Siedząc na ławce, obserwuję dzieci
Z dość delikatnym wspomnień rozrzewnieniem.
Lipcowe słońce ogniem żaru świeci,
W słomiane trawy wplatając płomienie.
Dziatwa w podskokach mrowiem rozsypana
Głosem radości echo wywołuje,
Więc to z nią hasa w szortach po kolana
Oraz najgłośniej z wszystkich dokazuje.
"Raz, dwa, trzy... Szukam!" - głosi okolica.
"Pierwszy!... Nieprawda!" - z innej strony słychać.
Huśta się w kwiaty błękitna spódnica,
Nad którą warkocz wydaje się kiwać,
A ze ślizgawki zjeżdżają pociechy,
W biegu ponownie na nią się wspinając,
Zaś spod liściastej, szeleszczącej strzechy
Widać dzieciaki, co się zakradając,
Wchodzą w koronę jak stado małpiatek,
Aby popatrzeć na kolegów z góry,
By paluszkami skubnąć nieba watę
I z bliska ujrzeć z niej utkane chmury.
A dookoła pędzą rowerami,
Na hulajnogach gnają gdzieś w pośpiechu.
Już się dziewczynki nie bawią wiankami.
Dawne gry chłopców też są formą zmierzchu.
Gdzieś płacz i sprzeczka w asyście rozjemców.
Poszło o banał - grę niewartą świeczki.
I znowu słychać zgodny odgłos śmiechu.
Widać, że problem nie był wcale wielki...
Ach... jak szczęśliwy, kto smak ów poznaje
Dzieciństwa, które sielskie i anielskie,
Które od marzeń w niczym nie odstaje
I jest baśniowe, magiczne i piękne.
Jakiż to skarb jest w życiu dorosłego,
Fundament wiary i pewności siebie,
Zakwas dojrzały życia świadomego
Brany z pożytkiem, gdy się jest w potrzebie.
Bez ów dzieciństwa człowiek jak ptaszyna,
Co jest do lotu nieprzysposobiona,
Której lęk skrzydła jak sierpem podcina
I która siedzi w klatce uwięziona.
W takim człowieku na zawsze zostaje
Dusza, co z ciałem nigdy nie dorasta.
Gdy patrzy w lustro, serce mu się kraje,
Bo będąc dzieckiem, widzi obraz starca.
Taki wciąż słyszy w sobie lament dziecka,
Które beztroski nigdy nie zaznało.
Takiemu w oku kręci wciąż się łezka
Nad mlekiem, które dawno się rozlało.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz