We wsi, leżącej jak groszem u gór podnóża,
Która to dachówkami z lasów się wynurza,
Zamieszkał z miasta człowiek – zacny pan Ignacy,
Zakończywszy w swym życiu etap ciężkiej pracy.
Chcąc odpocząć od zgiełku, hałasu i tłumu,
Zaszył się w głąb natury wśród szelestu, szumu,
Przylegając posesją do płotu sąsiada,
Z którym o tym, co w świecie, rozprawia i gada,
Przechwalając się dumnie wiedzą niesłychaną,
Z radia, z TV i z gazet chłonnie zdobywaną.
A!, że miał pan Ignacy i tytuł docenta,
Pychą jego, choć krucha, pierś rosła napięta.
Trudno było mu zatem dostrzec mankamenty,
Które tworzył, wciąż sobą szczycąc się przejęty.
Pan Ignacy wszak siebie widział prekursorem.
Gardził zatem kulturą ludową, humorem,
Pragnąc stworzyć świat zgodny z mediów świętą racją,
Chlubiąc się nienaganną w sobie tolerancją,
Głosząc, że we wsi nie ma bardziej otwartego
Niż on, bo z duchem czasu wiernie idącego.
Na zebraniach zaś chętnie jak na wiecu stawał
I o własnej miłości braterskiej rozprawiał:
O tym, jak wszystkich kocha, jak wszystkich szanuje;
O tym, jak wszystko zgodnie, z szacunkiem przyjmuje;
Jak mu nikt nie przeszkadza, jak mu nic nie wadzi
I że nikt go przenigdy niczym nie urazi.
Wszystko jednak prysnęło jak bańka mydlana.
Pan Ignacy z docenta zamienił się w chama,
Kiedy sąsiad ukończył wyższe fakultety,
Kłując w oczy dyplomem uczelni, niestety.
Wtem się zbudził w Ignacym wojownik zawiści.
Idąc ślepo za ciosem w podłej celach myśli,
Wszczął batalię przeciwko swemu sąsiadowi -
Nocy każdej bezsennie nad ciosem się głowił,
Aby w dzień mu uprzykrzyć przyzwoite życie,
Które teraz płynęło na sukcesach szczycie.
To donosy pisywał, by spokój zakłócić,
Truł za płotem drób, aby sąsiada zasmucić.
Skargi składał do sądu za pianie koguta,
Za to, że wieś jest gnoju zapachem zatruta,
Że komary z sąsiadem są w spisku i w zmowie,
Bo kąsają go nocą po nogach i głowie.
Krzyczał głosem ochrypłym – „Ja wam nie daruję,
Wy kanalie, wieśniaki, - urwy oraz – uje!”,
Aż… skażony mściwością skonał w progu sądu
Porażony piorunem gniewu z niebios prądu,
A gdy stanął przed bramą na kłódkę zamkniętą,
Zderzył się z informacją na kartce przypiętą:
„Jakie były oznaki braterskiej miłości,
Takie szanse na hojność Rajskiej gościnności”.
Woła Ignaś stroskany – „Mam tytuł docenta!” -
I udaje, że grzechów więcej nie pamięta.
Wtem Piotr Święty zza chmury smutny się wychyla,
Szalę wagi sądowej winami przechyla,
Na Ignaca spogląda przerażonym okiem,
Po czym mierzy surowym, nieprzychylnym wzrokiem
I powiada – I u nas śmierdzi, bracie, gnojem.
Znajdź gdzie indziej kwaterę i odejdź z pokojem.”
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz