Ostrzegała mamusia młodego Łukaszka,
By nie zrzucał myślenia o życiu na ptaszka,
Lecz niesforny, niewierny poradom Łukaszek
Robił wszystko, co żądał ów wspomniany ptaszek,
Który tak go omotał i tak go omamił,
Że ten każdą dziewczynę za intelekt ganił,
A wybierał jedynie krągłe, malowane,
Biżuterią jak sroki drogo obwieszane,
Aż się w końcu zakochał rozwiązły Łukaszek
W tej, co wybrał mu z kobiet dość swawolny ptaszek.
Piękna była, prześliczna, niemal idealna,
Symetryczna, nad podziw wręcz proporcjonalna.
Miała na czym przycupnąć oraz czym oddychać,
Więc mógł do niej Łukaszek dniem i nocą wzdychać.
Miała włosy jedwabne i długie do pasa,
Usta duże, soczyste jak w pętach kiełbasa,
Oczy niczym szmaragdy z rzęsami jak pióra,
Palce zaś przedłużone migdałem pazura,
Co na który lakiery rozmaite kładła…
Jedną wadę zaś miała – mlaskała, gdy jadła,
A poza tym ikona i wzór kobiecości.
Nie mógł mieć Łukasz szczęścia większego w miłości.
Postanowił się zatem oświadczyć dziewczynie
Nim uroda jej zgaśnie i z wiekiem przeminie.
Nie dbał o to, że głupia i pusta jak balon.
Ważne, iż ją koledzy za krągłości chwalą.
Lubił bowiem Łukaszek, gdy mu zazdrościli
I na widok wybranki jak psy się ślinili.
Oj, martwiła się matka o małżeństwo syna.
„Nie to ważne, co kryje kołdra czy pierzyna,
A co w głowie i w sercu ma twa przyszła żona,
Bo gdy spadnie uroda jak z okna zasłona,
Obyś się nie wystraszył, żeś przyjął do łóżka
Babę pustą okropnie jak zbuk lub wydmuszka”.
Łukasz jednak mamusi w ogóle nie słucha,
Więc paruje mu mądrość wkładana do ucha.
Wziął w pośpiechu ślub, huczne wyprawił wesele.
W noc poślubną jak w ogień zaś wskoczył w pościele
I się kocha, i kocha w szale namiętności
Opleciony rękoma, nogami piękności,
A nad ranem?… go warkot przebudził zuchwały.
Patrzy!… Muchy się z dworu do łóżka zleciały
Za odorem niemiłym jakoby padliny,
Który wił się oparem z ust śpiącej dziewczyny.
Machnął ręką, by muchy przegonić z ust żony…
Krzyknął! Wrzasnął! Spadł z łóżka mocno przerażony.
„Kto to? - myśli. – Na Boga! Co za topielica?!”
Obok leży kobieta, która nie zachwyca,
A na blacie w pokoju jejże toaletki
Rozrzucone są rzęsy, kremy, pędzle, kredki,
Włosy powypinane z owłosienia głowy,
Puder, fluid i cienie – odlew betonowy,
Spod którego wypełzła jakaś straszna zmora
Nie do żony podobna, ale do potwora.
W życiu bowiem odwrotnie niżli w baśni bywa.
Oto prawda jest szczera, bezwstydnie prawdziwa:
W bajce książę całuje żabę, ma księżniczkę,
Bo się w piękną niewiastę zmienia to, co brzydkie -
W życiu ślicznotce miłość wyznaje do ucha,
A po nocy poślubnej… śliczność to ropucha.
Warto zatem, nie idąc śladami Łukaszka,
Trzymać mocno na wodzy niegrzecznego ptaszka.
Dzisiaj nie ma wszak kobiet brzydkich, są zadbane:
Eleganckie lub grubo szpachlą pudrowane.
Warto zatem kierować się wdziękiem mądrości,
By powietrze nie uszło z kobiecych krągłości,
Narażając małżonka na stres i koszmary
U boku, nie piękności!, lecz upiornej mary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz