Zaszyję się w ogrodzie pod splotem wierzb witek,
Które frędzlem listowia schronią mnie przed słońcem.
Usiądę w tej altanie z zeszytem przed świtem,
Gdy się jeszcze pod stopą senna ciemność plącze.
Ułożę się wygodnie na starym fotelu
Wybijanym dzianiną jak warkoczem sosen.
Zamilknę pokorniutko pośród dźwięków wielu.
W babie lato się wplotę rozwichrzonym włosem.
Rzucę myśli jak kartki wyrwane z dziennika.
Niech je przestrzeń przegląda, szelestem czytając,
Co mą duszę nawiedza, tworzy i przenika,
W twarzy ostrzem refleksji czas mój zaznaczając.
Na jesiennym kobiercu wzrok rozciągnę chłonny,
By nakarmić swe zmysły baśniową scenerią.
Duch opuścić me ciało pewnie będzie skłonny,
Aby z bliska się przyjrzeć natury misteriom.
Niech więc idzie, doświadcza zjawisk niepojętych,
Które magią ze wszech stron człeka otaczają.
Widzę jak drobinami atomów przejęty
Drży, gdy te go odcieniem barw swych dotykają.
Ja poczekam na niego, z boku obserwując
Jak się wtapia w kuriozum z niezwykłą radością,
Jak dreszczami spowity płonie, cud kosztując,
Niebywałą, bo pełną wzruszenia, miłością,
A gdy wróci i we mnie spocznie rozogniony,
Każde słowo zapiszę w trzymanym zeszycie,
Aby ulgę duch poczuł natchnieniem niesiony
Niczym nitka obłoków lśniąca na błękicie,
Po czym westchnę leciutka puchem od środka,
Oderwana od ziemi i na pył zdmuchnięta,
Obojętna na krople, w których będę mokła,
W mym kąciku tworzeniem jedynie przejęta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz