czwartek, 20 października 2022

KAKOFONIA

Nic nie mów, proszę… Rozmawiam z myślami…

Szepczą do mnie szelestem liści za oknami.

Ledwo słyszę ich słowa zagubione...

W zgiełku miast drżą hałasem zatrwożone.


Cicho… cicho… gdzieś głoski zabrzęczały

Jakby szkło się rozbiły, rozsypały…

Ach, to tylko tramwaju rozdrażnienie

Na szaleńca, co zapadł w zaciemnienie.


Może jednak?… Coś słyszę gdzieś w oddali…

Niczym syk jak powietrza, co się pali,

Jak w płomieniu przetapianego włosa…

Nie… nie… To tylko… tylko żar papierosa…


Ciszej… ciszej… ciszej… Na litość boską!

Chłonę z odmętu, co może być głoską.

Grzęznę w tumulcie i tonę w jazgocie,

I się zapadam jak po uszy w błocie.


Tu wrzask i raban!, pisk opon i dzieci,

Miotłą drapanych po chodnikach śmieci,

Wycie, szczekanie i psów ujadanie,

W betonie wiercenie!, zgrzyt i stukanie…


Tam zamęt, rumor jakoby na grzędzie…

Rejwach, larum i rwetes!… są wszędzie…

Mętlik wiruje, wokół się obraca…

Wrze niczym w garze i pośpiech, i praca.


W odmęcie chaosem się napędzamy,

Więc wszystko słyszymy i nie słuchamy…

Gaśnie minuta w lęku po minucie.

Rośnie w panice i w strachu zaszczucie,


Że nie zdążymy i że przegapimy...

W pędzie niczego i nic nie widzimy!

Narasta siła oraz przemęczenie

I się urywa jak guzik!… istnienie...

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz