O zacne niebo w odcieniach błękitu,
Na którym gwiazdy gdzieniegdzie mrugają
A w kobaltowych skłębieniach podszytu,
By się wychylić, żadnych szans nie mają,
Jesteś przestworem toni szafirowej,
Zasłaniającym przed okiem człowieka
Ciemność ciemności niezwykle surowej,
Co na odkrycie galaktyk wciąż czeka.
Pomyśleć tylko, że twój szlif chabrowy,
Co się z granatem w szarościach przeplata
I nagle blednie w kolor lazurowy
Tyle tajemnic ukrywa przez lata.
Filtrujesz słońca ogniste promienie,
Niczym latarnia morska nocą świecisz,
Księżyca blaskiem rozrzucając cienie,
Na ziemię czasem opadami zlecisz.
I zdałoby się, że jak oceanem
Rozciągasz płótno niebieskiej struktury,
W bieli zsypanej spienionym tumanem,
Tworzącym puchem różnokształtne chmury,
Że poza tobą nie ma już niczego,
Żeś jest granicą wszelakiego bytu...
A tyś początkiem nieodgadnionego,
Nie zaś zegarem od świtu do świtu.
Niekiedy patrząc na smugę różową,
Którą jutrzenka pudruje powieki
I się rozpływa mgiełką lawendową
Jako jasności niewielkie przecieki,
Aż trudno pojąć, iż nad tą wstążeczką,
Co się pąsowym światłem rozciągnęła
Jakoby wąską, nieruchomą rzeczką,
Która wschód słońca szczeliną rozpięła,
Mrok niezgłębiony gęstnieje jak smoła
I ciszą dudni, gwiazdami wiruje,
Co jak spirala krążą w kształcie koła,
Które w świetlistym pyle orbituje...
Stojąc pod twoim, niebo, zadaszeniem
Człowiek nie słyszy oporu powietrza
Co wokół Słońca świszcze okrążeniem
Jako kamienny mlewnik rytmem serca
I się zazębia sąsiedztwem w układzie
Planet jak trybów, które rozkruszają
Blask, co się w czerni łuną bladą kładzie
Mleka w punkcikach, gdy łuską migają
W ławicach światła miększej nieważkości
Od najlżejszego ruchu bez kontroli,
Przypominając muślin sprężystości,
Na którym leżeć można by do woli.
O, zacne niebo, ozonu powłoko
Promieniująca złocistym odblaskiem
Jakże radujesz wścibskie, ludzkie oko,
Czyniąc mu zmianą pory dnia wciąż łaskę.
Trudno wyrazić w słowach stan zachwytu,
Jakim się raczę, ciebie podziwiając.
Nie masz wszak w sobie, o niebo!, limitu,
Mnie swą potęgą piękna zawstydzając.
Mogłabym pisać - malować obrazy,
Ale nie ujmę nigdy twojej mocy.
By stać się tobą, czasem mi się marzy,
Aby nasycić, lecz nie tylko oczy,
Tobą, me niebo, ciało, na wskroś duszę
I się napełnić wszechświatem bezkresnym...
Tymczasem, stojąc na ziemi, się muszę
Pocieszać twoim błękitem odwiecznym.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz