od nadziei, że jutro wszystko się zaczyna,
Więc skapują z zegara minuty, godziny,
Sekundami jak mżawką w ulewę przechodzą,
A my z nimi z dnia na dzień jak lód się topimy.
Nasze nogi w kałuże coraz głębsze wchodzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz