Wezbrały wody mego zadumania.
Najskrytsze myśli na brzeg wystąpiły.
Powódź refleksji cały świat pochłania
Jakby niebiosa na ziemię zstąpiły -
Tak się rozważań tafla niespokojna
Z błogim błękitem w jedno tło stopiła.
Namysłu iskrzy łódka snów samotna,
Co się od marzeń w nieznane odbiła,
I nurtem buja jakoby w obłokach
Niesiona prądem nieopamiętania.
Niebieska przestrzeń liże ją po bokach,
A wiatr w dal siną nieczule przegania.
Zza horyzontu z popiołów się wznosi
Nadzieja kiedyś żywcem pogrzebana.
Jasności złotem przestwór szczodrze rosi
Zadumy, która z wszech stron jest rozlana.
Wtem się wyłania drobne spostrzeżenie,
Że wszystko nie jest już sprzeniewierzone.
Nad linią wody lśni wyobrażenie
Tego, co jeszcze nie jest odgadnione,
Co na odkrycie czeka wciąż cierpliwie,
By ucieleśnić się doświadczeniami.
Cel się rozciąga przyszłością na niwie
Pod wiary w siebie maksym sztandarami
Niczym husaria do ataku skłonna,
Która skrzydłami niebo w szpule przędzie.
Obawa gaśnie przed jutrem wnet płonna.
Ważne, co jest już, nie zaś to, co będzie.
Pochylam zatem głowę we uznaniu,
Inicjatywę w progi zapraszając.
W głębokim bowiem zjawisk rozważaniu
Idę do przodu, sobie znów ufając,
Deliberacją siebie rozpoznając
Jak kogoś całkiem nowo poznanego.
Po gwiazdy niczym po jabłka sięgając
Jakby nie było w tym że nic trudnego.
Tak mnie wynosi niemal na ołtarze
Wdzięczność, że Stwórca taką mnie obmyślił.
Dumam, iż czynem złożę przed Nim w darze
To, kim mnie w planach przed poczęciem wyśnił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz