Chyba niewiele dziś potrzebuję,
Bo nic wielkiego mnie nie pociąga.
Niekiedy w drodze się z kimś skrzyżuję,
Kto mi bezczelnie z dumą urąga,
Twierdząc, że lepiej wie, co mi trzeba
I co powinnam, co lubię, muszę...
Z takim rozmawiać się nawet nie da.
Taki jedynie liczy fundusze
I jak komornik krąży w temacie,
Tu łypnie okiem, tam coś podejrzy.
Świnia, choć w szpilkach, i cham w krawacie!
Każdy detalik obmaca, przejrzy
I nie pytany rzuca porady,
Pouczeniami zadręcza ciszę...
Wtem nagle krzyczę: "Dojdzie do zwady,
Jak jeszcze jedno słowo usłyszę!",
Po czym dodaję: "Odpieprz się wreszcie!
Ja ci w twe garnki wszak nie zaglądam."
I go wymiatam z życia dość grzecznie.
Ślady koszmaru niezwłocznie sprzątam,
Choć!... pozbyć takich się nie jest łatwo.
Stanie pod oknem, się odgrażając.
Dzwoni jak Judasz pełniutką sakwą,
Poszanowania dla się żądając.
Za klamkę szarpie i w drzwi me kopie,
Inwektywami szyby wybija.
Tak się zapędza w gniewu galopie,
Któremu zazdrość ognista sprzyja,
Że tą trucizną plując, się truje
W konwulsjach złości oddech zatraca,
Żądzy mściwości nie kontroluje,
Zawiścią życie w proch swe obraca,
Po czym wygłasza, że moja wina
W tym, co go właśnie w gniewie spotkało,
I awantury przy furtce wszczyna,
Bo mi zaszkodził, ale za mało.
Z tego powodu zdzierżyć nie może,
Iż dostatecznie mi nie dokuczył.
Oj, poszedł walczyć by wnet na noże
I chętnie spokój by mój zakłócił,
Byle osiągnąć złością podszyte
Mściwe zamiary mnie upodlenia.
Drzwi mam skopane, okna wybite,
Lecz to niewiele w mym życiu zmienia,
A wciąż zawiścią truje takiego,
Który by więcej zniszczyć zapragnął,
Żeby wywyższyć tym chciwe ego
Oraz nasycić też pychę własną.
Trudno jest pojąć ludziom w amoku,
Że mam potrzeby zgoła odmienne,
Że bez wartości, co miłe oku,
A co duchowe dla mnie bezcenne.
Los mnie doświadczył i uodpornił
Na uszczypliwość oraz zniewagi.
Ludzie do złego strasznie są skłonni
I zatracają zmysł równowagi.
Żal na to patrzeć, lecz... cóż poradzić?
Już nie katuję się tym zjawiskiem.
Widzę, że ludziom bardzo to wadzi,
Że im wymyka się życie ślizgiem,
Gdyż zazdrość zżera ich od środka,
Przeżuwa wolno oraz boleśnie.
Zemsta niestety nie bywa słodka
A od mściwości ucieka szczęście,
Więc bardziej sobie szkodzą niż innym,
Których upodlić i zniszczyć pragną.
Owym myśleniem - zgoła dziecinnym -
Wszystko najgorsze w ramiona garną
I jak Titanic topią się w gniewie.
W zawiści mnóstwo ci ludzie tracą -
Będąc w mściwości wiecznej potrzebie,
Radością własną za złość swą płacą
I obsmażani w ogniu zazdrości
Nie mogą unieść czyjegoś szczęścia,
Dławiąc się, dusząc czadem wrogości
Bez zatracenia siebie pojęcia.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz