Półmrok wciąż jeszcze gęsto się puszy.
Niebo utkane chmur posępnością
Wisi nad ziemią jak tuman duży
Rosnąc granatu ociężałością.
Z dali zaś echo sforę przedrzeźnia.
Szczekanie stada w spokój się wdziera.
Dźwięk ten od siebie wręcz uzależnia
I akustyką przestrzeń rozpiera...
Kiedyś wieczorem dokazywała
Wieś, która długo nie mogła zasnąć,
Psim ujadaniem w noc się wkradała
Jakby jej było w obejściach ciasno.
Niosła się owym głośnym hałasem
W ciemności skryte pól oraz łąki,
I wędrowała nad mrocznym lasem,
Ciągnąc ów dźwiękiem domów przedsionki.
Zdało się wtedy, że psy spuszczone
Wnet się rozbiegły na świata strony
Za nos wolnością w otchłań ciągnione
Dali, co której kres niezmierzony
Rozsiewał wszędzie skowyt i wycie
Ów polowania na zmory, duchy,
Zjawy, upiory, co siedzą w życie,
Mamidła, które kryje bór głuchy,
Koszmary, co się w lęku rozpierzchły
I mimo okien otwartych w domu
Do izb spłoszone nigdy nie weszły
I nie wadziły we śnie nikomu.
Zwierzyna dzika też w strachu będąc,
Pod gospodarstwa nie podchodziła.
Psy zaś szczekaniem w przestrzenie pędząc,
By się nie wkradła złowieszcza siła,
Strzegły mieszkańców drzemiącej wioski,
Stojąc na straży ich bezpieczeństwa...
Dziś o tym krążą w świecie pogłoski,
Cisza się pławi w tonie zwycięstwa.
Psów już nie słychać, a wiatr znudzony,
Co butem trzeszczy, trąca gałęzie
Nad paprociami zaś pochylony
Krąży jakoby biedak w obłędzie,
Więc kiedy słyszę psów zawodzenie
Podczas spacerów porannych w mieście,
Budzi się we mnie piękne wspomnienie -
We wsi z dzieciństwa jestem nim wreszcie
I czuję zapach wilgotnej nocy,
Słyszę z łańcucha spuszczoną sforę,
Gwiazdy diamentem patrzą mi w oczy...
Kocham tę doby magiczną porę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz