Marzy mi się dom niewielki
W kapeluszu z dachówkami,
Co ma stopni pantofelki
Wyłożone kamieniami,
Oczy jasne i przejrzyste
O powiekach z koroneczki,
Parapety też kwieciste
Falbaneczki zaś z porzeczki
I z agrestu oraz z pigwy,
A żaboty z śliw, z czereśni,
Z jaskółeczek, szpaków, wilgi…
Pełne wstążek ptasich pieśni.
Usiadłabym z takim domem
W mym ogrodzie w czas jesieni,
W którym jarzębina płonie
I głóg wstydem się rumieni,
Gdzie w fotelu na biegunach,
Co z gałęzi splotu powstał,
Wiatr zasiada i na strunach
Palcem proste dźwięki trąca,
A samotność na huśtawce
Rozhasanych pędem bluszczy
Śledzi kota, co na ławce,
Śpiąc, rozkosznie, błogo mruczy.
Pogadałabym z mym domem
O pogodzie, urodzaju,
Wspominając ciepłym słowem
Kwiat na drzewach, co był w maju,
I dzieciństwo oraz młodość,
Która nagle gdzieś czmychnęła,
I beztroskę oraz radość,
Co nad nami płaszcz rozpięła,
Osłaniając nas od złego
W wiadomościach i relacjach
Cieniem chłodu wieczornego,
Pachnącego jak akacja.
Oj, napiłabym się z domem
Miodu z barci pędzonego,
Co uwalnia złotym słodem
Od szarości dnia burego,
Albo wina z leśnych jeżyn
Lub szklaneczki soku z malin.
Chciałabym z mym domem przeżyć,
Byśmy szczęścia nie przespali,
Do dnia mego ostatniego,
W którym wreszcie złożę skronie
Na ramieniu domu mego,
Kiedy czas zatrzyma koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz