Patrzysz… i wokół zjawia się pustka.
Trzaskiem gałęzi czas się wymyka
I niedomknięta huśta się furtka,
Ścieżka ucieka nurtem strumyka…
I jakoś smutno się uczyniło…
Zamilkł tembr głosu oraz ton śmiechu.
Jeszcze niedawno gwarnie tu było
I przeminęło w trwożnym pośpiechu.
Już nie ma nawet komu gotować
I nie ma komu zrobić herbaty…
Wspomnienia ciężko kartką wertować,
Bo radość spłaca się dziś na raty
Tych lat na wspólny dzień zaciągniętych,
Spożytkowanych lepiej lub gorzej...
Za ust twych grymas bólem wygiętych
Przyszło zapłacić sercu najdrożej.
Trzepotem skrzydeł wciąż twarz otula
Powiew rozstania nieodwracalny.
Matka do piersi zdjęcie przytula.
Wokół się mnoży jej warg szept mszalny
Za powodzenie, błogosławieństwo,
Aby pociecha strzeżona była
W świecie, to w którym jest okrucieństwo
I tylko modlitw zwycięska siła,
Więc bez kontroli nad własnym dzieckiem
Snuje się w kątach strachem dręczona.
Myśl, by pociecha była człowiekiem
W pragnieniach troską jest pieleszona...
Tak w opuszczonym gnieździe się toczy
Żywot matczyny usychający -
Kobieta w oknie topi swe oczy,
Czy jej potomek nie jest cierpiący...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz