Ciągle uciekam jak zaszczute zwierzę
Przez las wydarzeń oraz sytuacji.
Biegnę przez krzaki, nagle w chruście leżę,
Padam jak kłoda bez wdzięku i gracji.
Gałęzie plączą rozpędzone kroki
I niczym pęta ciało oplatają.
Nad głową śmieją się zuchwałe sroki
I kruki, wrony złowieszczo gadają.
Wiatr wyje, szarpie drzew głowy zawzięcie
Jakby chciał zebrać trofea zwycięstwa,
A mnie pcha w przestrzeń do życia zacięcie,
Co jest oznaką… tchórzostwa czy męstwa?!
Nie myślę o tym, bo waltornię słyszę,
Która jak demon zarośla przemierza
I strzałą dźwięku wnet powala ciszę,
Co w mych ramionach z grzechów swych się zwierza.
Tulę ją mocno z miłością w objęciach,
A kiedy gaśnie, ciało jej układam
Na mchu wilgotnym ustronnego miejsca
I niczym łania w świerki gęste wpadam.
Za mną już pędzi galopem ułana
Sfora spragnionych mego poświęcenia.
Chce mnie powalić strzałem na kolana,
By zedrzeć ze mnie pasję i marzenia,
Biegnę więc, biegnę!, ile tchu w mej piersi,
Żeby niedola mnie nie ustrzeliła.
Rzadko się komu w tej ucieczce szczęści,
Gdy wrogom sprzyja wręcz nadludzka siła.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz