Coraz to większy smutek we mnie wzbiera,
Bowiem samotność wszem się zakorzenia.
Wbrew temu ludzi zazdrość, mściwość zżera
Oraz w bezdusznych i upiornych zmienia.
Agresją kipią zdziczałe chodniki
Tych, co mijają się w drodze przypadkiem.
Oko przed wzrokiem wyczynia uniki,
Czując w spojrzeniu na siebie zasadzkę.
Fala głów płynie wiszących ku ziemi
Nad ekranami zachłannej techniki,
Ludzie więc krążą w zwój kabli ciągnieni,
Z drutów kolczastych nosząc naszyjniki.
Otarcie ramion wzbudza obrzydzenie
I dotyk dłoni bywa odczytany
Jako dla życia straszne zagrożenie,
Zatem w relacjach bywa unikany.
Sąsiedztwo zmarło w progu bez tabliczki,
Anonimowo wyzionęło ducha,
Więc akustyki krok wybija licznik,
Którego każdy z przerażeniem słucha
Z uchem za drzwiami jakby wartownika,
Który paraliż czuje wszystkich członków,
Kiedy do domu dźwięk z zewnątrz przenika,
Łamiąc zasady wygód i porządku.
Nic nie widzimy źrenicą wtopieni
W świat wirtualnych omamień, zakłamań,
Pod hasłem sztuki padliną karmieni,
Pełni na duszy poranień i złamań.
Nic nie czujemy oswojeni śmiercią
Przez co i człowiek już niewiele znaczy.
O swoje racje dziś walczymy pięścią,
Bo się niczego dzisiaj nie tłumaczy.
Wystarczy zatem tylko krzyk: „Do boju!”,
Aby obudzić w ludziach krwi pragnienie.
Zakodowane grzęzną masy w gnoju,
Bo obumarło w ich sercach sumienie.
Spróchniałym zębem są zatem gotowi
Do przegryzienia u kogoś aorty.
Nikt się już nad tym, co dobre, nie głowi.
Powietrzem zdają się zbrodnie i mordy.
Nie ma większego więc niebezpieczeństwa
Nad armię ludzi zaprogramowanych
I pozbawionych oznak człowieczeństwa,
Na Androidach, iOS-ach chowanych.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz