Słońce wydaje się już być zmęczone
Ciągłym spalaniem zasobów energii,
Bo tydzień temu było wychylone
Ponad horyzont w jasności swej pełni,
A teraz we śnie będąc pogrążone
O porze, w której lśniło znakomicie,
Leży w pieleszach jakby przygnębione,
Więc wciąż jest ciemno, mimo że o świcie.
U szczytu lata chyba się poddało
I nie chce wdrapać się na punkt najwyższy.
Dzisiaj ponownie pobudkę przespało.
Cierpi jak Werter, a to widok przykry.
Poduchy czarne w miękkim aksamicie
Warstwami niebo gęsto przykrywają.
Widać jutrzenkę jakby w adamicie,
Który latarnie blaskiem rozpuszczają
I cytrynową w nim fluorescencją
Kruszą przezroczem ów drobnoziarnistym
Półmrok, co nocy, świtu jest esencją,
Syropem ciszy we śnie zawiesistym.
Jeszcze niedawno, bo tydzień zaledwie,
Jasnym błękitem świat był malowany,
Który w granacie intensywnym blednie
Jak w atramencie, co wszem jest rozlany.
Czyżby się lato w podróż szykowało?
Porozkładane ma wokół walizki.
Czyżby w pośpiechu się w nie pakowało?
Czuć jego koniec nieuchronnie bliski.
W brzozy czuprynie kilka złotych spinek,
Trawa jakoby po żniwach ściernisko,
W bezkwietnych różach krwiste ślady szminek
I pączkujące życiem wrzosowisko,
Chłodne poranki i rześkie wieczory,
Dzień coraz krótszy, a noc rozciągnięta,
Pogody w kratkę kapryśne humory,
Na plaży wiatrem zacierana pięta -
To wszystko, zda się, szeptem podpowiada,
Że lato bilet na pociąg kupiło,
Bagaże wspomnień w przedziale układa
I się na peron oknem wychyliło,
By przed odjazdem pożegnać się jeszcze
Dłonią otwartą, w górę uniesioną
Nim się pojawią liści barwne deszcze,
Chmury nie zlecą wodą słodko - słoną...
Czas już zagwizdał i para buchnęła,
Spod kół tumanem się mglistym unosząc.
Biel wilgotności poranek wchłonęła,
Perłami w drobny mak się wszędzie rosząc.
Wiązary zgrzytem koła w przód szarpnęły,
Które się w szyny wgryzły ostrym tarciem,
I osie toczne za nimi jęknęły,
A tłok w cylindrze ciśnie ruch uparcie.
Parowóz przebił przestrzeń rusztowaniem
I babie lato nićmi się rozpruło
Niczym na strachu na wróble ubranie
Poprzecierane wręcz niejedną dziurą...
Lato wciąż macha uniesioną dłonią
Jak dziecko, które jedzie na kolonie.
Oczy w tęsknocie za pociągiem gonią,
Pragnąc zatrzymać lata rychły koniec,
Lecz... turkot koła przyspiesza gwałtownie,
Sapiąc i dysząc, i buchają parą.
Lato się w podróż udaje samotnie...
Świat smugą dymu pokrywa się szarą.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz