środa, 19 lipca 2023

BOGOWIE

Mówią, że wszystko jest do naprawienia.

Wystarczy tylko podjąć pewne kroki,

Przejść odpowiednie działania, ćwiczenia,

Ażeby wzbić się na poziom wysoki


Samooceny, poczucia wartości,

Które gdzieś w drodze zostały stracone,

Kiedy człek spadał na łeb z wysokości,

Gdy były sznurki przez wrogów ciągnione


I przez co jako latawiec szarpany

Ledwo kołysał się na wiatru fali,

Aż w końcu poległ doszczętnie zszargany,

Bo go z błękitów brutalnie zerwali


I porzucili jak gwałtu ofiarę

Kamienowaną mianem taniej dziwki,

Której się losem nie przejmują wcale,

A którą mają tylko dla rozrywki.


Czy rzeczywiście w takim upodleniu

Człowiek się może podnieść z powodzeniem?

Czy przy godności na wiór swej spaleniu

Z popiołu martwy powstanie myśleniem


Wytresowanym według komend znawców,

Którzy rozumy wszystkie pozjadali?!

Co, kiedy ciągle będzie wśród oprawców

I gdy go nadal będą katowali?


Można się pozbyć obcych towarzystwa,

Co z nienawiści plują żmij jadem,

Lecz... czy początkiem będzie taka czystka,

Aby wybaczyć człowieczeństwu zdradę?!


Gdyby od tego tylko zależało

Bezczelnie szczere na siebie spojrzenie,

To by się kroki podjąć opłacało

I odpowiednie nad sobą ćwiczenie.


Kiedy się jednak walczy na dwa fronty:

Z ludźmi przypadkiem w drodze poznanymi

I z tymi, co się dzieli cztery kąty -

Z tymi najbardziej w życiu nam bliskimi,


To czy możemy głosić wobec pewność

I wszem przy swoim się upierać,

Że z tym kalectwem można też na pewno

Zbawienne myśli na sobie wywierać,


By nie zaniżać swej samooceny

I poczuć wartość wreszcie docenioną?!

Tyle o sobie ponoć w końcu wiemy,

Na ile przecież w życiu nas sprawdzono...


Co jednak kiedy ktoś test subiektywnie

Traktuje według zazdrości wytycznych?

Czy przytoczona myśl nie brzmi naiwnie,

Kiedy to z przyczyn, lecz nieobiektywnych,


A podsycanych żarem nienawiści,

Wyda bluźnierczo opinię haniebną?!

Gdy oceniają sprawdzian egoiści,

To czy ów słowa w bezsensie nie więdną?


Człowiek jak drzewo, które bez korzeni,

Nigdy wartości własnej nie poczuje,

A od środka się w próchno zamieni,

Samooceny lepszej nie zbuduje;


Bo gdy rodzina jest żrącą trucizną

I mimo ćwiczeń, i podjętych kroków

Wciąż cię upewnia, żeś tylko zgnilizną,

Która niegodna leżeć nawet z boku...


Wszelkie działania według psychologii

Wiele nie wniosą albo nic w ogóle.

Człowiek się staje tworem demagogii.

W związku z tym siebie nie traktuje czule...


A nawet jeśli uwierzyłby w siebie

I odkrył, że jest, nie rzeczą!, podmiotem,

Nie będzie długo szybował po niebie,

Gdy go najbliżsi znów zmieszają z błotem.


Niestety nie brak takich deformacji,

Które się złudnie rodziną określa.

Psychologowie więc nie mają racji

Kiedy rodzina człowieka przekreśla,


Taki się z kolan raczej nie podniesie,

Skażony smutkiem będzie tylko cieniem.

Ściętego drzewa, co próchnieje w lesie,

Nie uratują stracone korzenie.


Tak i osoby, która się nie ceni,

W której zniszczono poczucie wartości

I która nie ma rodziny - korzeni,

I nie zaznała słodyczy miłości,


Nie da się z prochu podnieść, ukształtować,

Mimo że ciało sprawnie się porusza.

Taka osoba będzie wegetować,

Bowiem w niej cierpi, umierając, dusza.


Wszystkowiedzący więc psychologowie!,

Których się mnoży jak grzybów po deszczu,

Nim się ktokolwiek w czymkolwiek wypowie,

Nim stworzy grono bałwochwalczych wieszczów,


Niech się pochyli nad każdym człowiekiem,

Empatią wejdzie w jego ciało, duszę.

Często teorie bywają dalekie

Od tego, co tu wytykam, bo muszę,


Gdyż nie potrafię wziąć za oczywiste,

Iż dyplom daje wszelkie uprawnienia.

Życie człowieka nie jest wszak przejrzyste.

Ważne są jego zatem doświadczenia.


Nie każdy uczeń po szkole muzycznej

Będzie w dziedzinie swojej wirtuozem,

Przyswoi bowiem wszelakie wytyczne,

A grając, jakby operował nożem.


Tak pod opieką człowiek psychologa

Niczym instrument w ramionach muzyka.

Choćby niejeden naśladował Boga,

Zdradzi, że fach się talentom wymyka.


Ileż więc krzywdy wnoszą samozwańcy,

Co się technicznie do zawodu garną.

Wiedzieć w tej służbie tylko nie wystarczy.

Nie sztuką rzucić, gdzie popadnie, ziarno.


Chęci, o sobie wysokie mniemanie,

Na piątkę zdana klepana teoria,

A wrażliwości nieangażowanie -

To jak w ciemności zgaszona pochodnia.


Wyłączam fonie w debaty połowie,

Kiedy się pławią w pychy własnym sosie

Wytresowani ów psychologowie

Skupieni bardzo, lecz na własnym nosie,


I z piedestału nigdy nieschodzący,

By oko w oko stanąć z swym pacjentem.

Przy takim człowiek duchem konający,

Będzie się zmagał z teorii zamętem


I jakby w smole uczący się pływać

Wchłaniany mazią rosnącej krytyki

Na linii frontu zacznie wciąż przegrywać

W swym przekonaniu, że jest nadal nikim...


Tym zagrożeniem są psychologowie,

Którzy jedynie tytułem się szczycą -

Niepotrafiący nic owi bogowie,

Co się w człowieku jego duszą brzydzą.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz