Cóż to za bestia czai się w ciemności?
Okiem w czerwieni łypie na ulicę.
Chociaż nie warczy płonie wręcz ze złości
I jadem gniewu plują jej źrenice.
Pod transparentem wyznań i poglądów
Idzie z pięściami wrogiej nienawiści.
Mnoży się tłumem wynurzona z kątów
I defiladą jak kiedyś faszyści
Wdziera się wszędzie powodzią agresji,
Czerpiąc przyjemność z przemocy i siły.
W głowie się nawet światłemu nie mieści,
By w ludziach takie demony się wiły.
Okna trzaskają drobinami szyby,
Hukiem eksplozji ciszę rozcinając.
Pną się do góry, jak piekielne, dymy,
Ogniem budynki, auta pochłaniając.
Krew z ran płynąca apetyt pobudza,
Podkręca żądzę, by deptać osocze,
Więc but się ślizga w tryskających strugach,
Pod krokiem życia ów słodycz chlupocze.
W łunie pożaru i trzaskach płomieni
Diabelskie bawi się podłe nasienie.
Powietrze żarem gęsto się czerwieni,
Więc moralności grozi zaczadzenie.
Ileż się kłębi zła w jednym człowieku?!
Jakaż w nim drzemie zdolność do przemocy?!
Żądza krwi bowiem niejednego wieku
Bestialstwem ludzi wręcz wykuwa oczy.
A się przyjęło, że z własnej natury
Człowiek się rodzi dobry bez wątpienia.
Nad tym poglądem dziś się kłębią chmury,
Bo rzeczywistość sens ów wiary zmienia
I w aktach zbrodni obnaża człowieka
Jako gorszego wręcz od drapieżnika,
Co do ataku się tylko ucieka,
Gdy zagrożony lub go głód przenika,
I wbrew naturze ludzkiej jest spokojny,
Jak lew nażarty w cieniu odpoczywa.
Człowiek zaś ciągle poszukuje wojny
I z pazurami z miejsca się podrywa,
Aby rozszarpać drugiego człowieka,
Sprawdzić odporność na ból zadawany.
Zapach krwi zwabia go z dawien daleka,
Więc instynktownie bywa sterowany
Jakby rozumu swego nie posiadał,
Nie miał sumienia ni krzty wrażliwości,
Byleby czerpał, zagarniał i władał,
Depcząc po trupach wszelakich wartości.
Nie bez powodu święty Jan w swej księdze
Imieniem bestii określił człowieka,
Który z demonem siedząc w jednym rzędzie,
By cios śmiertelny zadać, tylko czeka.
Woła więc czas ów o pomstę do Nieba,
W ramionach niosąc ofiary przemocy
Jakoby matka, co jej chować trzeba
Pociechy, którym w martwe patrzy oczy.
Dokąd się szerzyć będzie ta pożoga,
Co w proch rozgniata na kamieniu serce?!
Wyrzekł się człowiek jak Lucyfer Boga,
Zatem świat płonie, wznosząc w ogniu ręce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz