Cisza dokoła… cisza wszem stygnie…
Świat jej odwagi nie ma przegonić.
Zanim spod Ziemi słońce się dźwignie
Można w ów ciszy wiele odsłonić:
Skrzypienie trawy niczym zawiasów,
Gdy od wilgoci źdźbła swe pochyla;
Szum zda się robić mnóstwo hałasu,
Gdy wiatr się w krzewach tańcem rozpływa,
Szarpiąc falbany spiętej koronki
Z nagich gałązek z sobą splątanych,
Co jakby trzepot w oknie zasłonki
Zda się być masztem fal pompowanych…
Wtem lekki łoskot niczym pęknięcie…
Lub pióra w locie z skrzydeł strącenie…
Leci liść, czyniąc ruchem pętelkę.
Niesie w powietrzu go rozluźnienie,
Więc niczym łódka z pluskiem kadłuba
Kołysze blaszką wręcz bezszelestnie
Puchem w przestrzeni wisi… i fruwa…
Podniebnym prądem bezdźwięcznych westchnień.
Nieważkość widać nań gołym okiem.
Na boki chwieje się niczym hamak.
Można go śledzić spokojnym wzrokiem
Jak scenę w kadru zastygłą ramach,
Bo w spowolnionym, ospałym tempie
Spada na chodnik, skrząc unerwieniem
I brązowieje, żółknie lub blednie…
Można uchwycić w nim i czerwienie…
Tak płaczą drzewa nad przemijaniem,
Łzami topnieją lecących liści
I zasypiają ich kołysaniem...
Smutek korony z listowia czyści
I pod stopami ścieli drzew lament,
Który to kroki zaczepia szeptem,
Więc narzekania budzi się zamęt
Liści na drodze sklejonych deszczem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz