wtorek, 16 sierpnia 2022

W TYM CZASIE I MIEJSCU

Chyba me wygasło poczucie humoru.

Coraz mniej mnie bawi i coraz mniej śmieszy

Jakby żyć mi przyszło na świecie z popiołu

Pośród niepotrzebnych, choć nowiutkich rzeczy.


Ludzie jak zapłony krążą po orbicie

Przyziemnych sprawunków, celów osobistych.

W przygnębieniu wielkim przemija im życie.

Zdaje się, że nie ma nikt intencji czystych.


Czas się strasznie kurczy na bycie człowiekiem,

Bo przepracowanie i zysk dominują,

Choć los nieustannie wymachuje czekiem,

Którego to sumy przed nosem falują


Wciąż niedoścignione i nieosiągalne

Jak wabik na charty w gonitwę wciągnięte,

Przez co wszystko wokół staje się banalne,

Dla ludzkiego szczęścia bezwzględnie przeklęte.


Stół stał się już miejscem lamentów, narzekań,

Czarnowidztwa, które z wniosków się wynurza.

W kątach pozamykanych na spusty mieszkań

Dusi się i dławi uczuć gniewnych burza.


Codzienność przechodzi z dłonią wyciągniętą,

Żebrząc o pięć minut postoju dla ducha.

Woła, krzyczy mową, lecz jakby przeklętą,

Bo bezdźwięczną, niemą dla głuchego ucha.


Patrząc na to więc, zewsząd co mnie otacza,

Odwracam się w przeszłość, która się oddala.

Cierpliwość wszelakie granice przekracza

A radość się we mnie bezwiednie wypala…


Tak bym chciała wskrzesić relacje stracone,

Szczere, niepodszyte interesownością

Przy stole, gdzie okruchy były dzielone

Oraz przyjmowane z ogromną wdzięcznością,


Gdzie się rozmawiało, lecz bez zakłamania,

Gdzie się żartowało z szacunkiem do ludzi,

Gdzie słowa się sączyły bez przeklinania

I z błogosławieństwem, co nadzieję budzi…


Tak pragnę wyłudzić chwile dla rodziny,

W której się wspierają wszyscy bez wahania,

W której wspólne płyną spokojnie godziny

Bez cywilizacyjnego tresowania,


W której jest czas na starość, czas na dzieciństwo,

W której miłość kwitnie znacznie odporniejsza

Na wszelakie z zewnątrz plugastwo i świństwo

Siłą niezłomnego, bo wiernego serca…


Tymczasem wciąż widzę twarze przygnębione,

Usta z językami sztywnymi od żalu,

Oczy bezsennością, płaczem wypalone

I pełne obłędu, i w szaleństwie szału.


Wysycha więc źródło uśmiechu, beztroski…

Pod pręgierzem klęczy powiązane ciało.

Nad nim krążą jak muchy straszne pogłoski,

Że wciąż jeszcze więcej będzie brakowało.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz