Święty Apostoł Paweł do Rzymian
Zwracał się, mówiąc, że to Duch Święty
Zawsze w słabościach duszę podtrzyma
I Sam zaniesie nasze lamenty
Przed Twe oblicze, Boże i Panie,
Gdy słowa ustom głosu nie dadzą.
Tak niechaj właśnie ze mną się stanie,
Bo mnie modlitwy me w strzępach rażą.
Czas mi nie sprzyja w myśli skupieniu,
Gdyż obowiązków ciągle przybywa.
Zegar wskazówką jak w oka mgnieniu
Na nosie coraz złośliwiej grywa.
Nim się obejrzę, już dzień kolejny,
A ten wczorajszy zszedł bez modlitwy.
Nie wiem, czy człowiek taki bezczelny,
Czy też bezradny wobec gonitwy,
Co jak bat świszcze nad głową w znoju,
Bez chwil wytchnienia wciąż przynaglając
Do życia po nic i w niepokoju,
Ciało tresując, duszę deptając?!
Niekiedy z ramion ściągam zmęczenie,
Odkładam na bok, zasiadam w kącie...
Wówczas mnie kusi rozkojarzenie,
A po nim ciszy nuty kojące,
Więc... może wtedy Duch, Panie, Święty
Za mnie do Ciebie wznosi błagania?
Świat jest współczesny niczym przeklęty.
Bycia człowiekiem w nim się zabrania,
Dlatego rośnie potrzeba taka,
By Ciebie Stwórcę o pomoc prosić.
Lud bowiem kona z przyczyny raka,
Co człowieczeństwa śmiercią nam grozi.
Spójrz, Panie Boże, na masy w głodzie,
Który zabija i cudzołoży.
Człowiek człowieka dziś na powrozie
Ciągnie jakoby psa na obroży.
Wolność się bowiem na wspak pojmuje.
Silny przy władzy ma do niej prawo.
Kosztem drugiego się honoruje
I przywileje zdobywa krwawo.
Miłość jak dziecko w tanim burdelu
Dziś zaspokaja najdziksze żądze.
Stąd jej istotę zna tak niewielu...
Z ludzi dziś ślepych czynią pieniądze.
Człowiek jak tusza wisi na haku
I do konsumpcji jest wystawiony.
Moralność zbita w drobiny maku
Krzyczy, że każdy jest narażony
Na z swej godności wynaturzenie
I przywłaszczenie jakoby rzeczy.
Każdemu grozi też wykluczenie
Gdy się odważy oraz zaprzeczy
Temu, co bywa wszem wymuszane
Źle pojmowaną dyskryminacją
I co się wkrada deformowane
Głupoty władzą, i dominacją.
Miłość człowieka jako do siebie
Już nic nie znaczy ogołocona.
Bliźniego bowiem żywcem się grzebie,
By była własna żądza spełniona.
Odpowiedzialność gnije wszak trupem.
Jeden drugiego by w łyżce wody
Topił, przy ziemi trzymając butem,
W imię jedynie własnej wygody.
Niekiedy przesyt mam tego, Panie,
Więc chęć do życia we mnie umiera.
Widzę człowieka w gnoju konanie,
Który wnętrzności jak kwas mu zżera,
Gdy w takiej mazi ludzkiej zgnilizny,
Śluzie rozkładu o mdłej słodyczy,
Ropieją na nim rozdarte blizny,
A w nim duch w bólach się wije, ryczy.
W sieci grobowców ów rozgrzebanych
Trudno słowami jest mi wyrazić
To, czym mój umysł jest zaszczuwany
I z czym nie umiem sobie już radzić.
W Tobie więc, Panie, wciąż mam nadzieję,
Że się spod trupów na wierzch wygrzebię.
To dzięki Tobie nadal się śmieję
I w lustrze widzę wciąż, Boże, siebie.
O bratnie dusze zatem Cię proszę.
Za każdą taką też Ci dziękuję
I szczerze, Panie, przyznać się muszę,
Że dzięki Tobie tu nie wariuję,
Więc rację Paweł Apostoł głosi
Mówiąc, iż Duch się Święty wypowie
Za tego, co żal w swej duszy nosi,
Który nie umie wyrazić w słowie,
Bo tak niewiele od siebie daję,
Gdyż mnie znużenie często przytłacza,
A bardzo dużo zawsze dostaję.
Opatrzność Twoja mnie wszak otacza.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz