- Kogo tam znowu? - wymamrotała pod nosem, słysząc dźwięk dzwonka do drzwi sygnalizujący niezapowiedzianą wizytę tajemniczej osoby. - Człowiek nie może zająć się własnymi sprawami – narzekała, szuraniem kapci przesuwając się przez korytarz w stronę wejścia do mieszkania w lekko przygarbionej posturze drobnego ciała, pokrytego pomarszczoną, ale rumianą skórą o aksamitnej strukturze pozbawionej zaczerwienień lub plam charakterystycznych dla ludzi w jej wieku. - Idę! Idę! - zawołała, uciszając niecierpliwego gościa, stojącego po drugiej stronie drzwi zamkniętych na dwa zamki i łańcuszek, będący formą zabezpieczenia. - Idę… - powtórzyła półszeptem, przekręcając klucz. - Cierpliwości – poprosiła, po czym nacisnęła klamkę i pociągnęła w swoja stronę drzwi zablokowane łańcuszkiem wiszącym przy ścianie za framugą. - Słucham – zasygnalizowała, wyglądając na klatkę schodową przez szczelinę i poprawiając dłonią w gumowej rękawiczce zsuwające się z nosa okulary o dość dużych, okrągłych szkłach, zasłaniających większą część sympatycznej, pulchnej twarzy.
- Dzień dobry – pojawił się w odpowiedzi ciepły, męski głos. - Aspirant Cierlecki. – przedstawił się mężczyzna, pochylając głowę w geście serdecznego powitania – Komenda Główna Policji…
- Policji?! - zdumiała się starsza pani, bez wahania otwierając drzwi na oścież i zamaszystym ruchem dłoni zapraszając do mieszkania stojącego na klatce schodowej funkcjonariusza oraz towarzyszącego mu kolegę. - Co się stało, na litość boską?! - zapytała, przerażona. - Coś u sąsiadów? Wiedziałam! No, ale tak to jest, kiedy wpuszcza się do kraju wszystkich chętnych bez kontroli. Proszę, proszę – zachęcała, prowadząc gości do salonu. - Nie powinna mnie dziwić panów wizyta. W tej klatce jestem jedyna, jedyna!, - ostrzegawczo uniosła wskazujący palec, wytrzeszczając błękitne oczy w grymasie sygnalizującym sensację, wręcz niebagatelne odkrycie istotne dla sprawy – rdzennego pochodzenia. Reszta to emigranci. Uchodźcy, proszę panów. Uchodźcy! W całym bloku się od nich roi. Człowiek niby u siebie, a jak na obczyźnie. Proszę. - Policjanci weszli za gospodynią do salonu. - Proszę wybaczyć. - Rękoma wskazała na pokój, w którym wszystkie meble, łącznie z podłogą, poprzykrywane były przezroczystą folią, a sama staruszka była ubrana w ceratowy fartuszek i spożywczy czepek oraz rękawiczki. - Nie spodziewałam się gości. Robię kiełbaskę. Swoje to swoje. - Uśmiechnęła się do funkcjonariuszy, przesuwając na stole misy pełne mielonego mięsa, poprószonego mieszanką ziół przyprawiających swą wonią powietrze w pomieszczeniu.
- Pachnie wybornie – zakomunikował kolega aspiranta Cierleckiego.
- Naprawdę? - Uradowała się starsza pani. - Bardzo się cieszę – dodała, znikając w kuchni, z której po chwili wyłoniła się z talerzykiem serwowanej w niewielkich kawałkach kiełbasy. - Proszę spróbować.
- Nie chciałem robić kłopotu – oznajmił funkcjonariusz zawstydzony hojnością staruszki.
- Ależ to żaden kłopot – zaprzeczyła gospodyni, stając przed policjantem z talerzykiem pełnym plasterków kiełbasy. - Proszę… proszę się częstować. Mam mnóstwo wolnego czasu, który wykorzystuję na tego rodzaju aktywność, później częstuję sąsiadów, znajomych. Proszę, proszę.
- Wyborna! - zachwycił się smakiem wyrobów policjant.
- A pan nie spróbuje? - zwróciła się starsza pani do aspiranta Cierleckiego.
- Nie, dziękuję – odmówił funkcjonariusz.
- Kolega jest na diecie. Rozumie pani, – zażartował policjant – w tym zawodzie trzeba być w formie. Jeśli jednak nie ma pani nic przeciwko, ja chętnie się jeszcze poczęstuję.
- Proszę. Może napijecie się panowie herbatki. Chętnie zaparzę – zaproponowała. - Tak rzadko trafia mi się miłe towarzystwo.
- Jeśli pani…
- Nie, dziękujemy – wtrącił się do rozmowy Cierlecki. - Musimy jeszcze przeprowadzić wywiad z pani sąsiadami. Obowiązki.
- No tak – zgodziła się staruszka. - Rozumiem. To może chociaż panowie usiądą na ten moment. Nie musimy przecież rozmawiać na stojąco – mówiła, zdejmując z krzeseł folię.
- Chcielibyśmy zapytać panią o rachmistrza spisowego…
- O rachmistrza?! - zdziwiła się staruszka, zastygając w bezruchu na krześle, ustawionym przed policjantami.
- Tak. Nie odwiedził pani?
- Był. Owszem – odpowiedziała bez wahania. - Zostawił mi kod dostępu i hasło do wypełnienia kwestionariusza spisowego w internecie.
- W internecie? - zapytał ze zdumieniem policjant, objadający się z niepohamowanym apetytem znikającymi z talerzyka plasterkami kiełbasy.
- Co w tym dziwnego? - oburzyła się staruszka. - W moim wieku to aż takie zjawiskowe?
- Kolega z pewnością nie to miał na myśli – oznajmił Cierlecki.
- Dzieci mieszkają daleko. Każdy zajęty pracą, rodziną… Nie zawsze mają czas czy możliwość, by przyjechać. Dzięki komputerom możemy porozmawiać, zobaczyć się… To wspaniały wynalazek.
- To prawda – zgodził się Cierlecki.
- To trochę nienormalne, - zauważyła – że policja interesuje się rachmistrzem spisowym… Pewnie po jego wizycie ludzie orientowali się, że z domu coś im wyparowało?
- Nie, nie – zaprzeczył funkcjonariusz z szerokim uśmiechem rozbawienia na ustach.- Ciekawy tok podejrzeń i skojarzeń, ale to nie ten trop.
- Więc o co chodzi?
- Można powiedzieć, – wtrącił się do rozmowy kolega aspiranta Cierleckiego – że zaginął w akcji. Otrzymaliśmy zgłoszenie, że nie wrócił do domu, w pracy też się nie pojawił. Ostatnim miejscem jego wizyty służbowej był ten adres.
- Mój?! - przeraziła się starsza pani.
- Nie, niedokładnie pani – uspokoił ją Cierlecki. - Kolega miał na myśli tę klatkę schodową i lokatorów w niej mieszkających. Byliśmy już u pani sąsiadów z parteru. Teraz rozmawiamy z panią, a następnie przeprowadzimy wywiad z pozostałymi mieszkańcami.
- Biedny człowiek… - westchnęła, po czym zapadła w głęboką zadumę.
- Czy słyszała pani na klatce schodowej, pod blokiem jakieś krzyki… coś niepokojącego?
- Słucham? - zapytała, ocknąwszy się z zamyślenia, ściągając grymasem zaskoczenia brwi. - A, tak… Coś niepokojącego – powtórzyła półszeptem. - Tu ciągle słychać krzyki, głośną muzykę, wrzaski i płacz, awantury… To tu normalne. Gdybym słyszała ciszę i uprzejmości, byłabym zdumiona i być może zaniepokojona. Tu roi się od typów spod czarnych gwiazd. Panowie z pewnością sami się o tym przekonają.
- A może zachowywał się nerwowo, niespokojnie jak osoba wystraszona?
- Kto? - zapytała staruszka.
- Rachmistrz spisowy – odpowiedział Cierlecki.
- Nie, nie. Normalnie się zachowywał. Był nawet grzeczny… Nie miałam jednak czasu na rozmowę. Byłam zajęta…
- Robieniem kiełbaski – dopowiedział z zadowoleniem kolega Cierleckiego.
- Tak.
- Zatem wzięła pani kody personalne, by wypełnić formularz spisowy w internecie, i pożegnała pani rachmistrza? - dociekał Cierlecki, czekając na potwierdzenie złożonych przez gospodynię zeznań.
- Rodzina się pewnie o niego niepokoi? - zapytała, wpatrując się w oczy aspiranta z nieukrywanym smutkiem, ale i widocznym napięciem, jakby z rozgoryczeniem oczekiwała na zaprzeczenie dręczących ją obaw.
- Trudno, żeby było inaczej.
- Tak, tak – zgodziła się bez wahania. - Przykra sprawa. Niestety nie pomogę panom, chociaż bardzo bym chciała.
- O której godzinie mniej więcej wyszedł od pani? - zapytał kolega Cierleckiego.
- Wie pan… Nie jestem pewna. Na zegarek nie spojrzałam… To było jakość… wieczorem. Wszedł dosłownie na chwilę. Dał mi te kody i wyszedł. Ja byłam zajęta, a jemu chyba się spieszyło, bo nie zagadywał, nie żartował… To była taka czysto urzędowa wizyta. Nie ukrywam, że mnie to było nawet na rękę. Mogłam wrócić do pracy.
- Później poszedł do lokalu naprzeciwko? - zapytał funkcjonariusz.
- Nie wiem – odpowiedziała, wzruszając ramionami. - Wróciłam do swoich zajęć. Nie wyglądałam przez wizjer na klatkę schodową.
- No, cóż… - westchnął Cierlecki, wstając, po czym wsunął krzesło pod blat stołu a następnie skierował się w stronę wyjścia. - Dziękujemy pani bardzo serdecznie…
- A kiełbaska pierwsza klasa! - pochwalił talent kulinarny starszej pani kolega aspiranta. - Dziękuję uprzejmie. Była bardzo, bardzo dobra.
- Dziękuję. Niezmiernie się cieszę. Wie pan, - dodała – to zasługa odpowiednich ziół i czosnku.
- Gdyby coś się pani przypomniało, - dodał Cierlecki – proszę o kontakt.
- Naturalnie! - zapewniła. - Naturalnie! Nie wyobrażam sobie inaczej. Ach… taka przykra sytuacja. W jakich my czasach żyjemy?! – dodała z donośnym rozgoryczeniem. - Człowiek wychodzi z domu do pracy, po czym nie wraca i znika bez śladu… W jakich my czasach żyjemy? - dodała, otwierając drzwi i wypuszczając funkcjonariuszy z mieszkania na klatkę schodową.
- Dziękujemy pani. Do widzenia – pożegnał się Cierlecki, a następnie odwrócił się w kierunku lokalu znajdującego się po przeciwnej stronie, do którego drzwi zdążył już zapukać jego kolega.
Wtem zabrzmiał zgrzyt przekręcanego klucza, zastąpionego niezwłocznie skrzypieniem zawiasów. Drzwi otworzyły się, a w progu pojawiła się młoda, dwudziestokilkuletnia kobieta z małym dzieckiem w ramionach.
- Panowie do mnie? - przeraziła się lokatorka, delikatnie podrzucając pociechę trzymaną w objęciach.
- Pani Olu – wtrąciła się staruszka, niezwłocznie podchodząc do sąsiadki i wyprzedzając swą nadgorliwością funkcjonariuszy policji. - Panowie szukają rachmistrza spisowego.
- Rachmistrza spisowego?! - zdziwiła się kobieta. - U mnie w ogóle się nie pojawił.
- Jak to?! - ponownie wtrąciła się do dochodzenia starsza pani. - Nie wszedł do pani?! A u mnie był!
- Pozwoli pani, - stanowczo poprosił poirytowany zachowaniem starszej pani Cierlecki – że to my zajmiemy się śledztwem.
- Tak, tak. Oczywiście. Przepraszam, - dodała podenerwowana staruszka – ale to dość dziwne. Wychodzi ode mnie człowiek, który nagle zapada się pod ziemię.
- Faktycznie – zgodził się kolega Cierleckiego. - Bardzo zaskakujące.
- Niech pani wraca do domu – poprosił aspirant, podprowadzając starszą panią pod drzwi jej mieszkania. - Dziękujemy pani serdecznie i życzymy spokojnej nocy.
- Tak, tak… Ma pan rację – zgodziła się starsza pani, znikając za drzwiami.
Niezwłocznie, w panicznym pospiechu przekręciła klucze w zamkach. Zablokowała drzwi łańcuchem i, przylegając ciałem do ich skrzydła, wyjrzała na klatkę schodową przez wizjer, na której już nie zastała nikogo a na której panowała tylko ciemność oraz cisza. Przetarła nadgarstkiem zroszone potem czoło. Dłońmi poprawiła foliowy, spożywczy czepek okrywający siwe włosy spięte w gruby kok. Zatrzymała się na chwilę w głębokim milczeniu, po czym energicznym krokiem udała się do łazienki. Zaświeciła światło. Rozejrzała się dokoła. Podeszła do wanny. Szarpnęła za zasłonę prysznicową. Przesunęła ją w bok i spojrzała w górę, gdzie pod sufitem na linie wspinaczkowej podpiętej pod hak wisiało ciało martwego mężczyzny z podciętą szyją i twarzą zasłoniętą grubą warstwą wysychającej powoli krwi, tworzącej skorupę bordowego koloru.
- Toś mi narobił kłopotu – westchnęła, sycząc ze złością przez zaciśnięte zęby. - Jeszcze z jednym typem się nie uporałam, a już tyś się wcisnął i jeszcze do tego ściągnąłeś mi na głowę policję – narzekała, wykładając z wanny kawałki ludzkiego, poćwiartowanego ciała w miskę. - Mam nadzieję, że byłeś podłym, zawszonym draniem i że rodzina szybko pogodzi się z twoją stratą. Gdybyś był dla mnie grzeczny, - tłumaczyła, oddzielając ostrzem noża tkankę mięśniową od kości – nie doszłoby do tego, do czego twoja arogancja mnie zmusiła. Nie będę tolerować chamstwa i prostactwa – mówiła, przecierając nadgarstkiem pocące się czoło, klęcząc przed miską z ludzkimi szczątkami, porcjowanymi na kawałki łatwe do zmielenia. - Widzisz? - zapytała, spoglądając na wiszące pod sufitem zwłoki. - Ten tu – wskazała nożem na miskę – szczał na klatce schodowej. Raz mu tylko zwróciłam uwagę, a że zaczął mnie wyzywać… pozbyłam się drania. Im mniej takich mend w społeczeństwie, tym czyściej i przyjemniej. Ty też do przyjemniaczków nie należałeś. Dziwię się, że cię w ogóle zatrudnili do tej roboty. No, - westchnęła, wstając z miską pełną ludzkiego mięsa – na mnie czas. Noc krótka, a ja mam jeszcze mnóstwo pracy – oznajmiła, gasząc za sobą światło i zamykając drzwi łazienki.
W tle unosiły się włoskie piosenki zakłócane odgłosami ostrzy maszynki rozdrabniającej tkanki przetwarzanego mięsa, zasypywanego hojnie bukietami aromatycznych ziół.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Horror że staruszka w tle
OdpowiedzUsuńGdyby nie ona, nie byłoby (wydaje mi się) uszczypnięcia akcji, a tak... jakieś zaskoczenie (chyba?) się pojawiło. :)
OdpowiedzUsuń