wtorek, 11 lipca 2023

DO JUTRA, KOCHANA!

Wierzba rosochata, klęcząc nad strumieniem,

W sieci mnie zwabiła cienia pod koroną,

Usiadłam więc pod nią tuląc się myśleniem

Do pnia, który chłonął me refleksje korą,


W przewodach żywicznych soki rozpuszczając

Zadumy, co stała się ów drzewa rdzeniem,

I miazgę mej duszy treścią nasączając,

Wzmocniła jak wodą spragnione korzenie.


Po kilku minutach... może kilkunastu?...

Wierzba na gałązkach jak na pięciolinii

Bez wzniesienia kurtyn i gromkich oklasków

Nuty zaznaczając mych myśli, się chyli...


I niczym dyrygent podrywa się z ciszy,

Konarami jakby batutą machając!

Teraz, co mi dusza szepce, świat usłyszy,

Listowia szelestem jej się zachwycając,


Ale!... nie dbam o to, bo wiatru muzyka,

Który trąca struny wierzby nastrojonej,

Na wskroś mnie wzruszeniem nieziemskim przenika

I akompaniuje głowie rozmarzonej.


Nigdzie się nie ruszam - nie zamierzam odejść.

Nade mną się wianek jaskółek zaplata.

Wokół się rozciąga plątanina obejść...

Uciekałam nimi przed sobą przez lata.


Teraz to odrzucam - jestem jaka jestem

Z pełnym inwentarzem moich wad i zalet.

Dziś na siebie patrzę rozumem i sercem,

I siebie - człowieka nie wstydzę się wcale.


Nie będę udawać kogoś, kim chcą widzieć

Mnie ów samozwańczy w gronie dygnitarze -

To z naturą moją wszak w parze nie idzie,

Na życie kłamstwami bowiem się nie ważę.


Prawda jest najmilszą duszy przyjaciółką,

Choć wymagająca i w współżyciu trudna.

Nie będę łączyła bułeczki z bibułką -

Ta cecha jest dla mnie potwornie paskudna.


Jestem JA bezwstydnie, wkurzająco szczera,

Bo wreszcie świadoma swej podmiotowości,

Którą budowałam sama i od zera,

Gdyż los nie miał dla mnie ni grama litości.


Dziś jestem kobietą o półwiecznym stażu

Z rękoma po ziemie niczym orangutan

Od ciężkiego bardzo życia nadbagażu,

Lecz na cztery nogi porządnie podkuta -


Przebiegła jak węże gołębica czysta

Z biletem do jutra w zaciśniętej dłoni,

Na bycie prawdziwą niepoprawnie chytra

Z wianuszkiem jaskółek na siwiutkiej skroni,


Z miłością do siebie - tej!, widzianej w lustrze,

Która już niewiele ma z tamtą wspólnego.

Choć dźwigam na barkach doświadczenia smutne,

Nie tracę przenigdy ducha pogodnego.


Mów więc o mnie ,wierzbo, o mnie rozpowiadaj!

Z pewnością przedstawisz mnie jaką że jestem.

Anonsuj mnie, wierzbo, i o mnie rozmawiaj

Szelestem i szumem, prozą albo wierszem!


Ty będziesz w ocenie bardziej obiektywna

Niż ludzie, co którzy chcieli mnie oswoić,

Abym kosztem siebie dlań była uczynna,

Co by swe potrzeby mogli zaspokoić,


A którym zerwałam się nagle z łańcucha

I pędem ruszyłam ku swej dojrzałości

Jak wytresowane psie, co już nie słucha,

Choć mu podrzucają dla zachęty kości.


Mówże o mnie, wierzbo - praw bez skrępowania

O wadach, zaletach, intencjach i czynach!

Opowiadaj o mnie, lecz bez pudrowania!

Zduśże wszystkie plotki, co kisną w zaczynach


Ludzkiej złośliwości oraz bałwochwalstwa,

W którym każdy siebie za boga uważa!

Mówże o mnie, wierzbo, boś w prawdzie jest trwalsza,

A to w byciu sobą bardzo mi pomaga!


O, jakże ci wdzięczna jestem za tę zdradę,

Którą obwieściłaś światu moje myśli.

W prawdomówność twoją mą nadzieję kładę,

Że z oszczerstw mnie szelest twych liści oczyści.


Do jutra, kochana, o tej samej porze.

Tuląc się do ciebie, ci się wyspowiadam,

Wszystkie karty na blat bezwstydnie wyłożę,

Posłucham jak tobą o sobie rozprawiam.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz